Pod dłońmi, pod brzuchem, pod twarzą… Wszędzie czuł przeszywające zimno. Starał się poruszyć dłonią. Skutek był mierny, ale i tak zabolało, nie wiedzieć czemu. Czuł, jak ziąb wtargnął do jego płuc. Niemal wyobrażał sobie lodowe szpony zaciskające się na młodym sercu. „Albo sobie wczoraj nieźle popiłem, albo umieram”, pomyślał. Poczuł, że kończy mu się powietrze. Gwałtownie zadarł głowę i jęknął oślepiony światłem odbitym od śniegu. Kto tu dał reflektor?! pomyślał, podnosząc się na klęczki, bo tylko na tyle go było stać. Zatoczył się do tyłu. Ramię poszybowało gdzieś w nieokreślonym kierunku, podświadomie szukając oparcia, ale niestety Deidara i tak na powrót wylądował w śniegu. Dla odmiany plecami w dół. Po chwili usłyszał chrzęst kroków i poczuł parzące dłonie na swoich zlodowaciałych policzkach.
-Deidara, nic ci nie jest? – zaniepokoiła się Tsudo, chuchając mu w twarz szybkim i gorącym oddechem. Deidara odważył się otworzyć oczy. Istotnie, pochylała się nad nim Tsudo. Spojrzał w bok ponad trzymające go dłonie. Konan zbierała z ziemi porozrzucane bagaże.
- Gdzie jesteśmy? – wymamrotał do Tsudo, nie kwapiąc się do wstania, choć przytomność wróciła mu całkowicie. Może sobie jeszcze poleżeć, co tam… Widoki też ma niezłe.
Tsudo uśmiechnęła się leciutko i pomogła mu wstać. Deidara teraz się zorientował, że oprócz przytomności powróciło mu także czucie i teraz próbował jak najszczelniej osłonić dłońmi nagie ramiona, wystawione na działanie autentycznej zamieci śnieżnej. Spojrzał zza zwichrzonej blond grzywy na Tsudo.
- W Korytarzu. – odpowiedziała dziewczyna – Zaraz będziemy przechodzić. Na ten czas weź to. – podała mu kozi kożuch i wełnianą czapkę. Deidara bez słowa się ubrał. Był chwilowo tak wdzięczny, że nawet nie przyszło mu do głowy zapytać, co za jeden, ten „Korytarz”. Podeszła do nich Konan i wcisnęła Deidarze ośnieżone toboły. Zwróciła się do Tsudo.
- Nie dość, że olewa wszystko i wszystkich, a w szczególności przygotowania do misji, to ty mu jeszcze pomagasz – zrobiła kwaśną minę. Tsudo w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko. No bo jak tu nie pomóc takiemu skruszonemu zmarzlakowi? – Ruszamy – zarządziła Konan i swoim zwyczajem wystrzeliła do przodu.
Deidara w istocie nie musiał pytać. Tsudo sama wszystko wyjaśniła. Otóż Korytarz to nic innego jak granica, cienka przestrzeń między Sieciami. A Sieć to odległe w czasie i przestrzeni miejsce, między którymi może przemieszczać się każdy upoważniony, kto posiada przenośnik. Tutaj Tsudo wskazała na gwizdek, który teraz Konan nosiła na szyi.W każdym korytarzu jest jeden lub więcej Strażników, w zależności od ewentualnych zagrożeń, którzy pilnują porządku. No bo Sieć to w gruncie rzeczy nie autostrada. Na przykład żaden człowiek, nie ma najmniejszego prawa wstępu do Sieci, zamieszkiwanej przez Ogoniaste Demony. Ponadto każda Sieć ma wiele wejść i wyjść. Także niestrzeżonych, ale to już jest absolutnym ewenementem, aktywnie tępionym w miarę możliwości przez Strażników. Jednym z takich wejść ponad prawem jest pieczęć Rinnegana. Prowadzi do Sieci stworzonej przez Peina, służącej za więzienie dla demonów. Każda Sieć rządzi się swoimi prawami. W przeciwieństwie do Korytarzy, które w gruncie rzeczy też są swoistego rodzaju Sieciami.
Tsudo starała się wyjaśniać najlepiej, jak tylko umiała, jednak Deidara nie przyswajał żadnej wiedzy, która nie była wykładana na chłopski rozum. Wiedział jednak, że miejsce, w którym się znajdują nie jest tym, do którego zmierzają i, że zaraz spotkają jakichś strażników granicznych z autostrady, czy coś.
W dali zaczął majaczyć jakiś maleńki budynek. Do jego dachu przymocowana była, powiewająca na wietrze czerwona chorągiew. Konan przystanęła w miejscu. Wichura zwiewała jej błękitne włosy na twarz.
- Kurde. – powiedziała czekając aż Tsudo i wlokący się, zasmarkany Deidara dojdą do niej – Zamknęli przejście! Wisi czerwona.
- Ale dlaczego? – zapytała Tsudo, próbując przekrzyczeć wycie wiatru. – Przecież się nas spodziewali.
- Coś się musiało stać… No, ale nie dowiemy się niczego stojąc tutaj, jak trzy sople, idziemy!
Trzy zaśnieżone postacie brnęły więc dalej przez nawałnicę w stronę szarpanej wiatrem chorągiewki na dachu małego budyneczku.
Byli dość blisko, by widzieć wyraźnie zamieszanie przed budynkiem, a raczej rozwalającą się chatą. Śliczna i młodziutka dziewczyna z białymi włosami obciętymi prawie tak krótko jak u Tsudo próbowała zagrodzić drogę starszemu mężczyźnie ubranemu w skóry, wymachującego groźnie zakrzywioną laską. Czerwony ze złości mężczyzna krzyczał:
- Nie będę tolerować czegoś takiego! Nie możesz nadużywać swojego statusu w każdej bzdurnej sprawie! Tutaj panują pewne prawa, których przestrzeganie ma zapewnić nam przeżycie!
- Ależ wuju! – wołała dziewczyna, która w przeciwieństwie do odzianego w skóry mężczyzny była całkiem spokojna. Sprawiała wręcz wrażenie, jakby zaraz miała zacząć śmiać się wniebogłosy – Przecież ona w niczym ci nie przeszkadza!
- W niczym?! – zagrzmiał mężczyzna – Zżera moje zwierzęta!!!
- Co tu się dzieje? – zawołała nagle Tsudo, truchtając w stronę skłóconych – Dlaczego powiesiłeś czerwoną flagę, Kożur? Przecież odpisałeś pozytywnie na naszą prośbę!
Deidara zdziwiony stał pod małą werandą przy domku, osłaniając się od wiatru. Pierwszy raz w życiu słyszał Tsudo mówiącą takim głosem. Jakby ci Strażnicy (a wiedział już, że to musieli być oni) byli jej poddanymi! Spojrzał ukradkiem w stronę Konan, która stała nieopodal z założonymi rękami. Wiatr ponownie stargał jej nędznie już wyglądające niebieskie kosmyki. Niecierpliwym ruchem nałożyła na głowę skórzany kaptur. Jasne było, że nie zamierza się wtrącać do sceny przed chatą. Deidara spojrzał na mężczyznę odzianego w zwierzęce skóry. A raczej ich strzępy, zwisające sromotnie z szerokich ramion. Ne jednym barku dostrzegł czaszkę jakiegoś psa, z rozdartą jak do ukąszenia szczęką. Wzdrygnął się. Mężczyzna jednak wyglądał na podstarzałego. Włosy i krótka broda biała jak mleko, okalały ogorzałą od słońca i fizycznej pracy twarz. Nie wyglądał przyjaźnie.
Natomiast dziewczyna… Ooo, ta to była śliczna! Krótkie, rozcapierzone, białe włosy lekko podwijały się na końcach, dwa długie warkoczyki uplecione nad uszami dyndały na wietrze, łaskocząc piegowatą buzię o ciemnej karnacji. Ubrana była w nowe futro z jakiegoś szarego zwierzęcia, a na szyi, na długim rzemieniu miała zawieszone coś, co mogłoby wyglądać jak identyfikator, gdyby nie było pustą tabliczką w drewnianej ramce. Deidara dawał dziewczynie maksymalnie piętnaście lat.
