Tsudo siedziała na brzegu rzeki. Lubiła tam przebywać. To ją uspokajało.
Rozmyślała o przyszłości. Już niedługo wróci do matki z wieściami od Nekomaty. Z pewnością się ucieszy! Jej niewdzięczna córka jest na dobrej drodze do duchowej wielkości. Pewnie uzna, że Tsudo będzie niedługo gotowa do ostatniej fazy inicjacji. Ale do tego Najwyższa musi najpierw wyzdrowieć. Zależy też, czy Pein dostanie swojego demona na czas. W przeciwnym razie… pewnie zabiją ją.
Jej rozmyślania przerwał głośny krzyk radości. Z pobliskich zarośli coś wyskoczyło, a na głowie Tsudo znalazły się ubrania. Po chwili rozległ się głośny plusk.
- UAAA! ZIMNA!
Deidara jak oparzony (co wątpliwe) wyskoczył z wody. Był całkowicie nagi!
- Deidara! – krzyknęła Tsudo – Chcesz abym dostała zawału?! Nie wyskakuj mi tak… tak nagle.
- Sądząc po tym, jaka ostatnio chodzisz „zahukana” nie zdziwiłbym się – odpowiedział chłopak, wykręcając włosy.
- Co ci strzeliło do głowy?! – nie dawała za wygraną Tsudo.
- Coś ty taka w gorącej wodzie kąpana? – Deidara wybuchnął śmiechem – Dla odmiany spróbuj zimnej… To już nawet nie można sobie popływać? – Deidara spojrzał krótko na rwący nurt lodowatej rzeki – No, w sumie nie można…
- Nie mam nic do twojej higieny! – parsknęła. Po chwili zastanowienie dodała – W każdym razie nie wyskakuj tak więcej znienacka.
Ochłonąwszy nieco zaczęła ściągać z siebie jego ubrania, rzucając mu je pod nogi. Zamarła, mając w dłoniach jego ochraniacz na pierś.
- Co ty masz na sobie? – zapytała, bojąc się odpowiedzi.
- Chyba nic – odpowiedział uśmiechając się szeroko i zakładając ręce za głowę – Stoję tu przed tobą nagusieńki, jak wodnik kappa!
Tsudo spłonęła czerwienią.
- Czy ty nie masz za grosz wstydu?! – krzyknęła, odwracając się gwałtownie.
- O co ci chodzi? – zapytał chłopak, niby nieświadomy.
- To, że jestem ślepa, nie znaczy, że możesz sobie paradować – dłońmi zarysowała w powietrzu jego postać – przede mną zupełnie nago!
Deidara wywrócił oczami.
- Nie zamierzałem rezygnować z kąpieli z twojego powodu.
- Mam dziwne wrażenie, że nie chodziło o kąpiel. Mogłeś wybrać jakiekolwiek inne miejsce! Ubieraj się! – rzuciła mu pod nogi część ubrań. Deidara je podniósł i zaczął powoli zakładać. Nie było to zbyt mądre, gdyż materiał natychmiast zamókł na mokrej skórze.
- Uspokój się trochę… Strasznie spięta jesteś – łypnął na nią podejrzliwie, wciskając lewe ramię w prawy rękaw koszuli.
- Mam swoje powody – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Dobra, dobra, jasne – Podwinął sobie rękaw, nie zwracając uwagi na to, że ubrał koszulę tył naprzód i na lewą stronę - Tak to jest, jak się taka zakocha… Możesz się już odwrócić.
Tsudo gwałtownie odwróciła głowę.
- CO POWIEDZIAŁEŚ?!
- Nie udawaj – zakpił Deidara, poprawiając nogawki.
- Ależ!… Nie wiem o co ci chodzi! – pisnęła zdenerwowana Tsudo.
- Taa jasne… „Oczywiście panie Sasori!”, „Racja panie Sasori!”, „Ma pan taki młody głos panie Sasori!” – parodiował Tsudo, sznurując misterne wiązanie u butów.
- Ja… wcale… TO NIE TAK! – jąkała się zbita z tropu dziewczyna.
- Akurat! Nie żebym miał coś przeciwko, ale czy jesteś świadoma, że ten facet ma prawie czterdzieści lat?!
- I co z tego?! – wybuchnęła Tsudo – Po prostu go podziwiam! I lubię! W przeciwieństwie do ciebie jest inteligentny, kulturalny, opanowany… i w ogóle!
Deidara przez chwilę mierzył ją wzrokiem. W końcu machnął rękami.
- Nic nie mówię. Uroiłaś sobie coś.. Obawiam się jednak, że się rozczarujesz
- Niczego sobie nie uroiłam. To ty wymyślasz niestworzone rzeczy! – zrobiła ręką młynka – Jak to artysta! – prychnęła cicho.
Deidara z ironią pokiwał głową, ale milczał.
- Naprawdę! – pisnęła bliska płaczu ze złości.
- Wiesz co? – Deidara wyprostował się. Jak zwykle kiedy kogoś irytował, musiał doprowadzić sprawę do końca. Choćby przez niewinny żart – znam doskonały sposób, aby cie ostudzić – podszedł do niej.
Tsudo nie zdążyła nawet zaprotestować, kiedy Deidara wpakował ją sobie na ramię.
- Ej! Puść mnie! – waliła go w plecy – Ostrzegam cię! Jak moja matka się o tym dowie…
Stanął z nią na brzegu.
- Jak powiesz, że mam rację, to cię puszczę.
- Co do czego?
- Że zakochałaś się w Mistrzu Sasorim.
- Nie!
- Na pewno?
- Nie!
- Więc jak?
- JA GO NIE KOCHAM! – krzyknęła wściekła.
- Jak chcesz.
Deidara wrzucił ją do wody.
- Ach! – Tsudo zachłysnęła się.
Blondyn w ostatniej chwili odskoczył, by nie zostać ochlapanym. Tsudo wynurzyła się i parskała wodą na wszystkie strony. Deidara stał na brzegu i zdążył już ochrypnąć ze śmiechu. Niewidoma – jako iż była niskiego wzrostu – ledwo utrzymywała głowę na powierzchni.
- Deidara! – zanurkowała – Wyciąg mnie! Kiedy moja ma… – znów zanurkowała.
- Nie mówi mi, że nie umiesz pływać – zakpił chłopak, podchodząc bliżej brzegu.
- Dno się osuwa! – znów zanurkowała.
- Jakże mi przykro – załamał ręce i odszedł.
Przekleństwa Tsudo towarzyszyły mu aż do skraju lasu. Potem się zatrzymał. Właściwie to był głupi kawał… Uderzyła go nagła cisza. Odwrócił się. Niestety stąd brzeg zasłaniał rzekę. Utopiła się? Wyszła? Podbiegł do krawędzi. Nie ma jej! Deidara zaczął się rozglądać. Pot wystąpił mu na czoło. Jest! Prąd znosi ją w dół rzeki! Pobiegł wzdłuż brzegu. Po chwili jednak nurt go prześcignął. Deidara stracił Tsudo z oczu. Zrobiła to celowo? Biegł dalej. W końcu znalazł ją uczepioną jakiegoś głazu. Udało mu się wywlec ją z wody. Na wpół przytomną, mokrą, przemarzniętą, ale żywą!
- Tsudo! – potrząsnął nią – Tsudo powiedz coś!
Niewidoma ledwo dysząc, zamachnęła bezwładnie ręką i z klaśnięciem wymierzyła blondynowi policzek.
- Idiota…
Ognisko skwierczało aż miło. Tsudo siedziała przy nim z wyciągniętymi dłońmi, opatulona koszulą Deidary. Jakże przyjemnie! Ciepło ogniska relaksuje tak samo jak przesiadywanie nad brzegiem rzeki. O nie! Ona już tam nie pójdzie! Z wielu powodów.
- Cieplej ci? – odezwał się w końcu, po dwóch godzinach milczenia Deidara. Mimo wszystko czuł się dziwnie, gdy pomyślał o swoim „głupim kawale”. C z a s d o r o s n ą ć – tak powiedziałby Mistrz Sasori. Nic dziwnego, że Tsudo jest nim oczarowana.
- Mhm… – mruknęła w odpowiedzi niewidoma.
Deidara westchnął i przybliżył się do ogniska. Teraz jemu było zimno
- Nie martw się - zaczęła niespodziewanie Tsudo, rozcierając ręce – już ci wybaczyłam.
- Co? – zapytał głupkowato.
- Nie żałujesz? – Tsudo zrobiła badawczą minę.
- No… – Deidara podrapał się po głowie – Głupio wyszło.
Tsudo pokiwała na boki głową z nieszczerym uśmiechem.
- Głupio… – przytaknęła cicho.
Podciągnęła nogi i oparła na nich brodę. Znów milczeli. Nagle Tsudo zaśmiała się.
- Co jest? – zapytał zdziwiony Deidara.
- Chciałabym zobaczyć twoją minę!
- Jaką?
- Wtedy, jak cię uderzyłam! – No, ale chyba nie gniewasz się, co? – uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Ta… – Deidara przewrócił oczami. Poczuł się niezręcznie. Bardzo chciał, aby uderzyła go jeszcze raz.
- W ogóle chciałabym w końcu dowiedzieć się, jak wyglądasz. To trochę dziwne spędzać z kimś tak dużo czasu i nic nim o nim nie wiedzieć…- powiedziała bez owijania w bawełnę, choć światło ogniska ujawniło parę rumieńców na jej policzkach.
Deidara milczał, dając jej do zrozumienia, że chętnie posłucha dalej. W sumie miała rację. Nigdy nie próbował postawić się na jej miejscu.
– Wyobrażałam cię sobie w różnych wersjach… ale jakoś… To nie to samo… – próbowała się wysłowić.
Chłopak wstał, okrążył ognisko i usiadł obok Tsudo. Najbliżej, jak mu tylko pozwalało sumienie, od którego zresztą od bardzo dawna nie dostawał żadnych wieści.
- Nic prostszego – powiedział łagodnie, jednoznacznie przybliżając do niej swoją twarz. Grzywkę założył za ucho. Tsudo niepewnie wyciągnęła rękę. Deidara uśmiechnął się szeroko, chwycił dłoń dziewczyny i zaczął nią gładzić swój policzek, mrucząc przy tym zabawnie. Tsudo wyrwała mu się oburzona, choć gdzieś na jej twarzy błąkało się rozbawienie.
- Hej! Powoli! – skarciła go.
Chłopak spojrzał na nią, udając zdziwienie..
- Poradzę sobie – uśmiechnęła się – Nie ruszaj się proszę. I nie rób min!
Znów wyciągnęła dłoń. Przejechała delikatnie trzema palcami od jego czoła, przez nos i usta, aż po podbródek. Następnie całą dłonią musnęła jego prawy policzek, przesuwając nią przez nos na drugi. Deidara zamknął oczy. Od czasu do czasy ciarki biegały mu po plecach, gdy palce dziewczyny zaczęły go łaskotać. Gdy się zaśmiał, Tsudo ofuknęła go, również chichocząc. kciukiem zarysowała jego powieki, brwi, uszy, kontur twarzy i znowu usta. Na koniec uśmiechnęła się czule. Deidara oddał uśmiech, co wyczuła pod palcami. Jak w transie pogłaskała wierzchem dłoni jego policzek. Deidara niemal odruchowo poruszył głową, łapiąc wargami jej dłoń. Tsudo nagle gwałtownie oderwała od niego swoją rękę i chwytając ją drugą dłonią, odwróciła się plecami do chłopaka.
- I co? – zapytał zaciekawiony Deidara po chwili dziwnej ciszy.
- Cóż… Może i nie jesteś pomarszczony – oznajmiła Tsudo, oglądając pustym spojrzeniem swoją prawą dłoń.
- Łoo… Zaskoczyłaś mnie – zęby Deidary błysnęły w uśmiechu – Ale ciągle jestem brzydki, tak? - udał smutek.
- …Zależy – wzruszyła barkami.
- Od czego? – zdziwił się..
- Z której strony.
Zaśmiała się perliście, a Deidara żartobliwie otarł zaciśniętą dłonią jej policzek, kręcąc z pobłażaniem głową, jakby usłyszał kiepski żart kilkuletniego berbecia.
- Czy mój wygląd pokrywa się z twoimi przemyśleniami? – zapytał po chwili, czując z niepokojem, że zaczyna mówić, jak Mistrz Sasori.
- Cóż… Nie. Zupełnie inaczej cię sobie wyobrażałam. – odparła szczerze, z cieniem niedowierzania.
- No tak. W twoich fantazjach miałem przecież zmarszczki.
Oboje zaśmiali się. No proszę! Deidarę stać na przyzwoity humor!
- Ale to nie wszystko – przerwała nagle śmiech Tsudo, próbując stłumić czkawkę.
- To znaczy? – dopytywał się blondyn.
- Muszę ci teraz uwierzyć na słowo i… wypytać o „kolorystykę” – znów się zaśmiała. No wiesz… Chcę mieć pełne wyobrażenie.
- Blond włosy, niebieskie oczy – standard, wystarczy? – wyrecytował, jakby uczył się tego całe życie.
Tsudo przekrzywiła głową z grymasem i uniosła brwi. Światło ogniska sprawiło, że wyglądała nieco pyzowato.
- Ehh… – westchnął – blooondyn, j a s n o niebieskie ooooczy… raczej średnia karnacja – oglądał wierzch swych dłoni – brudne paznokcie – zaśmiał się – szczegół… ee, wzrost… około metr siedemdziesiąt, szczupły, hje, hje, umięśniony, wysportowany, o doskona…
- Dobra, dobra! – przerwała mu Tsudo – Chciałam tylko kolorystykę.
- No jakoś tak wyszło – wyszczerzył się iście po narcyzowemu - Wiesz, że poza tym, to nic o sobie nie wiemy? Sama to zresztą powiedziałaś.
- Cóż. Możemy porozmawiać. Na przykład o… rodzinie. Jeśli to nie jest kłopotem lub coś…
- Nie! Nie! Co prawda moi starzy są śmiertelnie nudni, ale jak chcesz. Zaczynaj! – zachęcił ruchem ręki.
- Więc… urodziłam się w Wiosce Gwiazd… to bardzo daleko stąd – zaczęła nieco nieporadnie.
- Wiem, gdzie to jest – Deidara dobrotliwie kiwnął głową.
- Mieszkałam z matką - wtedy jeszcze była ninja, choć kiepskim - w jej głosie nie było drwiny – i ojcem – wynalazcą – powiedziała z dumą – Tata całkowicie oddawał się swojej pracy. Uwielbiałam mu w tym pomagać! Aż do wypadku – kontynuowała wciąż nieco bezładnie, starając się wychwytywać z pamięci ważniejsze fakty - A kiedy mama zachorowała tata wyjechał na zachód. Konstruował coś, co miało pomóc jej wrócić do zdrowia, coś tam z rehabilitacją… Ale mamę po prostu zamknęli w szpitalu! Tym… wiesz..I nikt nie mógł nic zrobić. Straciła status ninja, ale choć zajmowała się czymś innym. Kretynizm. W końcu stamtąd wyszła, ale dzisiaj jest umierająca. Pogorszyło jej się, a „tamci” nie mieli ochoty się nią zajmować bardziej niż należało! Na szczęście byłam już dorosła. Opiekuję się nią teraz… sama. Jestem jedynaczką. A bardzo chciałabym mieć rodzeństwo.
- Aha – Deidara znów kiwnął głową – Nieciekawa sprawa, co?.
- No wiesz. Ciężko jest walczyć z chorobą.
- Chodzi mi o twojego ojca – sprostował.
- Co?… Ach! On wrócił. Siedzi w swojej pracowni. Załamał się psychicznie. Teraz uważa się za pustelnika. Boję się, że i jego zamkną w psychiatryku – Tsudo objęła ramionami podkulone nogi. – A ty? Twoja rodzina?
- No więc mam cztery siostry. Tak, wiem, super… Dwie młodsze i dwie starsze. Wszyscy u nas mają blond włosy i niebieskie oczy. Mieszkają do tej pory w Wiosce Skał – tam przyszedłem na świat. Starzy są podróżnikami. Zawsze dostają długoterminowe misje zagraniczne. Połowę ich czasu spędzają na zwiedzaniu. Cały dom zagracony jest różnymi figurkami, maskami, skórami, naczyniami i innymi tego typu badziewiami – parsknął lekko.
- No to fajnie!
- Jasne! – powiedział nieco za głośno – Zawsze byłem dominowany przez siostry i targany na te wszystkie „safari”… Moje życie było jedną, wielką podróżą! Miałem dość i… zwiałem, no.
- Uciekłeś z domu?! – Tsudo była szczerze zdziwiona.
- Mhm. Pomimo iż wszyscy byliśmy artystami – za wyjątkiem ojca – nie było czasu i okazji, by się rozwinąć tak jakbym tego chciał. A ja musiałem się dokształcać! Pielęgnować swój talent! Sama rozumiesz. Choćby dzięki Panu Sasoriemu… NIC NIE MÓWIĘ! No i zwiałem z domu… Miałem wtedy czternaście, może trzynaście lat. Szukali mnie, ale nie znaleźli, ha! Potem uznano mnie za zaginionego i w końcu za umarłego.
- Buntownik – podsumowała Tsudo z kokieteryjnym uśmiechem.
- No – uśmiechnął się Deidara. Podobało mu się to stwierdzenie.
- Chciałabym podróżować – oparła twarz na dłoniach - Podróże kształcą. Ale coś, co jest codziennością, rzeczywiście szybko się nudzi.
- Żebyś wiedziała! – przytaknął.
Potem milczeli. Cisza była doskonałym uzupełnieniem tej rozmowy. Oboje mogli sobie teraz wyobrazić, jak wyglądało życie tego drugiego. Wesołe? Ograniczone? Pełne niespodzianek? Nie do wytrzymania? Smutne? Nudne? Kolorowe? Z zamyślenia wyrwał ich potężny huk. Ognisko zgasło, a pobliskie drzewa niebezpiecznie skrzypnęły.
- Co do… – Deidara nie dokończył, bo kolejny huk wstrząsnął ziemią. Powietrze przeszył przerażający świst, przypominający wycie umierającego zwierzęcia. Tsudo nagle rozpromieniła się.
- Moochi! – krzyczała – Moochi!
- Co? – zdziwił się Deidara.
Tsudo chwyciła go za ręce i porwała do lasu, nie zwracając uwagi na możliwe niebezpieczeństwo.
Raijuu
Moje skojarzenie: Afrykańska bogini płodności 
Wiem, że pomysł z wrzuceniem do rzeki jest prymitywny, ale wyspa z wulkanem była za droga =]

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz