Wilczyca przybyła druga. Miała być towarzystwem świadka.
Zaczęło się o świcie. Nie było żadnych zaskoczeń, żadnych niedomówień.
Dziś stoczyć się miała bitwa.
Bitwa która nie zwróci niczyjej uwagi.
Bitwa bez widzów.
Bitwa bezpośrednia.
Bitwa o której nikt nie będzie pamiętał.
Siedziała na skraju wielkiej łąki. Gęstej od polnych kwiatów, przewianej wiatrem, pachnącej latem. "Dlaczego tak piękne miejsce musi oglądać takie rzeczy?" zastanawiała się.
Najgorsze jest oczekiwanie. Ze wszystkich rzeczy na niebie i ziemi, jaka stworzyli bogowie, nie ma gorszej, niż to ciągłe napięcie, niepewność, domysły, wzburzenie jakie wywołuje dreszcz oczekiwania. Zwłaszcza, jeśli się wie, że czeka się na prywatny armagedon ukwieconej polany.
Coś za nią zaszeleściło. Odwróciła się, wystraszona.
Przed nią stała wilczyca. Z niezwykle poważną, jak na nią miną.
- O, cześć, biała. - zwróciła się do Alli, która w odpowiedzi obdarzyła Shikyo cielęco zdziwionym spojrzeniem.
- Skąd ty tutaj...?
- Od wczoraj nie mogę zaznać spokoju. - warknęła lykanka - Coś się szykuje. Tu, w tym miejscu, wyczuwam to. Całą sobą.
Po tych słowach zaczęła powoli i uważnie lustrować polanę wzrokiem.
- Ty wiesz, prawda? - zwróciła się do Alli - Oni tu przyjdą. Przyjdą po Zieloną Panią. By ją zniszczyć.
Białowłosa milczała.
- Ale dlaczego tu? - kontynuowała wilczyca - Przecież wejście jest w środku lasu? Byłam tam.
- Nigiri je przeniosła. Chce, żeby starcie odbyło się tutaj.
Shikyo prychnęła. Usiadła obok Alli. Obserwowały wschodzące słońce. Lykanka westchnęła, o czym świadczyły tylko lekko wzniesione chude ramiona.
- Tak cicho...
Deidara siedział skulony pod ścianą. Ubranie, które dostał od Mistrza drapało go w kark, ale postanowił nie zwracać na to uwagi.
Mistrz siedział naprzeciwko. Pił herbatę i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w pustą przestrzeń. Tsudo stała oparta o ścianę niedaleko.
Moment powitania Deidara mógł zaliczyć do... dziwnych. Najpierw został porządnie zmieszany z błotem, za wszystkie straszne niekompetencje, których się dopuścił, za to, że zrujnował Mistrza reputację, a w końcu za to, że zdezerterował na ponad rok. Długo to trwało, nim oskarżycielskie argumenty się wyczerpały.
A Deidara nie miał odpowiedzi na żaden z nich. Gapił się tylko na pełną wyrzutów twarz Sasoriego, uszczęśliwiony, że znów wszystko jest po staremu. Tsudo milczała, nie chciała się wtrącać. Jeszcze nie.
Zresztą, Mistrz Sasori też nie był "całkiem z drewna". Koniec końców musiał wziąć swojego ucznia w ramiona, żeby się upewnić, czy to aby on, a nie czasem... no sam nie wiedział, duch?
Deidara powoli, jakby był niesłychanie zmęczony, odwzajemnił uścisk i zamknął oczy. Długo zastanawiał się nad tym, co powiedzieć Mistrzowi, kiedy znów go spotka. Teraz wszystkie wyuczone formułki trafił szlag.
- Brakowało mi twoich bluzgów, Mistrzu. .
Sasori natychmiast odsunął od siebie chłopaka, patrząc nań z niedowierzaniem. Ale widocznie i jego wszystkie riposty wzięły w łeb, bo zaczął śmiać się w najlepsze. Zarówno Tsudo jak i Deidara byli tym szczerze zaskoczeni, ale już po chwili poszli w jego ślady. Niewidoma się nawet rozpłakała ze wzruszenia.
I tak oto, po godzinie, kiedy Deidara został ubrany, nakarmiony i nacieszył się wolnością, a Tsudo opowiedziała wszystko, co wiedziała Sasoriemu, siedzieli razem, zastanawiając się co dalej. Bo coś z tym sytuacyjnym fantem trzeba było postanowić.
Deidara po chwili namysłu uznał, że to on powinien zacząć. Zwrócił się do Mistrza.
-Wiec to ty... do mnie, no... telepatycznie...?
- Nie. - odpowiedział Sasori wciąż nie spuszczając wzroku z pustki - To Pein. Ja zakłócałem jego próby. Zajmowało mi to sporo czasu, ale pozostałem nieodkryty. W przeciwnym razie nie było by mnie tu dziś z wami.
- Cały czas próbował mnie dorwać? - chłopak zadrżał.
- Cały czas.
- Dlaczego więc mu w tym przeszkadzałeś?
Sasori w końcu podniósł wzrok. Zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Powiedzmy, że nie chciałem, aby cała wiedza, którą udało mi się w ciebie wcisnąć przez te lata została po prostu rozerwana na strzępy.
Tsudo uśmiechnęła się. Deidara tylko prychnął. Ale po chwili również i jego usta zaczęły się rozciągać.
- W każdym razie... dzięki.
- Nie masz za co dziękować, dbam tylko o swój interes.
- O bogowie! - westchnęła Tsudo rozbawiona - Czy wy, panie Sasori zawsze musicie się porozumiewać w taki sposób?! Przyznajcie w końcu, że nie możecie bez siebie żyć!
W tym momencie na niewidomą spadł grad głośnych protestów i zaprzeczeń, roześmiała się więc tylko perliście i obiecała, że więcej nie będzie gadać takich "wierutnych bzdur", jak to określił Akasuna.
Znów jednak musieli spoważnieć. Deidara zerkał na swojego opiekuna, teraz jego kolej. I rzeczywiście.
- ...Zamierzam opowiedzieć się po stronie Nigiri. - oznajmił zupełnie niespodziewanie i bez ogródek marionetkarz.
Zdawało się, że cisza, która zapadła w pomieszczeniu stanie się zaraz namacalna, że będzie można ją zbierać garściami.
Blondyn zdębiał.
- Ale... że co?!!! Przecież sam mówiłeś...!
- Wiele się zmieniło przez ten czas, chłopcze. - Sasori odłożył kubek z herbatą na stół - Poznałem matkę Tsudo - spojrzał w stronę dziewczyny - lub, jak ją od pewnego czasu nazywają, Zieloną Panią. Ona... pełni pewną ważną rolę w... hmm. Nie wyjaśnię ci tego teraz, ale w każdym razie, ty byś to ujął tak, że to ona jest ta dobra, a Pein to ten zły.
- Tak? A od kiedy to my się opowiadamy za TYMI DOBRYMI?!
- Deidara, opanuj się! - zwróciła mu uwagę urażona dziewczyna.
Sasori zgromił go wzrokiem.
- Pein jest u siebie, możesz tam iść, powiedzieć, że wracasz skruszony i chcesz walczyć u jego boku, nie widzę problemu.
- NIE, DZIĘKUJĘ! - Deidara aż się wzdrygnął na samą myśl.
- No właśnie. Tak się składa, że ja też jestem na celowniku.
- Ty?! - chłopak był w szoku.
- To moja prywatna sprawa.
- Nie masz takiej tajemnicy, której bym prędzej czy później nie poznał, Mistrzu. - wyszczerzył się blondyn.
Sasori wywrócił oczami.
- Dobrze, to ty sobie tutaj prowadź śledztwo, a my z Tsudo idziemy do Kota, szykować się do wojny.
Po tych słowach Sasori założył na ramię torbę pełną zwojów z zapieczętowanymi marionetkami i razem z dziewczyną zaczął zmierzać do wyjścia.
- Że jak?! IDĘ Z WAMI!
Odwrócili się. Tsudo spuściła wzrok, a Sasori zwrócił się zniecierpliwiony do chłopaka.
- Oszalałeś. Pein cię zamęczy na śmierć!
- A was niby nie? Ty też go przecież zdradziłeś, Mistrzu! Sam mówiłeś!
Sasori stracił cierpliwość. Czas się zbliżał.
- Nie, Deidara! Mam plan. Nie zamierzam bez zastanowienia rzucać się w ogień, aby przejść na drugą stronę, tak jak ty to robisz!
- To co?! Zamierzasz go obejść?!
- Nie, chłopcze. Ja go ugaszę. Sposobem.
- Czy są już wszyscy? - Głos Paina wydawał się bardzo niski. Wrażenie potęgowało echo, które wypełniało zwielokrotnionymi dźwiękami całą grotę.
Było bardzo wilgotno. Ciemno, zimno i ogólnie nieprzyjemnie. Nikt z zebranych jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi. Wszyscy skupieni byli na zadaniu, które ich czeka. Ich czas w końcu nadszedł. Niektórzy się już nawet zastanawiali, jak będą wyglądać następne posunięcia lidera...
- Jeszcze Sasori. - powiedziała Konan, a jej głos również został rozniesiony po jaskini przez echo.
- Czekamy więc. - Pein kiwnął w jej stronę.
Czas mijał.
Wszyscy milczeli. Wokół panowała cisza. Tylko gdzieniegdzie, jakieś zagubione krople skapywały z kamiennego sufitu, do źródełek znajdujących się na dnie jaskini.
Hidan dreptał zniecierpliwiony w miejscu. "Przecież ten czerwony buc tyle razy opowiadał, jak to on nie lubi czekać! I jak to nie chce, żeby inni czekali na niego... Jasne, a teraz, co?!"
Nagle zamarł. Z głębi jaskini dało się słyszeć kroki. Niespieszne, chlupoczące, niesione zadowolonym echem do uszu oczekujących.
"Nareszcie!", miał na końcu języka Hidan.
Pein kiwnął głową na przywitanie przybysza. Sasori odwzajemnił gest.
- Wszystko w porządku? - zapytał lider Brzasku.
- Tak. W jak najlepszym. - odparł Akasuna.
- Zaczynajmy więc.
W grocie zapanował szmer. Każdy z dziewięciu zebranych członków Brzasku wyjął zapieczętowany zwój. Wokół zagrzmiało. Podłoże zaczęło się unosić do góry, woda z głośnym hukiem spływała kaskadami. Wyciekała jak spomiędzy palców. Bo też, faktycznie, zgromadzeni stali na dziewięciu palcach kamiennego posągu, w którym zamknięte były Bijuu. Lecz teraz pieczęć była złamana, a z ust rzeźbionego boga wydobywały się dziwne, pełzające twory z czakry. Wokół zapanowało niesamowite gorąco. Twory zaczęły się dzielić na długie odgałęzienia. Każde z nich dosięgło jednego z członków zgromadzenia.
Konan zacisnęła powieki. Zawsze trudno jej było znieść obecność tych demonów. Teraz były tu wszystkie. Zrobiło jej się słabo. Nagle poczuła delikatny, acz gorący dotyk na ramieniu. Obróciła się. Wpatrywały się w nią żółto-zielone, rozżarzone ślepia Nekomaty. Jej trzecie oko na czole zaczęło się powoli otwierać. Konan wpatrywała się w nią spokojnie. Kocia szczęka Nibi rozszerzyła się od ucha do ucha w głodnym uśmiechu. Zerknęła na zwój trzymany przez niebieskowłosą. Ten pękł kobiecie w dłoniach, ona sama dostrzegała już tylko trzecie, jadowicie zielone oko Nekomaty.
Czuła, że spada.
Teraz nie widziała już nic, ale doskonale wiedziała, że tak właśnie ma być.
- Nachodzą! Już tu są!
Wilczyca krzyczała głośno, podekscytowana. Szturchała Allę, która na próżno jej tłumaczyła, że przecież widzi dokładnie to samo, co ona!
Faktycznie. Łąka zaczęła się wypełniać. Spokojnym krokiem, jedno za drugim, członkowie Zielonego Kota podążali za swoją kapłanką na miejsce starcia. Wszyscy ubrani na zielono, z prostą bronią w ręku, z plecionymi sakkatami na głowach. W końcu znaleźli się na tyle blisko, że Shikyo i Alla mogły dostrzec poszczególnych członków. Było ich dziewięciu. Twarze mieli ukryte.
- Widzę ją! Widzę Zieloną Panią!
- Wiem, wiem... - warknęła zniecierpliwiona Alla - Siadaj wreszcie! Lepiej, żebyś się nie ujawniała.
Nigiri szła na czele. Trudno ją było pomylić z kimś innym. Biło od niej niezwykłe dostojeństwo. Wysoka, ubrana w soczyście zieloną szatę, którą wiatr co chwila targał. Podobnie jak włosy, które odsłoniły teraz wciąż zabandażowaną do połowy twarz, prezentując wyniosły profil kapłanki. W ręku dzierżyła tylko długi miecz. Za pasem znajdował się jeszcze zakrzywiony sztylet.
Pochód zatrzymał się w połowie polany. Nikt nie wyrzekł słowa, nikt się nie poruszył. Tylko wiatr obijał się po obszernych szatach członków Midori Neko, szeleścił w sakkatach i dzwonił metalowym uzbrojeniem.
Nigiri patrzyła przed siebie spod pół przymkniętych powiek. Jej twarz wyrażała straszliwą stanowczość. Można było się domyślać, że tej kobiecie nie obce są różnego rodzaju potyczki. To było wyryte na jej twarzy. Niestety dosłownie.
Allę zastanowiły bandaże. Najwyraźniej targ z Nekomatą nie został jeszcze dobity. Kiedy więc Nigiri zamierzą ją uwolnić? Jeśli tego nie uczyni, będzie musiała się zmierzyć również z nią. A tak, to miałaby demona po swojej stronie. A w najgorszym razie nie było by potrzeby z nim walczyć.
A Hokkou, którego Nekomata również życzyła sobie uwolnić, przy okazji? To wszystko jest bardzo zagmatwane...
Minęła godzina. Alla drzemała. Shikyo natomiast z każdą minutą była bardziej podniecona. W końcu presja wzięła nad nią górę i lykanka zaczęła mimowolnie powarkiwać. Alla musiała ją uspokajać, grożąc, że zdradzi jej obecność. Wilczyca przestała szczerzyć kły, ale polany nie spuszczała z oka.
Wkrótce się pojawili.
Druga połowa poligonu zaczęła się wypełniać. Pierwszy przybył dziewięcioogoniasty Kyuubi. Na jego grzbiecie stał Pein w czarnej pelerynie w czerwone chmury. Rozejrzał się. Jego spojrzenie szybko spoczęło na Nigiri. Kyuubi warczał i drżał z podniecenia. Ciemna ślina wyciekała z lisiego pyska, skapywała na polne kwiaty, spalając je z sykiem. Trawa pod stopami demona sczerniała i nabrała konsystencji kleju. Demon rzucał pyskiem na boki. Kiedy jednak jego spojrzenie padło na Nigiri również znieruchomiał. Po chwili szarpnął agresywnie głową, a z jego gardła wydobył się potężny ryk, który zerwał z ziemi wszystko co rosło w pobliżu bestii. Na twarzy kapłanki zaś pojawiły się ślady ciemnej śliny demona. Spętany przez Peina Kyuubi no Yoko, ruszył posłusznie w stronię Nigiri. Robił to jednak w jakiś dziwny sposób. Szedł bokiem i szarpał głową próbując się odwrócić. Pieczęć lidera Brzasku narzucała mu swoją wolę, której potężny demon wyraźnie nie chciał się podporządkować. Było to dla niego uwłaczające. W tej chwili musiał zachowywać się... jak zwykłe zwierzę.
Matka Tsudo dumnie uniosła głowę. Z wyniosłym pół-uśmiechem i przymkniętymi powiekami wpatrywała się w pysk Kyuubiego. Gdy demon zbliżył się do na odległość kilkunastu metrów, tak, że czułą gorejącą od niego czakrę, podniosła wzrok na Peina.
- W takiej chwili powinnam powiedzieć, że znów się spotykamy... Nagato. - uśmiechnęła się bez życzliwości - Ale jakoś nie mogę.
Pein zaśmiał się krótko.
- Masz coś na twarzy. Setsuko.
Uśmiech Nigiri ani drgnął. Za to Peina się poszerzył, ale tylko na chwilę, ponieważ kapłanka sięgnęła dłonią do opatrunku. Zatrzymała się jednak w pół gestu.
- Co? Boisz się, że coś ci odpadnie? - wysyczał Pein z niezwykłą jak na niego złośliwością.
Dłoń Nigiri cofnęła się. Zamiast tego kapłanka chwyciła oburącz swój miecz.
- Zaraz zobaczymy, co tu komu odpadnie.
Pein wpatrywał się w nią uporczywie, a po chwili uniósł prawą dłoń, w której trzymał mały, srebrny gwizdek. Nie było to oczywiście żadnym zaskoczeniem dla kapłanki. Nie zdziwiło jej również to, że wkrótce na polanie zrobiło się gęsto i gorąco od demonicznej czakry. Pojawiały się po kolei. Od ośmioogoniastego Hachibi prowadzonego przez Itachiego, do jednoogoniastego Shukaku, na grzbiecie którego stał Sasori, przybyły jako ostatni. Tuż przed nim na polanie pojawiła się Konan wraz z Nekomatą, która teraz podobnie jak reszta demonów zachowywała się bardzo niespokojnie.
Setsuko Nigiri zakręciła mieczem w dłoni i ustawiła się w gotowości. Podobnie uczynili stojący za nią członkowie Zielonego Kota.
Ogoniaste Bestie Peina ustawiły się w kręgu wokół przeciwników. Z ich oczu biła niesłychana żądzą mordu. Nie mogły się już doczekać kiedy zostaną "spuszczone ze smyczy".
Kapłanka i lider długo mierzyli się wzrokiem. Pein nie aktywował rinnegana. Widocznie uznał, że poradzi sobie bez niego. A może po prostu sądził, że Kyuubi załatwi całą sprawę sam...
Wiatr się ciągle wzmagał. Wraz z nim napięcie.
Nagle powiew ustał.
Ręka Peina opadła.
A ręce Mistrza Sasoriego poderwały się w górę.
I wtedy stało się coś dziwnego.
Cały Zielony Kot, z wyjątkiem przywódczyni rzucił się z głośnym stukotem przypominającym deszcz spadających drewnianych klocków na Kyuubiego. Demon zaryczał wściekle. Konan zaczęła krzyczeć. Nekomata mająca wysoko w poważaniu jej rozkazy, rzuciła się do szyi potężnego lisa. Przewalili się na ziemię. Grunt zatrząsł się potężnie. Na pomoc Kyuubiemu przybyły cztery demony. Ośmio-, siedmio-, cztero- i trójogoniasty. Wkrótce dołączyła do nich sześciogoniasta Raijuu, rzucając się na grzbiet Nibi. Ichibi no Shukaku stał niewzruszony. A Sasori na nim, szarpiąc rękami na boki w dziwnych gestach. Natomiast Hidan "dosiadający" wilczego Gobi no Hokkou o pięciu ogonach nie mógł zapanować nad bestią, która wyrywała się wściekle, próbując go zrzucić. O dziwo, nawet kiedy się to udało, demon nadal szarpał się jak w konwulsjach. Pieczęć wyraźnie dalej go wiązała.
Pein bez trudu odparowywał ataki Midori Neko. Szybko jednak zorientował się, że w podwładnych Setsuko było coś dziwnego. Poruszały się jakoś tak... bezwładnie. Pein spodziewał się również ataku ze strony Nekomaty, którą Konan, w jego przekonaniu, nie udało się opanować. Na szczęście z odsieczą przybyły inne Ogoniaste Bestie. A z pieczęcią Hidana coś musiało być nie w porządku, bo jego bijuu wyjątkowo mocno cię wyrywał.
Nekomata została szybko odciągnięta od Kyuubiego. "Teraz Konan będzie mogła nad nią "złapać" kontrolę, skoro Nibi już się wyszalała", myślał Pein łamiąc kark jednej z członkiń Zielonego Kota, która źle wymierzyła cios. Reszta demonów aktywnie pomagała. Ale... ten kark... przecież to...
Pein spojrzał przed siebie, a jego wzrok poszybował nad wirem walki.
Jednej ogoniastej bestii wciąż brakowało.
Na przeciwko krwawej jatki, w bezpieczniej odległości stał niewzruszony jednoogoniasty, całkowicie poddany woli władającego nim marionetkarza z Suny, który wciąż wykonywał ramionami dziwne gesty. Kilkadziesiąt metrów od niego stała Nigiri zachowująca się podobnie.
W tej chwili Pein już wiedział... [w jak głębokiej jest dupie: dop. autorki xD]
W chwili krótszej niż kolejne cięcie mieczem atakujących podwładnych Zielonej Pani, Nagato wydał nowy rozkaz. Wcielono go w życie w trybie natychmiastowym.
Wszystkie demony z wyjątkiem szamoczących się Nibi i Raijuu oraz nieposkromionego Hokkou z rykiem, sykiem i bulgotem w przypadku Isonade, rzuciły się ku Sasoriemu, który odskoczył w ostatniej chwili. Stojący nieruchomo Shukaku nie miał tyle szczęścia. Został "pochłonięty" przez resztę Ogoniastych Bestii.
Pein zeskoczył z Kyuubiego, który próbował zbierać siły po ataku Nekomaty, zwłaszcza, że Zielony Kot się wycofał, otaczając teraz w pełnej gotowości murem Akasunę. Lider Brzasku zmierzył go wzrokiem.
Lalki. Oczywiście. Rzekomi członkowie Kota, którzy przed chwilą przypuścili na niego atak to marionetki sterowane przez Mistrza Sasoriego i Nigiri.
Pein nie poświęcił zdrajcy większej uwagi. Zostawił to Kyuubiemu, który z lisim uśmiechem ruszył w kierunku marionetkarza, by pomóc innym bijuu.
Z Setsuko Nigiri, Nagato postanowił zmierzyć się sam na sam.
- O bogowie... O bogowie... - Alla powtarzała w kółko te słowa, jakby nie znała żadnych innych.
- Przestań ich ciągle przyzywać, przecież stoją przed tobą!
Shikyo szturchnęła białowłosą, która tak samo jak ona z ukrycia obserwowała roztaczającą się przed nimi bitwę.
- Pein odkrył podstęp dość szybko. - stwierdziła lykanka, którą Alla zdążyła po części wtajemniczyć w plany matki Tsudo - zresztą jakoś specjalnie te lalki mu nie zaszkodziły...
- Ściągną uwagę Kyuubiego na jakiś czas, to wystarcza. Poza tym pani Nigiri ma jeszcze w zapasie kilka niespodzianek, a Pein najwyraźniej całkowicie ufa sile demonów.
- ...Co nie jest znowu takie głupie. - skwitowała lykanka.
- Hm, tak. - Alla kiwnęła głową. - Ale też Pein najwyraźniej nie spodziewał się zdrady ze strony Mistrza Akasuny. A nawet jeśli, to nie wiedział, kiedy ona nastąpi, czy raczej - "w czym się przejawi.".
- Na tym nie koniec. - rozległ się głos zza pleców obserwatorek.
Podskoczyły wystraszone. Na małej ścieżce wychodzącej z lasu na polanę stała Tsudo, uzbrojona jedynie w swój gwizdek. Uśmiechała się smutno. Shikyo na jej widok wyszczerzyła się. Nie zapomni jej pomocy, która kiedyś od niej otrzymała.
- Tsudo! - zawołała podekscytowana Alla - Co ty tu robisz?! Myślałam, że twoja matka kazała ci zostać...
- Mam jeszcze pewną na wpół skończoną sprawę do załatwienia.
Białowłosa uniosła brwi w zdziwieniu.
- Ty?? Ale... co to takiego?
Nos Tsudo zmarszczył się nieznacznie, ku przerażeniu swoich towarzyszek wyszła na polanę, skąd mogła być widoczna.
- Muszę zająć się Hokkou.
- Jak to?! Teraz?! - wołała wzburzona Alla - Teraz to już po sprawie! On będzie walczył przeciw wam!
- Niekoniecznie. - powiedziała Tsudo, nie przestając iść ku środkowi polany.
Przystanęła, by użyć swojego gwizdka. Ostatni raz zwróciła się do skrytych obserwatorek.
- Zresztą wsparcie już przybyło.
Na te słowa zarówna Alla jak i Shikyo wyciągały szyję, by zobaczyć jak najwięcej.
Pein stał twarzą w twarz z Nigiri. Wbijał w nią wzrok z włączonym jednak rinneganem. Chciał to zakończyć jak najszybciej, bez kolejnych niespodzianek. Nie zależało mu na tym całym Kocie i na tym, że nad demonami tak trudno jest w praktyce sprawować kontrolę.
W chwili obecnej chciał tylko jej śmierci. Chciał widzieć, jak krew jego jedynej przeszkody na drodze do władzy spływa mu między palcami i wsiąka w ziemię pod jego stopami.
- Czy naprawdę potrzebna jest ta cała maskarada? - zapytał.
Setsuko uśmiechnęła się i rozluźniła. Po chwili wypuściła miecz z dłoni i zupełnie niespodziewanie, upadła bezwładnie na ziemię, jakby była szmacianą lalką.
Ruch z tyłu...
Pein szybko i gwałtownie wyciągnął ramię nad głowę. Cios Nigiri został zablokowany, Nagato nie przewidział jednak, że w drugiej ręce będzie miała szpikulec, który niemożliwie szybkim ruchem wyjęła z koka, w który miała spięte włosy wysoko nad karkiem. Szpikulec został wbity w lewe oko Nagato.
Lider Brzasku zawył dziko z bólu, zdążył jednak odrzucić od siebie Setsuko silnym ciosem w brzuch. Obolała wylądowała kilkanaście metrów dalej, podpierając się wolną dłonią. Wykonała szybko kilka pieczęci i szpikulec, który trzymała zamienił się w długą, smukłą katanę ze zdobioną rękojeścią.
Wszystko odbyło się tak nadludzko szybko, że włosy, które Nigiri miała spięte w kok, dopiero teraz długą, karmelowo - brązową kaskadą opadły jej na plecy i ramię.
Pein odzyskał równowagę. Użył tylko sobie znanej techniki, aby znieczulić uszkodzone oko, które nie nadawało się już do użytku. Wciąż jednak zostawało mu prawe, z rinneganem, którym lustrował stojącą przed nim PRAWDZIWĄ Setsuko Nigiri, Zieloną Panią, kapłankę i przywódczynię religijnej organizacji "Zielony Kot". Nie miała na twarzy ani na ciele żadnych opatrunków. Budząca respekt, wciąż jeszcze młoda, matka Tsudo wpatrywała się w Nagato bez cienia uśmiechu na nieskazitelnej cerze. Wiedziała, że teraz żarty się skończyły. Jedno oko to za mało.
Pein również wykonał kilka pieczęci. Po chwili w jego rękach też pojawił się długi miecz, z plecioną rękojeścią.
Z bojowym okrzykiem rzucili się ku sobie.
Sasori stracił ostatnią marionetkę. Nie mógł sam walczyć przeciwko demonom i członkom własnej organizacji, którzy w żaden sposób nie skomentowali jego zdrady. Atakowali za to z wielką zapalczywością.
Teraz Akasuna już tylko się bronił. I przegrywał. Jadowity jaszczuro-ptak, Yonbi no Sokou, przygniótł Mistrza Sasoriego do ziemi. Trucizna bestii spaliła z sykiem płaszcz, a teraz zaczęła zajmować drewniane części marionetkarza. Wydawało się, że to już koniec. Akasuna wiedział, że metalowa obudowa na piersi nie przetrzyma jadu demona.
Niespodziewanie jednak, Yonbi, który już schylał się, by odgryźć Sasoriemu głowę, sam ją właśnie stracił. Ścięta do połowy czaszka bestii poturlała się po trawie, wypalając ją z głośnym sykiem. Wkrótce wtopiła się w ziemię. Z otworu na długiej, jaszczurzej szyi demona zaczęła się wylewać wielkim, gęstym strumieniem jego zawartość. Kakuzu, dosiadający Yonbiego nie zdołał umknąć na czas i ciemnozielona maź pochłonęła wkrótce i jego. Inne demony patrzyły z niedowierzaniem, które udzieliło im się od stojących na nich członków Brzasku. Odskoczyły od rozlewającej się krwi pokonanego Yonbi. Sasori poszedł już wcześniej w ich ślady, łapa demona, pod którą leżał ochroniła go przed jego wypływającym jadem, ale znacznie też "uszkodziła". Mistrz pocieszyć się mógł jedynie tym, że kontakt z trucizną to dla niego nie pierwszyzna... Nie zdążył jednak złapać oddechu, ponieważ Isonade, Kaku i Orochi już pędzili w jego stronę. Dojście do niego uniemożliwiła im jednak potężna eksplozja na skraju polany, która rozległa się tuż przed Sasorim, zdzierając z niego resztki podartego płaszcza. Aby nie upaść, wyczerpany marionetkarz musiał podeprzeć się oburącz, co było dość trudne, gdyż mechanizm ramion był w wielu miejscach zniszczony.
Po kilku głębszych oddechach, Mistrz Sasori podniósł wzrok. Stała nad nim dobrze znana sylwetka.
- Tak wiem, Mistrzu, kazałeś mi tam zostać i w ogóle, ale sam widzisz... kto, jak nie ja, ma ratować twój tyłek przed tym paskudztwem? - wyszczerzył się blondyn, po czym podał Akasunie wyciągniętą rękę.
Sasori pochwycił ją i wstał z jękiem.
- Nie dało się szybciej? - powiedział cierpko, na co Deidara wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Już nie te lata, Mistrzu? - zaśmiał się.
- Chłopcze... - zaczął marionetkarz z politowaniem - Ja przeżywam drugą młodość!
W tym samym czasie wciąż toczyła się zażarta walka między Nekomatą z Konan ledwo utrzymującą się na jej grzbiecie a Raijuu dosiadaną przez pewnego siebie Itachiego. Walka mogłaby się wydawać przesądzona, jednak determinacja i nienawiść dodawały Nibi siły. W pewnym momencie nawet Nekomacie, na którą (tak jak i na inne demony) nie działały jutsu wzrokowe, udało się dosięgnąć Uchichy. Ten jednak zniknął w chmurze szarego dymu, zostawiając Raijuu samą. Spuszczoną ze smyczy. Otoczona aureolą sześciu wielkich, puszystych ogonów, miotających się dookoła, przypuściła atak. Ugryzła Nibi w bark, tuż obok Konan, która kurczowo trzymała się futra Nekomaty, kiedy ta niespodziewanie zaczęła płonąć niebieskim ogniem. Medyczka jednak nie czuła gorąca. Raijuu za to wiła się jak w konwulsjach, nie puszczając jednak kocicy, świadoma celu. Rozwścieczona Nibi na próżno smagała długimi ogonami Rokubi, której szczęki zaciskały się coraz mocniej, pozbawiając Nekomaty sił i dodatkowo traktując prądem. Demon ten znany był bowiem jako bóg burzy. Raijuu jednak czuła, że ukąsiła w złym miejscu. Spróbowała więc jeszcze raz. I to był fatalny błąd, na który dwuogoniasta tylko czekała. Gdy Rokubi ją na moment puściła, Nibi wykręciła się na plecy i wgryzła z całych sił w długą łasiczą szyję. Raijuu nie mogła nawet wydać z siebie żadnego dźwięku. Konała. Niemo.
"Nikt nie będzie zadzierał z bogiem śmierci!" Nekomata szarpnęła z całej siły i z głośnym chrupnięciem, oddzieliła głowę sześciogoniastej rywalki od korpusu. Z nieskrywanym tryumfem, odrzuciła łup daleko za siebie. Gibkie, wiotczejące ciało Rokubi no Raijuu zaczęło upadać. Lecz nim dotknęło ziemi, spłonęło gwałtownym płomieniem, któremu towarzyszyło potężne wyładowanie elektryczne.
Boki Nekomaty ruszały się gwałtownie, przy nierównym oddechu. Z ran ciekła czarna jak smoła krew. Najbardziej fatalny okazał się ugryziony w ostatniej kolejności bark. Konan leżała obok broczącej rany demona, próbując uspokoić nieco oddech. Wiedziała, że teraz nadeszła jej kolej, dość gry. Zsunęła się nieco z pleców bestii, która teraz wpatrywała się w nią wyczerpana swoim trzecim, głodnym okiem na czole.
- No, złociutka. - głos Nibi był chrapliwy. Gdy mówiła, cienkie strumienie krwi zmieszanej ze śliną skapywały z kociego pyska.
Konan zupełnie spokojnie wpatrywała się w śmiercionośne szczęki. Nekomata znów przemówiła.
- Teraz czekam na swoją zapłatę.
Oczy demona zapłonęły dziko, a Konan widziała tylko, jak paszcza bestii z niesłychaną prędkością zamyka się wokół jej głowy.
Wstała z przeciągłym jękiem. Złapała się ręką za szyję, która przed chwilą została tak brutalnie oddzielona od reszty... Nie mogła złapać oddechu. Wiedziała jednak, że musi to znieść, bo teraz czeka ją coś znacznie gorszego.
W końcu mogła wstać o własnych siłach. Spojrzała pod swoje nogi, gdzie na wilgotnym skalistym podłożu leżał złamany na pół zwój. Nie poświęciła mu szczególnej uwagi, rozejrzała się po grocie. Nieopodal niej leżeli pogrążeni w transie członkowie Brzasku. Brakowało Itachiego, Kakuzu i Mistrza Sasoriego. Prawdopodobnie znajdowali się teraz gdzie indziej. Ale nie to jest w tej chwili najważniejsze. Konan wypatrzyła w mroku leżące ciało Peina. Wydawało się że śpi. W skrzyżowanych dłoniach ułożonych na piersi kurczowo trzymał zwój. Niebieskowłosa podeszła do leżącego i uklękła przy nim. Wpatrywała się w tak dobrze znaną jej twarz, którą...
Właściwie teraz sama nie potrafiła określić swoich uczuć. Bała się rezultatu. Bała się, że okaże się przez to za słaba.
Uwolnienie Nekomaty było sygnałem.
W końcu pojawili się prawdziwi członkowie Midori Neko, a właściwie - członkinie.
Ich przybycie oznajmił mały kruk o gładkich czarnogranatowych piórach, który pojawił nie wiadomo skąd i przysiadł na drzewie najbardziej wysuniętym w kierunku polany. Po chwili zza pnia tegoż drzewa wyskoczył wspaniały tygrys z przypasaną do pleców ogromną obustronną kosą. Jego sierść lśniła w górującym słońcu. Ponadto na jego karku siedział... jeż. Dość mały i niepozorny.
Najbardziej jednak spektakularne okazało się wejście smoka. Dosłownie. Ziemia zatrzęsła się, kiedy ogromny, ale bardzo smukły gad w błękitnym kolorze i wielkości samego Kyuubiego wylądował na polanie.
Sasori i Deidara, który przed chwilą pomógł zebrać się do kupy, jak to określił, swojemu mistrzowi, patrzyli uważnie na przybyłych. Blondyn z początku nie rozumiał, jak uciekinierzy z zoo i jakiejś bajki mogą być członkami Kota. Po chwili jednak przypomniał sobie, że przecież tygrysa i smoka spotkał już wcześniej. To Sohaku i Moochi, która zupełnie przez przypadek nauczyła się zmieniać w wielką jaszczurę, czy co to tam stało, na tej polanie*. Jeżem natomiast nie mógł być nikt inny jak Ichiri, szalona kuzynka Tsudo. Deidara nie wiedział natomiast kim jest kruk. Sasori wyjaśnił mu, że czarnowłosa i niecodziennie blada dziewczyna, w którą ptak się teraz przemienił to Aori. Chociaż cierpi na antropofobie, nie należy jej lekceważyć**.
Deidara zastanowił się jakim zwierzęciem była jego siostra...
Wkrótce również pozostałe członkinie przemieniły się, z wyjątkiem Moochi, która wydawała się preferować walkę z demonami w odpowiedniej skali. Bez zbędnych ceregieli Midori Neko ruszyło do boju z ogoniastymi bestiami. Blondyn niezwłocznie do nich dołączył, wygrzebując po drodze z kieszeni garść gliny. W końcu miał się przed kim popisywać, he, he.
Szanse były teraz wyrównane. Sasori uznał, że zasłużył na chwilę wytchnienia.
Hidan był zmuszony walczyć wręcz. Demon okazał się bardziej nieposłuszny niż przypuszczał, musiał go zamknąć w zwoju. Jashinista jednak nie zamierzał poddać się tak łatwo. Chociaż dziewczęta z Zielonego Kota były bardzo zwinne i silniejsze niżby się to mogło wydawać, bez trudu dotrzymywał im kroku. Poza tym było coś ekscytującego w tej koedukacyjnej walce...
Tsudo użyła gwizdka jeszcze za nim Kot dokonał przemiany. Usłyszała ją Sohaku, która po wygranej walce z siedmioogoniastym Kaku, podbiegła niezauważona do zagłębienia w porośniętej lasem części, do kryjówki Tsudo.
- Sohaku, musisz mi pomóc! - zaczęła Tsudo gorączkowo - Nie macie szans pokonać Hidana w zwykłej walce. Należy go obezwładnić inaczej.
Czerwonowłosa posłała jej pytające spojrzenie, a Tsudo sięgnęła do dekoltu swojego kimona. Wyjęła zza niego małą srebrną puszkę z wygrawerowanym napisem "Afflictio Asinos"*** oraz szklaną buteleczkę z brązowawym płynem.
- To jest trucizna. - niewidoma wskazała na puszkę - A to jest antidotum. - potrząsnęła małą flaszką. - Musisz to wypić.
- Że co?! Po co? Co ty kombinujesz, Tsudo? - Sohaku wydawała się szczerze zdziwiona. Miała złe przeczucia co do planu przyjaciółki.
Ta spuściła wzrok. Jeśli można tak powiedzieć.
- Wiesz - zaczęła - długo zastanawiałam się nad tym jak to wykorzystać, skoro już to mam. Od Pana Sasoriego zresztą... i doszłam do wniosku, że ty się w tym sprawdzisz najlepiej. - uśmiechnęła się niepewnie.
- Ej, co ty sugerujesz? - zapytała podejrzliwie Sohaku, oglądając pod światło butelkę, którą jej podała Tsudo. Wyglądało to jak jakiś sok.
Odkręciła i powąchała. Faktycznie sok. Chyba z imbiru.
Coś za nimi huknęło. Sohaku zaczęła się niecierpliwić. Powinna wracać, pomóc swoim. Gotowi pomyśleć, że ich zostawiła!
Tsudo tłumaczyła dalej, również czując napięcie.
- Wypijesz to, na wszelki wypadek. Tą maścią natomiast posmarujesz sobie usta...
Czerwonowłosa wybałuszyła na nią oczy.
- Ty chyba sobie kpisz! - krzyknęła cała w rumieńcu. Też pomysły! - Nie sugerujesz chyba, że JA...
- Na prawdę nie widzę innego sposobu, żeby mu to podać. Chyba, że masz lepszy pomysł na chwilę obecną...? Wystarczy trochę śliny. - Tsudo zachichotała.
Sohaku żałowała gorzko, że dziewczyna jest niewidoma. Chciała jej spojrzeć w oczy i zabić wzrokiem. Mruknęła niezadowolona. Powąchała zawartość butelki jeszcze raz i po chwili zastanowienia, wypiła. Potem wzięła od Tsudo metalową puszkę i wróciła czym prędzej na pole walki, czerwieniąc się ze złości, że dała się w to wrobić. A może nie ze złości?
Deidara walczył teraz przeciwko Isonade, którego kiedyś w takim pocie czoła łapał. Że też się to wszystko obraca teraz przeciwko niemu... Kisame z grzbietu ogromnego żółwia wyklinał na chłopaka, wyzywał do zdrajców, pachołków i oznajmił, że teraz to dopiero dostanie lanie! Blondyn oczywiście, jak to on, nie wziął sobie tych pogróżek do serca.
Oprócz trójogoniastego zostały jeszcze do pokonania Kyuubi i Orochi.
Dwa najgorsze.
Strona Zielonego Kota również nie została bez strat. Siły Sasoriego były na wyczerpaniu, wszystkie jego marionetki zostały zamienione w stertę drzazg, Moochi, która walczyła z Orochim była ciężko ranna w brzuch, a Aori właśnie znalazła się w szczękach Kyuubiego. Deidara nie dawał jej żadnych szans. Ichiri, która walczyła z Hidanem mogła tylko przyglądać się, jak przyjaciółka kona. To ją zdekoncentrowało i wkrótce ona też została raniona kosą Hidana. Na szczęście nie śmiertelnie.
Niepokojące było to, że Nekomata stała z boku. Obserwowała bacznie pole bitwy, a z poszarpanych po walce z Raijuu szczęk dobiegał złowrogi pomruk. Nie ingerowała w nic, ale gotowa była w każdej chwili się bronić. Najwyraźniej chciała obserwować, jak to się dalej potoczy. Była wolna. Czekała na to, aż w spokoju będzie mogła zabrać to, co się jej należy.
Na polanę po chwili wróciła Sohaku. Dostrzegła Hidana walczącego z Ichiri. Westchnęła głęboko. Zamieniła się w tygrysa i pomknęła szybko w stronę walczących. Jashinista właśnie zamachnął się, na bardzo już zmęczoną Ichiri, gdy coś niespodziewanie powaliło go na ziemię, wytrącając kosę z rąk. Sohaku przemieniła się. Hidan lustrował ją zdumionym wzrokiem, a po chwili na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek.
- No, no... - zaczął.
Wydawał się... mile zaskoczony zaistniałą sytuacją. Sohaku jednak czuła, jak do jej boku, tuż nad żebrami przybliża się coś klującego i zimnego.
- Nawet na polu walki na mnie lecisz? - kontynuował, uśmiechając się złowieszczo i pociągająco - Nie chcę tego, uwierz... ale będę musiał cię...
Nie dokończył ponieważ Sohaku, nie zważając na nóż napierający na jej bok, zamknęła mu usta, przyciskając je swoimi w głębokim i ze wszech stron niespodziewanym pocałunku.
Hidan wybałuszył na nią oczy. "Co ona wyra..." Nie zdążył pomyśleć nic więcej, po poczuł, że odpływa. Co raz dalej i daaaaalej...
Sohaku wstała zarumieniona, ocierając ostentacyjnie usta.
Ichiri patrzyła na nią ze szczęką na ziemi.
- Dziewczyno... tego bym się po tobie nie spodziewała! - zagwizdała z nieukrywanym podziwem - Ale żeby tak do nieprzytomności?
Sohaku w odpowiedzi pokazała jej metalową puszkę z trucizną. Ichiri wypatrywała sobie na nią oczy.
- Gadaj no zaraz, gdzie takie można kupić?!
Czerwonowłosa tylko wywróciła oczami i wzięła od leżącego z nieprzytomnym, błogim uśmiechem Hidana zwój z Gobi no Hokkou.
Ichiri już otwierała usta, żeby coś dodać. Sohaku ją uprzedziła.
- Żadnych! Komentarzy!
Również Deidara widział dziwną sytuację jaka zaszła pomiędzy Hidanem a Sohaku. Był właśnie w połowie robienia kolejnej glinianej bomby na Kisamego i Isonade, gdy dziewczyna z podwójną kosą wylądowała na jashiniście, obdarzając go soczystym, zatrutym całusem.
Blondynowi gliniana figurka wypadła z rąk.
Kisamemu rekinie oczy wyszły z orbit.
A Isonade zabulgotał, jak to miał w zwyczaju, więc ta reakcja mogła oznaczać wszystko.
Gdy jednak ogólne osłupienie stało się dla trójoogoniastego zbyt uciążliwe i nadto niezrozumiałe, zamachnął się i palnął Deidarę swoją wielką, lepko-wilgotną żółwią łapą, jakby chciał powiedzieć: "Weźże człowiek, bij mnie w końcu!".
Wkrótce jednak wszystkim przestało być do śmiechu. Sytuacja miała spoważnieć.
Alla i Shikyo skomentowały właśnie podniecone aktualną sytuację. Był to dość dziwny proceder, zważywszy na sposób w jaki wyrażała się lykanka. Niewidomej, która była teraz z nimi, trudno było tego słuchać, a tym bardziej cokolwiek zrozumieć.
- Ale jej przyfasolił! Oooo. - wyła Shikyo, krzywiąc się, jakby ona też czuła ból uderzonej właśnie w plecy Ichiri.
- Nie musisz tak ryczeć. - Alla wywróciła oczyma - Tsudo, wygląda na to, że twoja kuzynka przegrywa... Ale zaraz...
Niewidoma nadstawiła uszu. Alla i Shikyo, przekrzykując się, relacjonowały jej wiekopomne wydarzenie, jakim było zdobycie przez Sohaku zwoju z zapieczętowanym Hokkou. Alla chichotała uradowana, lykanka natomiast leżała na ziemi płacząc ze śmiechu. Tsudo jednak odetchnęła z ulgą.
Po chwili zwój z Hokkou został odebrany od wciąż czerwonej Sohaku, która nie wyrzekła nic na temat tego, co zaszło ("Żadnych. Komentarzy", mruknęła tylko).
Teraz można było spłacić Nekomatę!
Ale to tylko jedyne zmartwienie, którym córka Nigiri nie musiała się już przejmować. Cały czas używała gwizdka, trzymanego w zębach i przykładała ręce do ziemi. Alla i uspokojona Shikyo w dalszym ciągu komentowały dla niej wydarzenia.
Zwłaszcza walkę Nigiri z Peinem, która obracała się na niekorzyść tej pierwszej.
Serce niewidomej waliło jak szalone... Tak blisko! Ledwo co odzyskała swoją matkę, a i tak może ją stracić bezpowrotnie w każdej chwili.
Nigiri parowała cięcia Peina z wielką precyzją. Fechtunek nie miał dla niej tajemnic, ale Nagato okazał się godnym przeciwnikiem. I nawet nie przeszkadzało mu, to że stracił jedno oko, nijak wpłynęło to na precyzję jego ataków. A aktywowany rinnegan też robił swoje, Pein z niezwykłą dokładnością przewidywał ruchy Setsuko i nic go nie obchodziło, że to niehonorowe zagranie, zwłaszcza, że jego przeciwniczką jest kobieta. Skrupuły...
A Zielona Pani pogrążała się z każdą chwilą coraz bardziej... Nie mogła dosięgnąć przeciwnika. Żadne uniki, żadne zmyłki nie zdawały egzaminu. Cały czas celowała w jego zdrowe oko. Na próżno.
Nagato szybko sparował jej uderzenie z góry, zablokował kolejne. I kolejne. W końcu jednak stwierdził, że nadszedł czas na jego wypad...
Obrócił się tyłem do Nigiri, która właśnie na niego szarżowała z wyciągniętym w sztychu mieczem. Pein swój skierował w jej stronę. Setsuko krzyczała w furii. Ich ciała zetknęły się. Oboje zamarli. W końcu bronie zostały wyszarpnięte. Nigiri z jękiem odskoczyła i lustrowała plecy Peina, na których dostrzegła rozszerzające się ślady krwi. Nagato, lekko przechylił się w przód. Miecz wciąż trzymał w ręce, która teraz spoczywała przy jego boku.
I wtedy Setsuko zobaczyła, jak stróżka posoki spływa wzdłuż tnącej krawędzi. Jej miecz natomiast...
Nagato obrócił lekko głowę w jej stronie. Rinnegan błysnął złowrogo. Krew na plecach lidera Brzasku nie należała do niego.
- NIEEEE! - krzyczała Tsudo, próbując wyrwać się trzymającym ją Shikyo i Allę.
Musiały się na niej położyć i zatykać ręką usta, bo rozdzierający szloch nie przestawał szarpać jej piersi. Włosy lepiły się do mokrej od łez twarzy.
"To się nie powinno zdarzyć", myślała Alla, której serce pękało z rozpaczy. "To się nie powinno zdarzyć..."
Zdruzgotana Tsudo uwolniła się na chwilę. Trzymała ręce kurczowo przy ziemi. Czuła. Czuła i słyszała jak krople krwi uderzają o grunt pod nogami jej matki, skapując z przesiąkniętej zielonej szaty. Słyszała stłumiony przez trawę odgłos kolan uderzających w klęczki na czerwonej kałuży. Słyszała jak wiatr zagarnia jej włosy na twarz, plątając je. Słyszała, jak z dumą, wzdychając ostatkiem sił, prostowała plecy, by spojrzeć przed siebie. Ale nie na Nagato, lecz dalej, jakby patrzyła przez niego. Słyszała jak szepcze jej imię. Jak jej obiecuje...
- NIEEE! - krzyczał Mistrz Sasori, który właśnie był świadkiem podstępnego ruchu Peina.
Deidara, któremu udało się w końcu powalić Isonade na brzuch, którym przygniótł też Kisamego, odwrócił się.
Zamarł z oczami rozszerzonymi z wielkiego zdumienia. Pein stał nad klęczącą Nigiri, jakby uważał, że oddaje mu właśnie hołd. Z jego martwego oka, sączyła się ciemna krew, nadając zwycięzcy upiorny wygląd.
Blondyn zadrżał.
Ktoś go wołał. Obrócił się w stronę Akasuny.
- Deidara! Biegnij! JUŻ!!! - krzyczał Sasori gestykulując gwałtownie, jakby go zaganiał.
Blondyn wyszarpał z kieszeni resztki gliny. Ruszył w stronę Peina i Setsuko. Uformował małego ptaka. Gdy był dostatecznie blisko, zamachnął się, ale w tym samym momencie dostrzegł go Pein.
Deidarę aż zemdliło od spojrzenia, którym go obdarował były przywódca.
"No to mam przesrane."
Nagato wdarł się do jego umysłu, chłopak upadł, wyjąc z bólu. Ptak został rzucony o wiele za blisko. W dodatku Isonade, który zdołał już się pozbierać, pędził na swoich żółwich nóżkach za rywalem. Zbliżył się do wrzeszczącego z bólu Deidary na wyciągnięcie ogona.
I wtedy nastąpił wybuch.
Długo trwało zanim tumany pyłu opadły.
Sasori kręcił się nerwowo, wypatrując sobie oczy. Widział, jak cielsko Isonade chwieje się niebezpiecznie, po czym zaczyna zwalać na ziemię tam, gdzie przed chwilą znajdował się blondyn... Akasuna ruszył z miejsca.
Deidara leżał w... w jakiejś pozycji, trudno mu to było określić. Wybuch odrzucił go w stronę jednego z długich ogonów Isonade. Odbił się do bestii i leżał teraz tu. Pewnie w kawałkach. Słyszał w uszach długi, przeciągły dźwięk. W głowie mu się kręciło, świat przez moment wirował mu przed oczami. Strasznie drażniące.
A teraz patrzył w górę. Na nos skapnęło mu coś zielonego, śmierdzącego rybą. To lało się z tej wielkiej zielonej pokraki, która teraz schyla się ku niemu... nie, ona spada. Coraz szybciej.
"Dlaczego to zawsze ja mam tak przepierdzielone", pomyślał, kiedy podziurawione cielsko znalazło się kilka metrów od niego.
"Kuźwa..."
To ostatnie co zdążył pomyśleć, zanim coś nim szarpnęło i na dobre stracił przytomność.
Pein stał niewzruszony. Wybuch nie dosięgnął ani jego ani kapłanki Kota. Opuścił umysł konającego Deidary. Skupił się na wciąż klęczącej i wpatrującej się w niego Setsuko. Jej oczy zaszły mgłą, wydawało się, że już wkrótce się wykrwawi.
Nagato w to nie wierzył. Nie ona. Nie kobieta, która paktuje z bogami i wchodzi mu w paradę, jakby to była dziecinna igraszka.
Podniósł miecz i podszedł bliżej do klęczącej. Uniosła z trudem głowę. Zielone oczy wyłowiły jego wzrok. Jego rinnegan, któremu, wiedziała, że nie da rady, więc... po co z nim walczyła?
Może mimo wszystko wierzyła, że ma szansę.
Cała jej broda była we krwi. Krztusiła się, trzymając głowę uniesioną tak wysoko. Za nic jednak by jej nie opuściła.
Nagato otarł dłonią krew z jej twarzy. Nie spieszyło mu się, chciał patrzeć na jej porażkę. Wiedział, że cały Zielony Kot i córka tej szarlatanki wstrzymuję teraz oddech i obserwuje go. Bez Zielonej Pani ich dalsza walka nie będzie miała sensu...
" Nigdy nie miała", dodał w myślach lider Brzasku i uniósł rękę, przy przyłożyć ostrze do białej szyi Nigiri.
Nagle, z dzikim rykiem, odskoczył w tył, łapiąc się za swoje zdrowe oko. Spomiędzy palców tryskała krew. "Co jest, do cholery?!"
Nic nie widział. Nie miał pojęcia jak to się mogło stać i kto to zrobił?!
Pozbawiony rinnegana Pein miotał się na wszystkie strony i ciął na oślep mieczem, ale nikogo nie trafił.
Serce Konan krwawiło jeszcze bardziej. Krwawiło łzami, które skapywały z jej twarzy, na włosy Peina, nad którym klęczała. Wyjęła nóż z jego oka. Wprowadzone w letarg ciało dostało drgawek. Konan przez łzy nie dostrzegała tego. Sama zresztą była roztrzęsiona. Zamknęła mocno oczy, wysciskając resztę łez. Zadrżała w spazmatycznym płaczu, zacisnęła do bólu zęby i wbiła trzymany sztylet prosto w serce Nagato. Drgawki ustały po chwili. Krew mieszała się z wodą omywającą dno jaskini, w której echo roznosiło pełen żalu i skargi krzyk Konan. Opadła wyczerpana na krwawiący korpus Peina. Tuliła się do stygnącego ciała, głaskała włosy. Patrzyła przez łzy na twarz, którą sama tak...
"Jak ja cię mieć nie mogę, to nikt cię mieć nie będzie", zacytowała posłyszane kiedyś słowa. Nie wiedziała, czemu właśnie one cisnęły jej się teraz na usta. Ale Pein i tak już by jej nie usłyszał... Spełniła swoje zadanie.
Ale to, że prawdopodobnie uratowała właśnie tysiące istnień nie pocieszało jej teraz w żadnym stopniu...
Nachyliła się nad ustami Nagato.
Jego twarz trzymała wciąż w targanych drgawkami dłoniach.
Wyszła z groty. W głowie miała pustkę. Wiedziała, że przed chwilą zrobiła coś strasznego. Nie pamiętała co takiego, ale coś jej mówiło, że choć to było potworne, inaczej być nie mogło. "Zepsutego owocu nie można naprawić... Zepsuty owoc należy oddzielić od zdrowych. Zepsuty owoc należy wyrzucić, bo jest trujący..." Takie to niezrozumiałe myśli kołatały jej się po głowie w tej chwili. Przestała walczyć, nie radziła sobie z tym. Traciła zmysły.
Szła przed siebie. Minęła jakieś jezioro. Spojrzała na odbicie w wodzie. Trupio blada twarz, której nie rozpoznawała. Ktoś obcy!
Pobiegła przed siebie... uciec, uciec jak najdalej! Słyszała tylko własny, świszczący oddech, w płucach kłuło ją dotkliwie. Świat uciekał od jej wzroku...
Nie zauważyła nawet, że przechodzi rzekę w bród. Czuła tylko, że coś ją hamuje, że silny prąd nie pozwala jej iść dalej.
Musi się uwolnić! Ale jak? Rozpaczliwie próbowała się czegoś chwycić... Już wiedziała! Zamieni się w papier, w małe papierowe ptaki i odleci stąd w bezpieczne miejsce! Tak! Już czuła, jak frunie! Jak wiatr nią kołysze...
Wkrótce, cichym wieczorem, spokojna rzeka w swej najszerszej części wyrzucała na łagodne brzegi ledwie już widoczne, rozmokłe skrawki. Większość z nich zbiła się jednak w jedno duże skupisko na środku nurtu i dryfowała ku ujściu jako półprzezroczysty, zawilgły, całun z niezapisanych kartek...
Tsudo w końcu poderwała się. Ten wybuch to było dla niej za wiele. Biegła co sił, na oślep, instynktownie czując, gdzie znajduje się jej matka. Nie zważała na szalejącego z bólu lidera Brzasku, który ciął ze świstem powietrze dookoła wąskim mieczem. Najwyraźniej pozbawiony swojej najpotężniejszej broni nie mógł się nawet znieczulić.
Swoim ciałem zakryła siedzącą w kucki matkę i wyciągnęła ręce w obronnym geście, jakby myślała, że zdoła dłonią zatrzymać spadające na nią ostrze. Gotowa była nawet walczyć z Nagato, mając w zanadrzu tylko swoje Umiejętności z "Drogi Jalala".
Jakież by miała szanse?
Słyszała krzyki przywódcy Brzasku. Nie wiedziała co się dzieje, czemu tak przeraźliwie ryczy? Czy to... koniec?
Po chwili Nagato zamarł w miejscu. Coś szarpnęło gwałtownie jego piersią, odrzucając mu głowę w tył. Miecz wypadł z rąk. Ręce zawisły wzdłuż ciała. Zaciskał pokaleczone powieki na martwych oczach, krwawiących obficie, zalewając mu twarz i usta, które, choć rozwarte, nie wydały żadnego dźwięku. Przycisnął dłoń do piersi. Upadł na czworaka, szukając wolną ręką miecza, który spoczywał na trawie nieopodal. Nagle skulił się gwałtownie. Drżał przez chwilę w konwulsjach, dławiąc się własną posoką zmieszaną z powietrzem, po czym znieruchomiał. Kurczowo przyciskana do piersi ręka opadła, odsłaniając szkarłatną plamę wyłaniającą się spod płaszcza. Z przekłutego serca.
Tak skonał ten, któremu wydawało się, że może się równać z bogami.
Ten, co patrzył okiem Samsary.
A nie widział nic.
Tsudo dyszała głośno. Ciągnąca się cisza niepokoiła ją. Siedziała tak nieruchomo nie wiadomo ile. Przyłożyła dłonie do ziemi. Nie wyczuwała obecności ogoniastych bestii.
Alla i Shikyo widziały, jak uwolnione Kyuubi i Orochi odchodzą z Sieci Nigiri, rzucając tylko pogardliwe spojrzenia w stronę Nekomaty, która teraz przybrała swoją pół-ludzką postać.
Członkowie Brzasku, którzy przeżyli bitwę również zniknęli.
Hidan leżał wciąż nieprzytomny od dawki trucizny, która zaaplikowała mu Sohaku, siedząca teraz przy nim, pilnując. Obok niej spoczywało ciało martwej Moochi, dla której rana na brzuchu okazała się śmiertelna. Ichiri, której udało się wykaraskać, już jakiś czas temu zaprzestała prób tchnięcia życia w martwą przyjaciółkę. Skwitowała to ciężkim milczeniem. Przykre było wiedzieć, że nawet nikt tak specjalnie nie będzie tęsknił za "smoczycą". Może tylko jej siostra, Sohaku...
Po Aori zaatakowanej przez Kyuubiego nie zostało nawet śladu.
Tsudo, czuła, że jej matka słabnie. Nikt by nie przetrwał takiej utraty krwi. Spokojnie tuliła ją do siebie, tak jakby to ona potrzebowała pocieszenia. Setsuko delikatnie, ostatkiem sił, gładziła córkę po zapłakanych, napuchniętych policzkach.
Po chwili niewidoma zorientowała się, że nie są same. Po drugiej stronie konającej klęczał Mistrz Sasori z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Jednak i wkrótce na nim odbiło się to wszystko co się wydarzyło... Rysy wykrzywił mu ból. Chwycił Setsuko za drugą rękę. Gdy ich oczy spotkały się, patrzyli na siebie dłuższą chwilę. Spokojnie. Z życzliwością. Kto wie, co teraz mogli myśleć.
Niespodziewanie do umierającej przybył ktoś jeszcze.
Sasori zamarł z tak nienawistnie obojętnym wyrazem twarzy, na jaki tylko było go stać, a Tsudo omal nie zerwała się z miejsca.
Nibi wpatrywała się w swoją kapłankę. Wydawała się przy tym nie zwracać zbytniej uwagi na niewidomą i Akasunę.
- Obiecałaś. - wysyczała Tsudo przez zaciśnięte z bólu szczęki - Że dasz jej...
- Życie, tak złotko. - dokończyła niecierpliwie Nekomata - I dotrzymałam słowa. Twoja matka została cudownie ozdrowiona, słońce! - zatoczyła teatralne koło ręką wokół siebie - Przeze mnie. A to, że ktoś jej ten dar odebrał, to już nie moja wina, kochana.
- Pomóż jej... proszę... - łkała Tsudo.
Nibi zmrużyła oczy. Przybrała cynicznie lodowaty wyraz twarzy. Wyglądała strasznie w ludzkiej postaci, pokiereszowana przez swego odwiecznego wroga. Którego zresztą zrównała z ziemią.
- Nikomu nie daję trzeciej szansy. Już dotrzymałam danego słowa.
Niewidoma odwróciła twarz. Wtuliła ją w kapłańską szatę matki, która szybko zamokła od łez. Nie obchodziła jej już Nekomata. Chciała teraz być tylko ze swoją matką. Czuć jak głaszcze ją po włosach, słuchać jej uspokajających słów, przeznaczonych tylko dla niej, wymawianych z takim trudem.
- Szkoda, że nie zdążyłam nauczyć cię więcej... - szeptała Nigiri z troską - że nie dokończyłam... twojego wtajemniczenia.
Tsudo chciała odpowiedzieć jej, że to nie ważne, żeby się nie martwiła, ale słowa uwięzły jej w gardle...
Setsuko widziała ból malujący się na twarzy córki. Tak bardzo nie chciała jej zostawiać samej. Czuła jednak wielką dumę.
Ścisnęła mocniej trzymającą ją twardą dłoń Mistrza Sasoriego i spojrzała na niego przytomnie.
- Obiecaj mi coś, proszę...
- Obiecuję. - Sasori nie dał jej dokończyć i skinął poważnie głową na znak, że wie, co miała na myśli.
Nigiri, uspokojona, odpowiedziała mu uśmiechem.
I na zawsze zamknęła oczy.
Nekomata wzięła to co się jej należało i odeszła...
Długo by pisać o cierpieniu.
Długo o bólu i żałobie.
A jeszcze dłużej o tęsknocie... i poczuciu winy. Że się nie zdążyło, że się nie pomogło, że zabrakło odwagi. Wszystkiego zabrakło!
Żal. Żal. Żal.
Są rzeczy na niebie i ziemi, które nie powinny się śnić filozofom, przez wzgląd na szacunek i respekt do straty...
I przez gorzki, lodowaty, dławiący, rozrywający duszę na strzępy w nieutulonym lamencie - Żal.
- To nie koniec, Tsudo...
Sasori podpierał biedną dziewczynę, która z trudem mogła chodzić. Wszyscy ocalali obiecali czuwać nad ciałem jej matki, a by mogła trochę odpocząć. Protestom ze strony niewidomej oczywiście nie było końca, ale Sasoriemu ostatecznie udało się ją na chwilę odciągnąć. Zwłaszcza, że musiał jej jeszcze o kimś przypomnieć.
- Co to znaczy, Panie Sasori? Jak to nie koniec? Co jeszcze chcecie mi odebrać...? - zapytała bez większego zainteresowania, za to takim żalem, że serce się krajało.
Marionetkarz milczał. Musiał jej wybaczyć te podświadomie wypowiedziane słowa. Nie czuł urazy.
W odpowiedzi wziął ją pod ramię i zaprowadził na koniec polany, do drzewa, pod którym leżała jakaś bezwładna, nieprzytomna postać. Tragiczny widok. Szczęśliwie, dziewczyna nie mogła tego widzieć, pewnie nie wytrzymałaby...
- O bogowie, to Deidara! - krzyknęła wstrząśnięta Tsudo i przypadła do leżącego nie ziemi chłopaka. - Czy on...?
- Nie, jest tylko nieprzytomny. - uspokoił ją Sasori - Jednak nie to mnie martwi.
Tsudo zrobiła pytającą minę. Oczekiwała odpowiedzi nie przestając gładzić chłopaka po włosach i twarzy. Pochyliła się nawet, by go delikatnie pocałować w czoło, gdy ręka jej osunęła się tam, gdzie powinno być ramię rannego. Zamarła.
Sasori musiał jej jakoś przekazać złe wieści.
- Stracił cały prawy bark i lewą nogę. Druga też jest prawdopodobnie nie do odratowania. Kręgosłup uszkodzony w kilku miejscach, złamane siedem żeber, krew w płucach... To prawdziwy cud, że jeszcze oddycha. Dałem mu środki nasenne i zatamowałem krwawienie.
- Nie... nie... - szeptała Tsudo raz po raz, tuląc do piersi bezwładną głowę blondyna, który oddychał tak nieskończenie płytko i wolno - Ja nie zniosę więcej!
Przytuliła policzek do jego czoła. Teraz sama chciała umrzeć. Dwie najważniejsze osoby w jej życiu... tego samego dnia. Czy człowiek może być kiedykolwiek gotowy na takie coś?
- Ja też nie, dziecko. Ja też.
Sasori spojrzał na nią z dziwnie zawziętym wzrokiem. Tsudo poczuła jego spojrzenie na sobie, uniosła głowę zdziwiona. Co on zamierza zrobić?! Przecież nawet taki lekarz jak Mistrz Sasori nie jest w stanie zapobiec... końcowi. Nawet jakby próbował, Deidara się wykrwawi. Stracił już rękę i nogę, zresztą obie nogi... więc jak?!
- Wiem co sobie myślisz - kontynuował marionetkarz - ale ja dzisiaj zamierzam stawić wyzwanie śmierci. Dam chłopakowi wybór. - uśmiechnął się, widząc zdziwioną minę Tsudo - Co prawda może bardziej ultimatum... - potarł w zamyśleniu swoją sfatygowaną mechaniczną dłoń - Ale nie będzie tak źle. Hm, to znaczy, znając podejście Deidary... jeśli dojdzie co do czego, to będzie na mnie tak wściekły, że lepiej abym się ulotnił na jakiś czas... Baardzo daleko stąd.
* patrz: Chapter 11 (koniec) i Chapter 12
** patrz: Chapter 3
*** "Afflictio Assinos" - patrz: Chapter 9
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam też dla was małą niespodziankę!
Pierwsza osoba, która przeczyta i skomentuje post, będzie mogła zamówić u mnie ilustrację do tego Chapteru! Gotowy rysunek, wykonany w wybranej przeze mnie technice (nie będę się nad wami rozczulać, hue, hue, hue) pojawi się tutaj, pod notką ;).
Rysunek dla Aomi ;) Nieco krzywy i niedokładny, a to dlatego, że robiony odręcznie.
Przy okazji zrobiłam też szybki szkic samej Setsuko. Również odręcznie.


Tak bardzo zlamiłam z pytaniami i całą resztą, shejć mnie.
OdpowiedzUsuńChyba nie jestem w stanie z niczym się wyrobić (serio? Kto by pomyślał, w końcu nie możesz zakończyć bloga od 5 lat) - jak już sobie postanowiłam, że wszystko przeczytam i wypiszę, to życie zrujnowało ten plan bardzo szybko i widowiskowo, zabierając mi większość wolnego czasu.
Ale co ja bzdury wypisywać będę, skomentuję rozdział!
Najdłuższe słowo wstępu jakie widziałam, serio. Zmiana grafiki według mnie wyszła Ci na dobre, Dei i Tsudo z prawej strony są tak cudowni, że nie mogę oczu oderwać!
Poza tym sama nie czytałam Naruto od paru lat, więc ja akurat jestem ostatnią osobą, która może naskakiwać na ludzi. Chyba to jest właśnie fajne i pociągające w blogach, że prezentują nieco odmienne losy znanych nam postaci (albo kompletnie różne, ale to nawet lepiej!).
Jeszcze odnośnie poprzedniej notki krótko wspomnę, że strasznie się cieszę, że Dei i Tsudo są znów razem! I Tsu z jaką inicjatywą wyszła, ho ho, no proszę, nie podejrzewałabym ją o to : D
"- Powiedzmy, że nie chciałem, aby cała wiedza, którą udało mi się w ciebie wcisnąć przez te lata została po prostu rozerwana na strzępy." - świetny powód ratowania tyłka Deia. Kocham Sasoriego w tym opowiadaniu. Bardzo łatwo źle go wykreować, czy przerysować jego zachowania, ale u Ciebie jest taki w sam raz, nie sposób typka nie lubić.
W ogóle stwierdziłam, że lubię każdą z postaci z Twojej powieści (ja tam uważam, że jak najbardziej można Twój twór tak określać!). Dei podbijał moje serce z chaptera na chapter, bo jest po prostu tak ludzki, normalny, zabawny i rozczulający, że głowa mała. Pozostanie chyba moją ulubioną postacią stąd do samego końca!
"- Pein jest u siebie, możesz tam iść, powiedzieć, że wracasz skruszony i chcesz walczyć u jego boku, nie widzę problemu.
- NIE, DZIĘKUJĘ! - Deidara aż się wzdrygnął na samą myśl." No po prostu uwielbiam go : D
Fragment z bitwą czytałam z zapartym tchem, nie przerywając ani na sekundę, tak mnie wciągnął. W dodatku jeszcze do tej "ciszy przed burzą", nim pojawili się członkowie Aka, w tle leciała Tsudo's Song. Wrażenie obłędne. Świetnie dobrałaś utwór, musisz mi powiedzieć jak się nazywa, bo próba znalezienia Shazamem wyświetliła mi chińskie znaczki : D"
W tej chwili Pein już wiedział... [w jak głębokiej jest dupie: dop. autorki xD]
Hahhahahahah xD
"- Nie dało się szybciej? - powiedział cierpko, na co Deidara wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Już nie te lata, Mistrzu? - zaśmiał się.
- Chłopcze... - zaczął marionetkarz z politowaniem - Ja przeżywam drugą młodość!"
Ten fragment też jest fantastyczny. A ja muszę wklejać tu te najlepsze, bo tak mi się podobają!
Melodia Nero idealnie przypasowała mi do pojawienia się na polanie prawdziwych członków Kota. W ogóle jeż ujeżdża tygrysa? Aż mi się włoski zjeżyły na karku, taka przerażająca wizja xD
Mam taki ogromny sentyment do Hokkou, że głupio się ucieszyłam, kiedy Sohaku udało się do zabrać : D W ogóle jaki plan z pocałunkiem, lepiej się Hidana pozbyć nie mogły!
Kisame się chyba nie odmienia, nie jestem jednak tego pewna. Niemniej dziwnie brzmi mi "Kisamemu" xP
Na dalszą część jakoś tak brakuje mi słów. Tyle ofiar, śmierci, bólu. Matka Tsudo, Moochi, Aori, demony, członkowie Brzasku, Pein, jeju! Zrobiłaś istną rzeź!
Ale nie zabierzesz Deidary, bo Cię znajdę i zaciukam łyżką :< Sasori niech mu zrobi części zamienne, albo niech zmieni go w lalkę i wszyscy będą żyć szczęśliwie!
Nie wiem czy mam prawo zamawiać ilustrację (tak brzydko złamałam słowa, nie wysyłając pytań </3), ale jeśli mam prawo, to chciałabym zobaczyć Tsudo z matką. Normalnie wzięłabym Deidarę, wykorzystując szansę, ale ta scena z matką była tak smutna, że chcę zobaczyć jak ją przedstawisz, o.