Zarówno Kożur, jaki i dziewczyna zwrócili się natychmiast w stronę Tsudo. Ta druga nie czekając na wyjaśnienia mężczyzny rzuciła się niewidomej na szyję.
- Tsudo, moja Tsudo! Jak dobrze cię widzieć! – wykrzyczała w ucho dziewczyny i odskoczyła na swoje dawne miejsce. Tsudo zachwiała się zaskoczona, ale odparła równie życzliwie.
- Ciebie też, Allo! Bardzo się cieszę, że cię zastałam. Ale wracając do mojego pytania…
- Mamy problem graniczny! – uprzedził ją Kożur – W naszym korytarzu zamieszkał sobie lokator na gapę, który mimo moich miłych próśb – tutaj zamachał znacząco pokrzywioną laską, która okazała się być przedwojenną wiatrówką – nie chciał się wynieść! Mało tego! Zadusiła nam sarny! Pięć sztuk!
- To znaczy, że to o n a? – zapytała Tsudo, siląc się na surowy ton. Usłyszała za sobą kroki Konan, która stanęła obok niej, również zaciekawiona.
- Tiaa… – potwierdził Kożur – Lykańska sssuka. – splunął na ziemię, trafiając przez wiatr na swój but. Tsudo wyglądała jakby miała go strzelić w twarz. Nie znosiła chamstwa i wulgaryzmu. Konan niedostrzegalnym gestem przytrzymała lekko dziewczynę. Tsudo zapytała drżącym głosem.
- I… co z nią… zrobiliście?
Kożur rozpromienił się.
- Uwiązałem bestię na łańcuchu za domem, tam gdzie inne. Wyrywała się jak nie wiem! Nawet mi palec odgryzła! – pokazał lewą dłoń owiniętą jakąś zakrwawioną szmatą, śmierdzącą bardziej niż on sam, który wydawał się teraz niezwykle dumny ze swej dzielności – Harda bestia była, ale ze mną nie ma żartów, oj nie! Dostała kilka razy po gębie i zaraz się wilczyca uległa zrobiła… Właśnie miałem iść zastrzelić… – dokończył, szykując się do odejścia.
- Nie wolno ci!!! – krzyknęła Tsudo, łapiąc dwa razy od niej większego mężczyznę za ramię. Kożur spojrzał na nią pytająco. Tsudo wyprostowała się, patrząc niewidzącymi oczyma w jego wąskie, ciemne ślepia.
- Chcę ją zobaczyć.
- Ja ci pokażę! – zawołał Alla i chwyciła Tsudo za rękę.
Konan chrząknęła znacząco. Nie mają czasu zajmować się międzysieciowymi włóczęgami! Deidara wyminął ją szybko. Sam chciał popatrzeć na bestię, która nie brzydziła się ugryźć tego obrzydliwca. Konan chcąc nie chcąc podążyła z nimi na tył domu. Kożur jednak został tam, gdzie był.
Tsudo stanęła w miejscu, choć Alla ciągnęła ją bliżej. Niewidoma jednak instynktownie czuła jak się sprawy mają.
- O, mój Boże… – jęknęła cicho Konan.
Deidara stał niewzruszony. Widywał gorsze obrazy nędzy i rozpaczy…
Na ścianie budynku umocowany był rząd metalowych obręczy, do każdej z nich przypięty był gruby i zardzewiały łańcuch. Większość leżała bezrobotnie, uderzając głucho o drewnianą ścianę, pozostałe trzy, naprężone mocno ginęły gdzieś w śnieżycy, tak, że nie było widać, co jest na końcu. Musiały być jednak bardzo długie. Do ostatniego łańcucha przypięta była wychudzona dziewczęca postać, ubrana jedynie w biały podkoszulek na ramiączkach i rozdarte spodnie. Skóra prawie nie odznaczała się na tle śniegu, była przeraźliwie sina. Dziewczyna (która poza tym wyglądała zupełnie normalnie) wydawała się tym nie przejmować, ale całe jej ciało było wstrząsane spazmatycznymi dreszczami. Ciemnorude włosy, przewiązane byle jak kawałkiem sznurka zdążyły się już zaplątać w pokiereszowane deski chaty. Dziewczyna słysząc, że ma towarzystwo odwróciła głowę i zaczęła węszyć. Twarz miała posiniaczoną, na brodzie odznaczały się ślady zaschniętej krwi. Nie jej, to wiedzieli.
Tsudo powoli zaczęła się posuwać do przodu. Czuła, że tej istocie jest piekielnie zimno. Alla ciepłym głosem próbowała przemawiać do skulonej postaci.
- Cześć. Pamiętasz mnie może? Jestem Alla, a to moi przyjaciele – wskazała gestem na stojących za nią – Oni nie zrobią ci krzywdy.
W odpowiedzi dostała tylko spojrzenie pełne pogardy. Może siedzi tutaj poniżona i zdana na ich łaskę, ale jej siły woli nikt nie złamie. Tsudo wyprzedziła Allę, podchodząc bliżej więźniarki.
- Nazywam się Tsudo. Mogę poznać twoje imię? – zapytała równie życzliwie, a Alla uśmiechnęła się jeszcze promienniej, jeśli to możliwe.
Ruda taksowała wzrokiem Tsudo. Spojrzała nad jej ramieniem i najeżyła się momentalnie, warcząc ostrzegawczo. Odwrócili się. Za nimi stał oparty o swoją strzelbę Kożur.
- Mówiłem, że bestia, nie? – mrugnął znacząco do Konan, której od pewnego czasu intensywnie się przeglądał. Medyczka znacząco odwróciła twarz – Patrzcie no, jak warczy… I co ci to da, suko?
Przez chwilę on i wychudzona dziewczyna mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. Nagle ta zaczęła głośno kaszleć. Wykrztusiła w końcu jakąś małą kość i ponownie skuliła się w sobie, sycząc jeszcze do Strażnika.
- Ssspieprzaj!
Tsudo podniosła się. Jasne było, że na razie nic z niej nie wyciągną. Na szczęście Alla pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Nie wiemy jak się tu znalazła. Prawdopodobnie włamała się tu z waszej Sieci, chcąc się przed czymś schronić. Musiała być naprawdę zdesperowana. Ja myślę, że to rzeczywiście Lykanka. Nie widziałam, ale wujek mówił, że kiedy się z nią szarpał, to zamieniła się w wilka! Wuj nie powinien być zły za te sarny, ona chciała tylko przetrwać… Ja nie wiem, co z nią zrobimy! – jęknęła – Ale nie można jej zabić!
- Oczywiście! – potwierdziła Tsudo, nasłuchując, ale ruda dziewczyna siedziała cicho. Niespodziewanie wtrącił się Deidara.
- Twierdzisz, że zmienia się w wilka? – zwrócił się do Alli.
- No… wujek mówił…
- Może to ma coś wspólnego z twoimi Kotami, Tsudo? – zwrócił się do niewidomej.
- Raczej nie… gdyby do nas przystąpiła, wiedziałabym o tym… Ale, na wszystkie demony! Alla przynieś jakąś skórę, przecież ona zaraz zamarznie!
Dziewczyna w podskokach popędziła do chaty, ale gdy wróciła okazało się, że ruda więźniarka za nic na świecie nie chce nosić wilczego futra. Nic dziwnego. Alla wróciła ze skórą baranią. Uwięziona z oporami przyjęła okrycie. Tsudo uśmiechnęła się.
- Weźmiemy ją ze sobą.
- CO?!!! – krzyknęli wszyscy. Nawet zakuta dziewczyna.
- A tak! – skwitowała Tsudo – Deidara…
Chłopak już wyciągnął kunai’a, ale nagle zwalista postać zagrodziła mu drogę. Kożur zwrócił się Tsudo.
- Nigdzie jej nie weźmiesz, Tsudo! To ja ją złapałem!
- Przecież o to ci chodziło, nie? Pozbyć się nieproszonego gościa?
- Tak, ale… – jąkał się. Nikt do tej pory nie pozbawił go zdobyczy – Jest niebezpieczna! Zabiła pięć sztuk…
- Sam tyle zabijasz w ciągu godziny! – wrzasnęła Tsudo, dźgając mężczyznę palcem, aż mimo wielkiej postury, zatoczył się – Zejdź Deidarze z drogi! – wzrokiem wycelowała w oczy Kożura. Nikt nie miał wątpliwości kto tu jest autorytetem. Strażnik zacisnął dłoń na strzelbie i chcąc, nie chcąc odsunął się nieco w bok, sycząc jeszcze tak, żeby tylko Tsudo słyszała.
- Gdyby nie twoja matka, już byś nie żyła… Jesteś zerem bez niej. Nie jesteś ani godna, ani w stanie zająć jej miejsce…
Tsudo odpowiedziała mu stężeniem twarzy. Bojowniczy wyraz przesłaniało wzburzenie. Niestety, w tym, co mówił Kożur było za dużo prawdy. Nie wiedział jednak, że to dzięki Tsudo jej matka jeszcze żyje.
Deidara tak szybko, że nikt tego nie dostrzegł, przeciął łańcuch wiążący dziewczynę. Ta skuliła się słysząc brzęk metalu. Deidara bez cienia strachu, ostrożnie podniósł dziewczynę z ziemi. Z czerwonych oczu znikła na chwilę wyniosłość. Zastąpiło ją przerażenie. Tsudo zwróciła się teraz do Alli.
- Rozumiem, że możemy przejść.
Alla otrząsnęła się, jakby na chwilę zapadła w letarg.
- Tak, oczywiście! Zaprowadzę was – po czym otuliła się szczelniej futrem i ruszyła przez śnieg – Zaraz wracam wuju! – pożegnała się jak zwykle radośnie.
- Nie ciesz się, nie ciesz… Z tobą się jeszcze policzę! – pogroził stary Strażnik – Będziesz myła gary do końca życia!
Alla na te słowa spochmurniała mimowolnie (Deidara uznał, że bardzo jej z tym nie do twarzy). Wiedziała, że z wujem nie ma żartów.
Chata zaczęła niknąć w śnieżycy. Na dachu jednak pojawiła się zielona chorągiew.
Konan, która przez całe to zajście nie odezwała się ani słowem, podeszła teraz do Tsudo, która prowadziła pod rękę ledwo przytomną i zobojętniałą już na wszystko Lykankę.
- Dlaczego tak długo to trwało?
- Wiesz… – westchnęła- z nim się raczej nie rozgrywa szybkich partii.
Konan westchnęła.
- Okropny mężczyzna.
- Nie, tylko trochę porywczy. Naprawdę da się z nim dogadać.
- Och… – jęknęła nagle Lykanka. Tsudo nawet przez okrycie z wełny czuła, jak bardzo ich nowa podopieczna jest wyziębiona.
- Jak się czujesz? – zapytała z troską w głosie Tsudo.
- Nie masz racji, panienko – zwróciła się poufałym tonem do niewidomej. Ta zadrżała na dźwięk jej głosu – To jest przygłup do kwadratu! Nawet tą swoją bratanicę traktuje jak pomywaczkę. – spojrzała z ukosa na idącą przed nimi w podskokach Allę, za którą sromotnie podążał zmarznięty do szpiku kości Deidara. Konan została w tyle. – A nazywam się Shikyo i rzeczywiście zamieniam się w wilka. Poza tym zjadłam sześć saren, a nie pięć. Tą ostatnią zawlokłam temu gburowi pod chatę, he, he. Ale coś, co było na drugim łańcuchu zeżarło resztki. I wtedy mnie capnął…
- Bardzo mi miło, Shikyo! Nasze imiona już pewnie znasz, ale dla pewności… Ja jestem Tsudo, kobieta za nami to Konan, a chłopak to Deidara… Skąd pochodzisz? – zapytała Tsudo, ciesząc się, że rozmowa wreszcie została podjęta.
- Nic ci do tego, panienko. – odparła wymijająco, spuszczając podpuchnięte oczy.
- To chociaż powiedz ile masz lat? – próbowała Tsudo, trochę niezadowolona tonem z jakim się do niej zwracano.
Shikyo zamyśliła się. W końcu chyba stwierdziła, że zdradzenie tej informacji jej nie zaszkodzi.
- Czternaście.
Tsudo otwarła usta z wrażenia. To prawie dziecko! Sama na takim pustkowiu! Bez ubrania, głodna i jeszcze gnębiona przez wściekłego Kożura.
- Zmierzasz do jakiegoś konkretnego celu?
- Liczyłam, że znajdę tu schronienie. W wilczej postaci byłam chroniona przed chłodem, ale z łańcuchem na szyi nie mogłam się przemienić, udusiłoby mnie. A ten… ten… – zacisnęła w złości zaskorupiałe z zimna wargi - dorwał mnie! Ale musiał się pożegnać z paluszkiem, ha, ha, ha! – ten okropny śmiech przeraził Tsudo.
- Dostaniesz od nas zapasy. Skórę też możesz zatrzymać. Odejdziesz jednak dopiero, jak wyjdziemy z Korytarza, rozumiesz, Kożur… Czyż nie wiesz, że niewolno ci było wejść tutaj?
- Myślałam, że w Korytarzu może przebywać każdy. Do Sieci i tak bym nie weszła. Nawet wrócić już bym nie mogła, rozumiesz, Kożur… – wyszczerzyła się, pokazując piłkowane zęby, będące miniaturką wilczych. Oblizała się i skrzywiła. Wzięła garść śniegu i przemyła nią twarz, chcąc pozbyć się zaschniętej krwi. Nagle zaczęła znów straszliwie kaszleć. Tsudo nie wątpiła, że będzie tu potrzebna interwencja Konan. – W każdym razie dzięki za pomoc. Ja nie zapominam takich rzeczy. Wiesz, mogę ci się kiedyś przydać. Słyszałam o Zielonym Kocie. Mogę zdobyć dla was jakieś informacje o dużych źródłach czakry…
- Skąd ty wiesz?! – przeraziła się Tsudo.
- Uhu, wiem wiele więcej. I dobrze ci radzę – sojusz z Brzaskiem nie przyniesie wam niczego dobrego, musicie znaleźć inną drogę. Ja znam tego tam – kiwnęła głową w stronę Deidary – ale on mnie nie poznał, co mnie bardzo zadowala.
Tsudo jak oniemiała słuchała Shikyo. Skąd wie?! Skąd zna prawdziwy cel Zielonego Kota?! Czy ten „sojusz” rzeczywiście przedstawia się tak marnie? W takim razie Pein bez wątpienia wie, że jest lipą. Spojrzała z niepokojem na Deidarę. Zmarszczyła brwi. To dlatego lider wysłał go z nami! Jako szpiega! Jej twarz jednak po chwili złagodniała. Przecież nie będzie w stanie pozwolić, aby po tym wszystkim co razem przeszli chłopakowi coś się stało. Teraz już nie.
Doszli do wielkiego głazu. Był identyczny jak ten pierwszy, na polanie. Konan, Tsudo, Deidara i Shikyo położyli swoje dłonie na głazie. Okazało się, że nie muszą być jedna na drugiej. „Alla ma mocniejszy przenośnik”, tłumaczyła Tsudo. Białogłowa (jak nazywał już w myślach Allę Deidara) wzięła do dłoni tabliczkę, która wisiała na jej szyi. Pusta blaszka błysnęła. Alla podeszła do Tsudo i ucałowała ją serdecznie, to samo uczyniła ze zniecierpliwioną Konan i rozanielonym Deidarą, który odruchowo przyciągnął Allę do siebie, aż ta zachichotała i również ucałował soczyście w policzek. Shikyo powarkiwała niechętnie, ale pozwoliła się uściskać. Nie było jednak mowy o całowaniu!
- Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce! – zawołała Alla, podnosząc ku niebu dłoń z tabliczką. Drugą położyła na ręce Konan, która dzierżyła w niej srebrny gwizdek.
- Szybciej niż myślisz. – zapewniła Tsudo, również się uśmiechając.
Oczy Alli rozpromieniły się. Wzięła głęboki oddech i krzyknęła niezwykle głośno, jak na tak drobną istotę. Tym razem Deidara zdążył usłyszeć końcówkę, ale potem był pewny, że się przesłyszał. Brzmiało to zupełnie jak : „…kożur, murzyn, deportuzin!„
Shikyo jest postacią wymyśloną przez Roksanę. Pamiętacie ją na pewno zhttp://shikyo-no-ookami.blog.onet.pl


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz