Chapter 2. Czyli bycie kablem jeno przynosi korzyści i wielkie kłopoty.



   Przez ułamek sekundy, tylko ułamek Deidara czuł się jak ten skończony kretyn. Kiedy jednak już mu przeszło zaczął myśleć na swój racjonalny sposób.
 „Jej wina! Zresztą, co? Po głosie nie poznała, ze jestem mężczyzną? Poza tym powinna wiedzieć, że Kisame by nie przyprowadził do tej knajpy dziewczyny… żadna by się nie zgodziła!” Deidara się usprawiedliwiał. „A w ogóle to muszę się z tym rekinkiem jeszcze policzyć! Wyparł się mnie, a ryby i dzieci głosu nie mają przecież! Rybopodobne też. Niech go tylko spotkam…”
 Ledwo skończył swą myśl, a poczuł kłucie w głowie. Lider Brzasku – Pein ostatnio nabrał brzydkiego zwyczaju kontaktowania się z podwładnymi telepatycznie. Pein, powszechnie znany za upodobanie do grzebania w cudzych myślach i perswadowania im własnych, wzywał Deidarę do stawienia się przed piedestałem. Chłopakowi się to nie podobało. Dostanie baty, oj dostanie. I jak zwykle za nic! No, dobra, prawie za nic…
 - Co za skarżymorda z tego Tobiego… – westchnął Deidara, masując obolałą głowę i szybkim krokiem ruszył ku wyjściu z wioski Ryżu, zostawiając w niej myśli o eks-kelnerce i zemście na Kisame.


  Ruiny... Tego, co zostało z dawnej siedziby Brzasku nie można było nazwać właściwie nawet ruinami. Krajobraz jak po wojnie. Pewnie znalazłoby się też jakieś radioaktywne promieniowanie.
 Na wielkim głazie siedział lider organizacji i patrzył na bezchmurne niebo. Czekał na kogoś. Ten ktoś z miną zbitego psa właśnie nadszedł. Przywódca zwrócił na niego wzrok. Nie starał się niczego ukrywać. Deidara z miejsca wyczytał z oczu przełożonego, że nie został wezwany do awansu.
 - No więc, Deidara… – zaczął Pein – Tobi mówił, że pozwoliłeś mu „wziąć wolne” i że sam pójdziesz na misję, czy tak? – zmarszczył brwi.
 - No… tak. Chyba – blondyn był zdenerwowany.
 - Ach… – brwi znów się uniosły. Pein wstał, prostując się dumnie - Więc gdzie go masz?
 - Co gdzie mam? – zaniepokoił się blondyn, łapiąc się za spodnie.
 - DEMONA, GŁĄBIE! – wybuchnął lider, odsyłając swój pozorny spokój w zapomnienie. Znał całą prawdę, a mimo to dręczył tą nieodpowiedzialną, beztroską duszę.
 - A to!… No zgubiłem, to znaczy, eee… twardy był, a potem przyszło ANBU i sługusy Orochimaru…
 - Orochimaru od dawna nie żyje – przerwał mu Pein. On miał czas… Zresztą nie ma takiego kłamstwa na świecie, którego by nie zdemaskował.
 - Och – Deidara zaczynał się pocić, ale starał się nie patrzeć w oczy lidera.
 - Tylko mi nie mów, że go nie masz…. – dalej droczył się Pein.
 - Kogo? - chłopak nie panował nad sobą.
 - KOGO? KO-GO?! – nie mogąc się powstrzymać kopnął stojący obok rozchwiany stolik, który roztrzaskał się z hukiem wybuchu glinianej bomby – DEMONA, IDIOTO! Jednoogoniastego Ichibi no Shukaku!
 - No, jak lider nie chce, to nie powiem – odpowiedział blondyn, gdy wróciła mu perfidna pewność siebie, spowodowana zdewastowaną psychiką przełożonego. Deidara ostatnio pozwalał sobie na coraz śmielsze bezczelności.
 Pein spuścił głowę i westchnął ciężko…
 - Banda idiotów! Jeżeli jutro nie… – nie dokończył, bo przerwał mu wybiegający właśnie zza drzewa Tobi, którego Deidara uprzednio spiorunował wzrokiem. Niski osobnik w nieznanym wieku i zamaskowaną twarzą podbiegł pod skałę Peina.
 - Tobi wrócił! Tobi wrócił! – wołał karzeł między potknięciami o niewidzialne przeszkody.
 - A gdzieś ty był?! – lider był zbity z tropu. Stres przyprawiał go o coraz częstsze zaniki pamięci.
 - Tobi poszedł pomóc swojemu koledze! Tobi złapał demona!