Pozdrawiam, kiski, lofki, możesz mnie hejcić śmiało! ♥
W końcu ktoś to przeczytał!!! Człowiek płodzi ściany tekstu i zero odzewu ;_;
OdpowiedzUsuńNikogo hejcić nie będę, sama mam jakieś tam życie i wiem, że ono lubi płatać figle :P Natomiast zamiast tego PODZIĘKUJĘ za przeczytanie i dotrwanie ze mną do -prawie- końca.
Strasznie mi miło na serduchu, aż się łezka w oku kręci, że ci się spodobało ;_; I że da się to czytać tak, że jest logiczne, spójne i w miarę ogarnięte :D
A wstęp musiał być długi no bo... to takie wyprowadzenie analogiczne to wprowadzenia, skoro się takowe pojawiło ;).
Także tego, generalnie, twój komentarz mnie uszczęśliwił!!!! Z jednym wyjątkiem może... bo pod koniec niebezpiecznie blisko otarłaś się o treść epilogu :O. Cśśśś!!!
Fakt, urządziłam bohaterom rzeź, ale tak to bywa na wojnie, poza tym nie chciałam, żeby wszyscy "źli" przegrali, a ci "dobrzy" nie. Śmierć Nigiri nie wyszła zupełnie tak jak chciałam, za mało rozwinęłam wcześniej tę postać (a osobiście najbardziej mi chyba żal Konan :P)
Poza tym cieszy mnie niezmiernie, że postacie, które wykreowałam dają się lubić :D. Sama mam do nich spory sentyment, ale w moim przypadku to oczywiste ;)
A pomysł na rysunek jest w dechę :D Jak będę mieć chwilkę to go zrealizuję między jednym kolosem a drugim.
Tsudo's song to "Theru no Uta" ;) Jest też wersja z innymi instrumentami, która brzmi trochę "egipsko", ale ta podoba mi się znacznie bardziej.
To chyba wszystkie kwestie, które miałam poruszyć... najwyżej ci jeszcze dopiszę ;)
Ach i mam nadzieję, że nie ma już żadnych niedomówień, mimo tego, że nie dostałam tych pytań :D. Ale sam fakt, że do tej pory o tym pamiętasz dobrze o tobie świadczy ^^ Ale nie ukrywam, że troszkę żalu miałam :P
Pozdrawiam gorąco!!! :****
Sarna
PS: Nie ty jedna kończysz bloga 5 lat :P
W ogóle dziwi mnie, że nie masz tu tabuna fanek i komentatorek. Stworzyłaś opowiadanie o doskonałej fabule, nadałaś bohaterom tyle ludzkich cech, że wydają się naprawdę żywi, masz przyjemny styl pisania...
UsuńMoże to te przerwy w pisaniu, mówię z własnego doświadczenia xD
*zasuwa sobie usta, żeby przypadkiem nie zdradzić epilogu!*
Jest logiczne, spójne i sensowne. Sam pomysł by się nadawał na książkę, jak kiedyś jakąś wydasz, to na pewno kupię : D
Konan też mi żal, ale nie straciłam nadziei, że może jakimś takim cudownym cudem przeżyła. No bo kurde, tyle przeszła - a choć zdarzyło mi się, za przykładem Deia, życzyć jej wszystkiego złego, to jednak nie chcę jej śmierci. I ZAKŁADAM SOBIE NAIWNIE, ŻE LOS JĄ URATUJE, CZY COŚ. Nie wiem jak, ale mógłby : D
Piosenkę zaraz sobie zapiszę, jest cudna! Cały dzień ją teraz puszczałam z Twojego bloga : D
Pewnie też bym miała żal, gdyby ktoś mi obiecał pytania i ich nie wysłał - tym bardziej się kajam. Chciałam być pomocna, nie wyszła kompletnie :c
PS. Jesteśmy jakimiś blogowymi weterankami już chyba, skoro tak długo kończymy ; D
Cóż, mało mam wejść na bloga, wstawianie notek raz na pół roku też nie pomaga :P. Na początku miałam cały tabun fanek składający się z 7 osób bodajże ^^. I fajna to była paczka. Ale jakoś się to wszystko po cichu powykruszało z blogowego świata. Było kilka nowych osób, ale one tez najwyraźniej stwierdziły, że przeginam z częstotliwością pisania i przestały mnie odwiedzać :P
UsuńAle co tam, może ktoś się tu kiedyś zabłąka :D
Tym bardziej Cię podziwiam, że przy mnie wytrwałaś :*** I już się nie przejmuj tymi pytaniami ^^
Niestety o Konan słuch zaginie :(. Ale ma się dobrze, przebywa teraz w strefie dennej... ach, ten czarny humor.
A i owszem, kiedyś w przyszłości zamierzam napisać własną powieść, zastanawiam się tylko czy przeznaczoną dla dzieci, czy raczej nie... Nie wiem też, czy ja wydam, czy zrobię z niej bloga :P W każdym razie wszelkie info będzie się pojawiać albo tu, albo na Dei-Deiu.
Ach i miło mi bardzo, że JUŻ TERAZ masz zamiar nabyć moje dzieło =D.
O tak, jesteśmy weteranami, Hi 5!
Znam ten ból, też mam manię wstawiania notek po paru miesiącach xD Mam to szczęście, że jedna czytelniczka jest przy mnie zawsze, niezależnie od okoliczności : D Reszta się też przewija, zdarzają się takie fajniejsze fajne osoby, ale też rozpływają się w końcu w powietrzu :c
UsuńPrzy dobrych blogach się zostaje, taka jest zasada : D
Konan *snif snif* Będziesz na zawsze w głębi mej pamięci!
Na Dei-Deia też muszę wejść. Zdążyłam zobaczyć tylko dwa komiksy, zanim odebrano mi wolny czas. Najwyżej tam będę Cię nękać komentarzami : D
H5! Blogowi weterani do boju xD
Hmm... wpadłam na diabelski pomysł... Genialny wręcz :D*
UsuńJak chcesz znać szczegóły, to pisz mejla, co tam, twój blog też na to zasługuje... Jeszcze będziemy sławne, bejb ;)
*nie wiem czy taki genialny faktycznie, ale na nowych ludziach się sprawdzi :x
Dobra, decyduję się w końcu skomentować i mam nadzieję, że mój komentarz będzie w miarę ogarnięty.
OdpowiedzUsuńLub nie.
Całkiem niedawno "znalazłam" tego bloga i starałam się jakoś nadrobić. No i muszę Ci powiedzieć, że strasznie mi się spodobało! Bardzo :3
Fantastycznie wykreowałaś postacie, zachowując ich naturalność i dodając coś od siebie, jakąś taką dojrzałość. Deidara wyszedł Ci fenomenalnie, no chyba zakochałam się jeszcze bardziej, o ile to możliwe *-* I ta jego więź z Sasorim, która przez cały czas się wzmacniała, a Danna sobie uświadomił, że zależy mu na artyście.
No i genialna Tsudo - mimo, iż niewidoma, zawsze wydawało mi się że dostrzega więcej niż inni. Inteligentna dziewczyna, no nie powiem że nie. Ach, i ta scena w 19 rozdziale - no wreszcie się odnaleźli i dali się ponieść! Nic nie szkodzi, że na polanie, przecież Deidara był przyzwyczajony do takich warunków :D
Bardzo się cieszę, że postanowiłaś przedstawić te demony w taki właśnie sposób, bo świetnie wyszło. Wszystko czytało się płynnie i lekko, chociaż tyle strasznych rzeczy się podziało... Ogólnie jeszcze tak wspomnę, że podoba mi się ten Twój barwny język i to z jaką łatwością potrafisz przenieść TAM mnie, zwykłego czytelnika, tak żebym czuła się tego częścią i przeżywała wszystko tak mocno jak bohaterowie. Na przykład straszliwą śmierć Nigiri :c No i jedna ze wspanialszych scen - Konan, rzeka i kartki. To mnie poruszyło wyjątkowo mocno, idealnie to rozegrałaś.
I teraz, powiedz mi, co takiego uczyniłaś z biednym Deidarą!? Kurcze, to raczej wiadome, że jeśli Sasori przemieni go w lalkę to artysta wpadnie w szał! Przecież to zaprzecza wszystkiemu, w co wierzy. Zawsze był taki pełny życia, ale być może Tsudo jakoś przekona go do zaakceptowania swojego losu...? ;> Kto może o tym wiedzieć więcej, niż ona sama.
Teraz się modlę, abyś dodała nowy rozdział szybciutko. A ten wcale nie był nudny. Był cudowny.
Kłaniam się i kończę swoje wypociny. Mam nadzieję, że coś zrozumiałaś C:
Pozdrawiam!
Nawet sobie nie wyobrażasz jak mnie uszczęśliwił twój komentarz :).
UsuńBardzo sobie cenię, że ktoś czyta moje w pocie czoła płodzone prace, komentuje w taki fajny sposób i do tego pozytywnie :D
Cieszę się, że mam jeszcze czytelników i podziwiam, że przy mnie trwacie :DD
Co do następnego rozdziału, a raczej epilogu... myślałam, że was mega zaskoczę, ale już druga osoba coś tam "prorokuje" :> No nic, zobaczymy, zobaczymy ;))
A z komentarza zrozumiałam wszystko, czytałam z bananem na gębie i łezką w oku ;)
DZIĘKUJĘ!
i również pozdrawiam :)
Cześć!
OdpowiedzUsuńJa tu tylko na chwilę. Serdecznie informuję, że 5 kwietnia odbędą się skromne (za to już czwarte!), urodziny Shibuyi. W związku z tym przewidziana jest specjalna notka oraz konkurs, w którym autorzy zgłoszonych blogów będą mogli wygrać ocenę u danego oceniającego BEZ KOLEJKI. Zapraszam serdecznie w imieniu całej Załogi!
Pozdrawiam! (www.Shiibuya.blogspot.com)
Luzik ;)
UsuńNie ma to jak szybka reakcja na wstawienie rysunku : D
OdpowiedzUsuńW każdym razie - woooow! *^*
Podziwiam Twój talent pisarki, uwielbiam Twoje prace. Kurcze, aż zazdrosna jestem, żeś taka utalentowana.
Tak jak myślałam, rysunek też mnie wzrusza :'(
Aaa, ja tam jestem średnio zadowolona, aczkolwiek mogę się usprawiedliwić tym, że rysowałam odręcznie :P
UsuńCieszę się, że się podoba w każdym razie :D i wzrusza :>