 - I gdzie go masz? – powiedzieli jednocześnie Pein i Deidara.
 - Pani Konan zabrała…
 Pein przejechał ręką po twarzy. Deidara udawał wkurzonego, tylko udawał, no bo w końcu Tobi odwalił za niego brudną robotę, a to był powód do zadowolenia.
 Mały dreptał niecierpliwie w miejscu. Wszyscy od dawna podejrzewali go o ADHD.
 - Dobrze, Tobi. Masz wolne – zadecydował w końcu lider.
 - O! Dziękuję! – wykrzyczał pogromca demona.
 - A ty – tu Pein spojrzał na stojącego przed nim blondyna, który ciężko westchnął – nie ciesz się! Jak tylko zlokalizujemy miejsce pobytu trójogoniastego, wyruszysz na misję! Sam! A na razie idź do Hidana pomóc mu w patrolu. Podobno ktoś się tu kręci… Rozejść się!
 Po tej teatralnej mowie na zakończenie Pein zamigotał w powietrzu i zniknął, teleportując się siłą umysłu. Deidara wykorzystując sytuację trzepnął ręką Tobiego, aż ten się przewrócił.
 - Musiałeś naskarżyć, co?!
 - Tobi chciał pomóc! – zaprotestował karzeł, wstając z ziemi.
 Deidara nic mu nie odpowiedział. Szkoda cennego czasu na tego głąba. Zdecydował, że pójdzie poszukać Hidana. Ale wcale nie zamierzał mu pomagać, o nie! Pójdą na wagary.


 Po godzinie drogi blondyn miał dość. "Gdzie łazi ten jashinowiec?!" Osłonił usta dłońmi i wydarł się na całe gardło:
 - HIDAN!
 Coś z jękiem protestu poruszyło się tuż za Deidarą.
 - Nie wrzeszcz tak! – zza drzewa wyłonił się „jashinowiec”, zatykając sobie uszy. – Mam kaca… Czego chcesz?
 - Liderek kazał pomóc ci w patrolu – wyszczerzył się Deidara – To co, idziemy?
 - Mam…
 - Najlepsze na kaca to nie trzeźwieć – wpadł mu w słowo blondyn.
 Hidan zastanowił się.
 - No, dobra. Ale tym razem ja wybieram miejsce! – powiedział – Albo czekaj, czekaj… - zamyślił się – Kisame pokazał mi ostatnio taką fajną knajpę w wiosce Ryżu, gdzie podobno…
 - E… ta, to, ten… Byłem tam już i raczej nie będę mile widziany drugi raz… – Deidara znów dziwnie się poczuł na myśl o konflikcie z przypadkową niewidomą.
 - Aaa… więc ten burdel to twoja robota? – Hidan wykazał się niebezpieczną wiedzą, co potwierdziło obawy Deidary: wieści rozchodzą się tu z prędkością światła.
– Mogłem się domyślić! - dodał Hidan -  Ale i tak ja wybieram. Ty już to robiłeś chyba ze sto dwadzieścia pięć razy!
 - Sto dwadzieścia cztery, dokładnie mówiąc – poprawił blondyn z uśmiechem. Chwycił skacowanego kumpla pod ramię i zaczął trzepotać rzęsami. – No to phowadź, mesje Hidan!
 Gdy doszli na koniec lasu zdjęli płaszcze i przewlekli je na drugą stronę, aby nikt się nie zorientował, że są członkami Brzasku. Opaski ze znakami przynależności również ściągnęli. Mimo wszystko Hidan poprowadził ich do Wioski Ryżu, bo jak sam twierdził „kobiety są tam tak dobre jak gorąca sake!” – Dziewczęta powinny pozostawiać to wynurzenie bez komentarza… Gdy przechodzili obok Konsoli, Deidara wzdrygnął się, a kiedy dostrzegł grubego szefa kuchni ostrzącego nóż, przeszedł na drugą stronę obok Hidana, tak żeby ten go zasłaniał. Jashinista tylko uśmiechnął się złośliwie. Parę metrów dalej od zdemolowanej restauracji stał prosty bar. Mężczyźni weszli do środka. Od razu rzucił się na nich odór tytoniu, smród piwska i okropny zgiełk, jakim była śmiertelna mieszanka głośnej muzyki i różnych konwersacji. Do tego dochodziły fatalne perfumy barmana… Hidan i Deidara zajęli miejsce przy ladzie. Jashinista zawołał, a chwilę potem podszedł do nich kelner.
 - Co podać?
 - Sake z miodem i imbirem – zaproponował Hidan.
 - Dwie – poprawił blondyn.
 Barman kiwnął głową i po chwili przyniósł ich zamówienie.
 - No to gadaj, jak to dokładnie było z ta knajpą? – zagadnął Hidan po upiciu dużego łyku.
 - Z Konsolą? Ee… – Deidara podrapał się po głowie, udając zamyślenie – Kelnerka mnie wkurzyła, a potem rozwaliłem połowę tej chaty i wszyscy żyli krótko i nieszczęśliwie.
 - A jakieś szczegóły, hym? – Hidan odwrócił się na chwilę w stronę trzech dziewczyn, które siedziały przy stoliku za nimi chichocząc i machając do nich. Deidara parsknął na ten widok, a Hidan wyszczerzył się i odmachał, po czym odwrócił się do kolegi – No więc? A ta kelnerka, ładna przynajmniej była? – dodał, kątem oka obserwując nowo zauważone panienki.
 - Jakoś jej się nie przyglądałem – odparł Deidara, znów czując się przez chwilę, jak dureń.
 - No wiesz?! Pierwsze co się robi, jak się widzi dziewczynę…
 - A ty tylko o jednym! – wszedł mu w słowo blondyn – Jakbyś był w mojej sytuacji, to też nie zadawałbyś sobie trudu, gapiąc się na jej biust! Choć swoją drogą… – Deidara zamyślił się przez chwilę – Nie!!! Niech reszta cię nie interesuje… Dobrze, że ten kolos zapomniał mi kazać zapłacić za szkody.
 - Przecież byś go rozwalił! – Hidan znów się uśmiechnął i pomachał kolejnym dwóm dziewczynom.
 - Mój problem polega na tym, że jak jestem zdesperowany, tracę nad sobą kontrolę. – przyznał chłopak, zaciskając pięści na bokach stolika.
 - No to masz pecha. Kto ogniem wojuje, od wody ginie. Heh! – kosiarz kiwnął na barmankę, która podała im kolejną porcję sake. Hidan w podzięce obdarzył ją prowokującym uśmiechem – A! I dlaczego jesteś cały obłocony, co? – zapytał między jednym łykiem a drugim.
 - Eee… ślisko było i się potknąłem – skłamał niezbyt oryginalnie blondyn.
 - Wiesz, że nawet łgać nie umiesz? Niech zgadnę: Ten gruby koleś z Konsoli, którego tak się bałeś wywalił cię z knajpy na zbity korytarz, co?
 - Mówiłem ci, że się poślizgnąłem! – prawie krzyknął Deidara, więc Hidan odpuścił – I wcale się go nie bałem! – dodał po namyśle blondyn – Kupa tłuszczu i tyle…
 - No… to musisz teraz sobie odreagować! – Niezrażony wybuchami kompana, Hidan dopił swoją porcję i machnięciem ręki zamówił jeszcze jedną – Co z tobą? Ja już trzecią zaczynam, a ty pierwszej nie skończyłeś?
 Na te słowa Deidara jednym haustem wypił zawartość swego pucharku i wziął następny. Jashinista zaśmiał się.
 - A już myślałem, że chory jesteś, cha, cha! A teraz znajdziemy ci dziewczynę – Hidan z uśmiechem zaczął się rozglądać.
 - Na dzisiaj mam już dość płci pięknej – przyznał Deidara znudzonym głosem.
 Hidan wytrzeszczył na niego z niedowierzaniem oczy. Kto, jak to, ale ON?
 - Jak chcesz – odpowiedział beznamiętnie – Ale zostałem jeszcze ja!
 Uwagę Hidana przykuła dziewczyna siedzącą przy ladzie, kilka krzeseł od nich. Wyglądała na przybitą i nieźle wstawioną. Hidan z gracją upośledzonego drapieżnika wstał, usiadł koło niej, po czym robiąc minę zawodowca w sprawach "tete-a-tete", zagadnął:
 - Czeeeść…
 Dziewczyna nawet nie drgnęła i pustym wzrokiem patrzyła na swój pucharek.
 - Ekchem – jashinista odchrząknął, ale nadal nie było reakcji.
 Deidara od niechcenia spojrzał w stronę kosiarza… i gdyby nie przytrzymał się lady niewątpliwie spadł by z krzesła. To była ta kelnerka z Konsoli!!! Trzeba działać póki czas!
 - Ej, Hidan! Weź odpuść! – syczał szeptem w stronę jashinisty – Patrz jaka laska przed chwilą weszła!
 - Deidara! Nie widzisz, że prowadzę tu konwersację?! – oburzył się Hidan, kątem oka szukając jednak owej "laski".
 Na imię blondyna dziewczyna obok jashinisty po raz pierwszy się poruszyła, a dokładniej zmarszczyła brwi. Deidara natomiast wstał ze swojego miejsca, podszedł do Hidana, zachowując bezpieczną odległość od wyczulonego słuchu dziewczyny i szepnął:
 - Hidan, naprawdę lepiej odpuść! Ona…
 - O co ci cholera cho…?! Aaaa, rozumiem! – Hidan rozpromienił się, co w jego przypadku oznaczało olśnienie – Proszę pani! – zwrócił się do sąsiadki.
 Blondyn poczuł, jak podskakuje nu tętno, a Hidan kontynuował:
 - Kolega chciałby się z panią zapoznać…
 - HIDAN! – nie wytrzymał blondyn.
 Dziewczyna w końcu poznała głos Deidary i odwróciła głowę w jego stronę, patrząc pusto na ladę przed nim.
 - Aach… – zaczęła – Mój prześladowca i przyszły pracodawca… Cóż za spotkanie!
 Po tych słowach wstała, i zataczając się próbowała wymacać blat baru. Znalazłszy oparcie, jakim było spięte ramię blondyna, usiadła koło Deidary, uśmiechając się głupkowato. Hidan był zdezorientowany.
 - Dei, czy ja o czymś nie wiem? – zapytał.
 - O wielu rzeczach – odszczeknął zapytany, patrząc przed siebie z kwaśną miną.
 - No więc... – przerwała im dziewczyna – Jakąż to pracęż mi znajdzięż? – zapytała złamanym głosem, patrząc ciągle na ladę.
 - Niczego ci nie znajdę! Wisi mi to! – miał już dość jej samej i tego jej dziwnego wzroku.
 - Patrzcie no! Wszystko mu wisi! - dziewczyna zaśmiała się czystym i perlistym, choć pogardliwym śmiechem, a Hidan usiadł obok niej, tak że teraz dziewczyna znajdowała się między chłopakami.
 - Dei, znasz ją? – zapytał jashinista, siląc się mimo zdziwienia, na swój rzekomo męski baryton.
 - W życiu jej na oczy nie widziałem – zakpił Deidara, gapiąc się wymownie w sufit.
 - Cha, cha, cha! Dobre! Ja też cię nigdy na oczy nie widziałam! – zarechotała dziewczyna trochę już zachrypniętym głosem, po czym założyła blondynowi rękę na karku i wypiła zawartość jego pucharku wzdychając przy tym głośno. Deidara zmrużył oczy z dezaprobatą. Hidan postanowił wtrącić swoje trzy grosze.
 - No, mała… jak się nazywasz, co? - zagadnął milutko.
 - Tsudo… a ty, duży? – wypiła zawartość czarki Hidana.
 Jashinista machnął do barmana i odpowiedział niewidomej:
 - Mówią mi… Hida-aan... – mruknął teatralnie, jak śpiący tygrys – A tego tutaj chyba znasz? - wskazał na blondyna.
 - Taaak. Z widzenia, cha, cha! KHE, KHE… - zakaszlała, a gdy doszła do siebie, wypiła zawartość swojego pucharku po czym barman podał jej następny. Jego zawartość zniknęła równie szybko.
 Deidara cały czas milczał, ale był coraz bardziej zdenerwowany. Musiał jednak nad sobą panować… Gdyby puścił z dymem i ten bar, lider dowiedziałby się o wagarach. Dla uspokojenia wypił pół butelki czystej sake. Tsudo słysząc stukot szkła o ladę zachichotała. Hidan poszedł w jej ślady, chcąc utrzymać zainteresowanie dziewczyny i kontynuował rozmowę.
 - Jesteś stąd? Nie widziałem cię tu wcześniej… Zaraz, zaraz… – zmarszczył brwi, usiłując sobie coś przypomnieć – nie pracujesz czasem w tej knajpie obok?
 Deidara wstrzymał oddech. Tsudo przez chwilę milczała. Wkrótce jednak się odezwała:
 - Pracowałam. Zwolnili mnie dzięki twojemu koledze – wskazała kciukiem obok siebie – Długowłosemu koledze… – uśmiechnęła się, głaszcząc po głowie zdenerwowanego Deidarę.
 - Powiedz mi… – zamyśliła się - Dei… długo się zapuszcza takie włosy?
 Deidara milcząc wypił drugą połowę butelki…
 - Cholernie długo!
 - Deidara! – zawołał Hidan - Nie mówiłeś mi, że przez ciebie wyrzucili tą u r o c z ą panią – znów użył barytonu – z pracy! – poskarżył się, dopijając swoją porcję.
 - Wiesz… Jakoś nie było okazji – tym razem blondyn machnął na kelnera.
 - A co zrobiłeś, że ją zwolnili? – zainteresował się Hidan.
Tsudo nucąc coś bawiła się czarkami.
 - Pobiłem się z nią – odparł beznamiętnie Deidara.
 - Tia! – zawołała nagle Tsudo, trzaskając kubkiem o blat – Musimy się kiedyś na rewanż umówić, co nie?! - walnęła go „przyjacielsko” pięścią w ramię, aż ten jęknął.


  W godzinie zamknięcia baru nasze trzyosobowe towarzystwo opróżniło w sumie dziesięć butelek sake.
 Właściciel lokalu musiał pomóc im wyjść, gdyż zamykał. Ich troje szło ulicami wioski Ryżu, trzymając się za ramiona i śpiewając okropnie fałszywie jakąś pijacką piosenkę. Okoliczne koty jęczały żałośnie. Najgorsze, że każdy z towarzyszy śpiewał inny kawałek.
 - Czekajcie, zaraz wracam… - przerwał swą arię Deidara i odszedł od nich.
 - Gdzie… ona…eee… on poszła? – zapytała Tsudo Hidana, chwiejąc nim na boki.
 - Pewnie się wylać – zaśmiał się wulgarnie zapytany.
 Jashinista i eks-kelnerka kontynuowali swój śpiew. Deidara skręcił za róg, kiedy usłyszał jak ktoś go woła.
 - Deidara! Co ty tu robisz? Mieliście być na patrolu z Hidanem, a szlajacie się po barach ze wstawionym ladacznicami!
 - Mm, coście za jedni? – zalanemu blondynowi wydawało się, że stoją przed nim cztery zamazane postacie.
 - To ja, Kakuzu i jestem sam! – żachnął się przybysz.
 - Aaa…yhm! – czknął blondyn.
 - Gdzie jest Hidan? – dopytywał się Kakuzu, zatykając nos, gdyż Deidara przybliżył się do niego.
 - Za rogiem – wskazał kciukiem stojący za nim bar Deidara, zataczając się i uśmiechając głupio.
 Kakuzu wychylił się zza budynku, by sprawdzić, czy rzeczywiście tak było i zamarł.
 - Co jest, Kaziu? Yhm! – blondyn znów czknął, widząc szok w paciorkowatych oczach mężczyzny.
 - Czy ty wiesz kim jest ta dziewczyna?! – krzyknął na niego Kakuzu, potrząsając za ramiona.
 - Tsudo? Spoko babka, naprawdę! Pije, jak prawdziwy chłop! Hi, hi, hi!… Nie wiem, kim jest,ale wiem kim była, hje, hje! Yhm! – czknął za zakończenie.
 Kakuzu miał ochotę trzasnąć go w twarz, ale postanowił ostatecznie zignorować jego wypowiedź.
 - To jest jedyna córka przełożonej „Midori Neko”! - staruch jeszcze mocniej potrząsnął ramionami blondyna.
 - Szczęściara! – westchnął męczeńsko Deidara, nie zwracając uwagi na te szarpnięcia – Ja mam cztery siostry…
 - Nie rozumiesz, idioto?! Możemy zażądać okupu! – oczy Kakuzu błysnęły szałem perspektywy szybkiego zysku.
 Deidara przez chwilę patrzył się głupkowato na Kakuzu, starając się najwyraźniej pojąć, o co temu Arabowi chodzi?
 - Nom… Kasa zawsze się przyda – Deidara wytarł nos z głośnym dźwiękiem – Poza tym… udobrucham szefa! – uśmiechnął się na myśl o pełnej podziwu twarzy Peina - Poczekaj tutaj.
 Blondyn wyszedł zza rogu i potknął się o butelkę.
 – Pie…zaje… hmnhmm, butelka – kopnął naczynie – Tsudooo! – zawył na całą dzielnicę – Mam robotę dla ciebie!
 - Taaa? – zdziwiła się dziewczyna, puszczając trzymanego pod ramię Hidana, którego ręka błądziła gdzieś pod jej płaszczem – A to jaką?
 - Zobaczysz – blondyn ogłuszył ją i chwycił wpół, tak szybko, że dziewczyna nie zdążyła nawet zorientować się, co się dzieje.
 - I co zrobiłeś?! - krzyknął zrozpaczony Hidan – Nieprzytomne są strasznie kłopotliwe!
 Deidara zarzucił dziewczynę na swoje barki, jak owcę.
 - Jeszcze mi będziesz dziękować! Yhm! – czknął.



Kakuzu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz