Chapter 3. Czyli niepodważalna siła negocjacji i rozmowy młodych ludzi.



  Tsudo zaczęła się budzić. Nie wiedziała gdzie jest. Gwałtownie wstała i zaraz tego pożałowała, bo uderzyła głową o coś twardego i upadła na kolana, trzymając się dłońmi za bolące miejsce. Skutki delirium jeszcze bardziej spotęgowały ból. Czuła się jakby spadała. Odruchowo przytrzymała się ziemi, stwierdzając, że jest ciepła od czakry. Wyczuła jeszcze coś. Nerwowo zaczęła szukać czegoś w kieszeni wewnętrznej strony ubrania.
 - Tego szukasz? - odezwał się czyjś głos. Tsudo podniosła głowę, wystraszona – Och, przepraszam - powiedział przybysz – ty nie widzisz… To jest twój gwizdek – postać obracała w palcach mały przedmiocik.
 Dziewczyna spojrzała w stronę skąd dochodził głos. Błądziła niewidzącym spojrzeniem dookoła. Wyciągnęła ręce przed siebie i dotknęła ściany czakry, która ją oparzyła. Tsudo z jękiem cofnęła dłonie.
 - Kim jesteś?! – zapytała bardziej już rozzłoszczona niż wystraszona.
 - Myślę, że nic się nie stanie, jak ci powiem… – odpowiedziała jej postać, oglądająca z zaciekawieniem gwizdek – Nazywam się Pein, jestem liderem Brzasku
 Dziewczyna zamarła.
 - Brzasku?! Czego ode mnie chcecie?! – teraz wyglądała na przerażoną.
 - Od ciebie… nic. Ale od twych kompanów, owszem chcemy czegoś… – Pein wstał, podszedł do czakrowej klatki Tsudo i rzucił jej gwizdek , który bez przeszkód przeleciał przez pole energii. Dziewczyna złapało go w locie i czekała, aż lider skończy – Chcemy… o k u p u.
 - Nie macie prawa!!! – wydarła się dziewczyna, zapominając o swym ciasnym więzieniu i znowu została poparzona. Tym razem dotkliwiej. Jęknęła.
 - Ja mam prawo do wszystkiego – odparł zuchwale Pein – Moja organizacja potrzebuje pieniędzy, a ja dbam o swoich…
 - …Wiedzą już? – zapytała zdenerwowanym szeptem Tsudo.
 - Za chwilę Hidan i Kakuzu spotkają się z dwójką waszych przedstawicieli na Dusznej Polanie i będą negocjować cenę.
 Dziewczyna milczała. Wbiła wzrok w ziemię i po chwili uśmiechnęła się złowieszczo. Zaczęła chichotać, choć szybko się opanowała. Kaszlnęła w pięść. Może to był odruch nerwowy? Pein próbował wniknąć do jej umysłu, ale przez jej kalectwo okazało się to na razie zbyt trudne. Zresztą spieszyło mu się.
 - Nie interesuje mnie, co cię tak rozbawiło. W ogóle, jak masz na imię?
 Dziewczyna spoważniała.
 - Tsudoraninimata, dla przyjaciół Tsudo.
 - Tak więc, TSUDO… Posiedzisz sobie tutaj do powrotu moich negocjatorów – oznajmił.
 Eks-kelnerka odwróciła się do niego plecami i usłyszała tylko odgłos teleportacji. Gdy słuch i dotyk upewniły ją, że w pobliżu nikogo nie ma, wyjęła szybko swój gwizdek i dmuchnęła z całej siły. Z maleńkiego przedmiotu wydobył się cichutki dźwięk, odbijając się echem od wszelkich nierówności. Tsudo nasłuchiwała w wielkim skupieniu i po chwili miała w umyśle pełny obraz terenu wokół niej. Żadnych szans ucieczki. Zresztą i tak nie wiedziałaby jak się do tego zabrać… Podziękowała jednak w duchu za echolokację i dla zabicia czasu zaczęła coś nucić. Lepiej nie wychodzić z wprawy. Przecież marzenia się spełniają.


 Tymczasem Hidan i Kakuzu wysłani przez swojego herszta, przeskakiwali z drzewa na drzewo w stronę Dusznej Polany. Kosiarz miał zawroty głowy po wczorajszej eskapadzie i co chwila zatrzymywał się, by złapać oddech lub zwrócić część zawartości torturowanego regularnie żołądka. Kakuzu nie zawracał nim sobie głowy i pędził dalej. Hidan wyklinał go wszystkimi wulgaryzmami jakie znał, a jak skończył mu się repertuar powtarzał je po chińsku.
  Po godzinie jakże męczącej drogi, para dotarła do punktu zbornego. Dwaj członkowie Zielonego Kota byli już na miejscu. Wysłannicy Brzasku podeszli do nich bliżej, tak że odległość dzieląca obie pary zmalała do piętnastu metrów. Hidan i Kakuzu już wcześniej zauważyli, że stojące przed nimi postacie to kobiety. Ich twarze zasłaniały zielone, plecione sakkaty. Ciemnozielone kimona były rozcięte od tali po obu stronach bioder i związane rzemieniem między nogami tuż przy kostkach, kremowe rękawy sięgały prawie do ziemi. Jedna z kobiet była niemal dwa razy wyższa od drugiej, obie stały prosto i wyczekiwały. Nie było widać, żeby miały jakąś broń, oprócz wielkiego nunchaku, które wyższa przezornie nosiła na plecach. Hidan odruchowo uśmiechnął się do nich zaczepnie. Niższa z dziewcząt ściągnęła sakkat ukazując iście "jeżozwierzową", czarną fryzurę i zielone oczy. Uśmiechnęła się soczyście w stronę przybyłych. Kakuzu szturchnął mocno ucieszonego Hidana w bok, a wyższa dziewczyna to samo uczyniła swojej towarzyszce. Obojgu szturchniętym zszedł uśmiech z twarzy. Po chwili niższa odezwała się prawie dziecięcym głosem:
 - To czego wyście chcieli, tak w ogóle? Bo zapomniałam - zadrwiła na wstępie.
 Wyższej szatynce opadły ręce. Ale zanim zdążyła coś powiedzieć Hidan ja uprzedził.
 - Okupu za córeczkę waszej szefowej, oczywiście! – jashinista znów się wyszczerzył.
 - Za Tsudo?! – Zdziwiła się szczerze dziewczyna i zachichotała – A może…
 - Och, Ichri, zamilcz! – Ofuknęła ją wyższa – Nic nie dostaniecie! Krótko i na temat. To my się zbieramy… – szykowała się do do odejścia, mimo skarg Ichiri.
 Już zawracały, gdy Hidan na nie krzyknął:
 - Możecie być pewne, że jej nie uwolnicie! – zaśmiał się, a Kakuzu otwartą dłonią pacnął się w czoło, myśląc „Na Jashina, co za wstyd!”
 Ichiri westchnęła i obróciła się z anielską cierpliwością wymalowaną na twarzy. Dla Hidana była to niemal obraza.
 - Nie rozumiesz? Ani jej nie zamierzamy uwalniać , ani wykupywać. Możemy wam nawet dopłacić za trzymanie jej! – zielonooka zaczęła się śmiać. Klepnęła stojącą obok po plecach, a ta, ku zdziwieniu członków Brzasku odskoczyła, jak oparzona i piszcząc zaczęła się gwałtownie otrzepywać. Ichiri wybuchnęła jeszcze głośniejszym, szczebiocącym śmiechem, a druga szatynka ściągnęła swój sakkat i cisnęła nim mocno w małą, skutecznie ją uciszając. Mimo nienaturalnie białej cery, była teraz czerwona z wściekłości.
 - Dobrze wiesz, że tego nienawidzę! I nie rżyj tak, bo znowu się kolczykiem udławisz!- zawołała roztrzęsiona w stronę niższej, po czym podniosła swój sakkat z ziemi, nie zakładając go już.
 Wysłannicy Brzasku patrzyli na nie pytająco. Kakuzu znów pacnął się w czoło, zjeżdżając dłonią wzdłuż twarzy. Hidan prychnął i zwrócił się do kompana.
 - Kakuzu… – zaczął – To co robimy?
 - Nic tu po nas – westchnął – Coś się wymyśli. Mała na pewno nie ucieknie, a one na pewno jej nie uwolnią, choćby przybyły całą hordą.
 - Skąd wiesz?
 - Sam im to mówiłeś.
 - No… a co miałem innego powiedzieć? - Hidan zrobił niemądrą minę.
 Kakuzu już miał znowu się uderzyć, gdy jego ręka zatrzymała się w połowie drogi i opadła wzdłuż ciała w geście rezygnacji.
 – Nie najadą na nas, bo: Raz. Nie wiedzą gdzie zakładnika trzymamy, a dwa: W każdej chwili możemy ją zabić i po sprawie! Choć wątpię żebyśmy coś za nią w kostnicy dostali.
 Hidan kiwnął głową na znak, że rozumie. Obejrzał się na wysłanniczki Kota, jakby się upewniał, że nie ma tu już nic do roboty. Swoją drogą dziwna jest ta obojętność na los ich towarzyszki. Skąd pewność, że Pein nie zabije Tsudo?
 - No to idziemy… Od tych ich wrzasków boli mnie głowa - Hidan znów odwrócił się do członkiń Midori Neko – Cześć!
 Ichiri odmachała mu.
 - Cześć! Au! – znów oberwała sakkatem swojej współtowarzyszki, która ponagliła ja do powrotu i skoczyła przed siebie. Zielonooka z miną wściekłego, acz obolałego zwierzątka skoczyła niechętnie za poprzedniczką i znikła w gęstwinie drzew.
 - Kakuzu! A może by je śledzić? – krzyknął nagle Hidan, lecz towarzysz nie podzielał jego entuzjazmu.
 - Już za późno. Wracamy zdać liderowi relację.
 Wkrótce byli już w drodze powrotnej.
 Wstyd i hańba.


  Deidara szedł w stronę miejsca, gdzie siedziała w zamknięciu Tsudo. Mimo iż to on ją pochwycił, za poleceniem Kakuzu i tak nieźle oberwał od lidera. W przyszłym miesiącu codziennie będzie chodził na misje i to nie z Mistrzem Sasorim, lecz z Tobim! To było nie do przełknięcia dla leniwego artysty, któremu wszystko wisi, a jakim był Deidara. Przystanął przy wejściu do jaskini. Usłyszał śpiew. Cichy, smutny i hipnotyzujący. Piosenka opowiadała o księżniczce porzuconej przez swego księcia, którego za karę zwabiła do jamy smoka... O, bogowie, co za bzdury. Blondyn ocknąwszy się po chwili, wszedł do jaskini, nie wywołując najmniejszego szmeru. Mimo to dziewczyna gwałtownie przestała śpiewać i z szeroko otwartymi oczami, wpatrzonymi w głaz przed nią nie ruszała się, oczekując. Deidara podszedł do klatki i usiadł na głazie, w który wpatrywała się Tsudo.
- Ładnie śpiewasz – uśmiechnął się na swój kwaśny sposób, starając się jakoś zacząć rozmowę.
 Dziewczyna odwróciła się do niego plecami. Poznała jego głos.
 - Po co przyszedłeś? – zapytała po chwili.
 - Lider kazał mi cię pilnować – powiedział wprost.
 - Za karę? – dziewczyna lekko przechyliła głowę.
 - Za świetne wyniki w nauce! – odburknął Deidara, udając obrażenie.
 Tsudo wzruszyła ramionami z rozbawienia i po chwili ciszy znów się odezwała:
 - Co z ta pracą dla mnie?
 - Możesz być moją służącą – zaproponował z łobuzerskim uśmiechem Deidara po udawanym namyśle.
 - Dziękuję, postoję! – prychnęła dziewczyna, odsuwając się, by być dalej od głazu i gorących prętów.
 Przez chwilę panowała niezręczna cisza… Chłopak bardzo chciał ją przerwać. Kazała mu to wrodzona gadatliwość. A także zżerająca ciekawość, w gruncie rzeczy. Nie codziennie spotyka się niewidomą córkę przywódczyni Midori Neko.
 - Mówiłem ci, że ładnie śpiewasz? – zapytał ponownie.
 Tsudo westchnęła.
 - Nie łudź się – odpowiedziała – inaczej śpiewam trzeźwo, inaczej po pijanemu, i inaczej, gdy mam kaca…
 Deidara zaśmiał się krótko.
 - A właśnie… Wypiłaś wczoraj więcej ode mnie – przypomniał ze zjadliwym uśmieszkiem.
 - Ma się tą wprawę – zakpiła. – Już więcej nie tknę alkoholu! – dodała, wiedząc jednak, że długo nie wytrwa w swym postanowieniu. Takie życie.
 Znów zapadła cisza. Deidara szukał tematu, by znów rozwinąć rozmowę. A Tsudo nie wydawała się być niechętna do pogaduszek. Może nie chce być tu sama?
 - Nie jesteś ninja, prawda? - raczej stwierdził niż zapytał.
 - Nie… Chodziłam rok do Akademii, ale całkowicie olałam naukę. Nawet próbowali to tolerować… To nie dla mnie.
 - A umiesz cokolwiek? – drążył dalej.
 - Z dziedzin ninja?
 - Ta… - przytaknął.
 - Matka uczyła mnie posługiwania się podstawową bronią, ale jakoś mi to nie wychodzi. Używam głównie Siedmiu Umiejętności, których nauczyłam się w szkółce dla niewidomych i słabo widzących, czy coś takiego… Nie pamiętam, to było dawno. A z tych Umiejętności nie korzystam od lat.
 - Jakie to umiejętności? – zainteresował się.
 - I tak ich na pewno nie znasz… – zbyła go, wiedząc, że to przyniesie odwrotny skutek.
 - No to lepiej dla ciebie! – nie dawał za wygraną Deidara.
 Tsudo westchnęła. Co tam…
 - Otwarty Umysł , Świadomość , Polowanie, Spowolnienie Czasu, Poruszający Się Krąg, Chód Cienia, Wiara W Siebie. Zwą to również Drogą Jalala*. To bardzo stara sztuka.
 - Miałaś rację, nie jarzę… A jak sobie radzisz bez wzroku? – postanowił poruszyć, jak mu się wydawało, drażliwy temat. Tsudo okazała się jednak całkiem rozmowna.
 - Używam pozostałych zmysłów. Głównie słuchu i dotyku. Najczęściej wykorzystuję jednak echolokację – odpowiedziała nie bez dumy.
 - Jak to działa? – zaciekawił się znowu.
 - Jak muszę, to krzyczę, ale najczęściej używam specjalnego gwizdka. Dźwięki odbijają się i powracają do mnie w określonym czasie. W ten sposób stwarzam sobie w umyśle obraz otaczających mnie rzeczy
 Deidara uniósł brwi. Zajechało mu to Mistrzem Sasorim.
 - Radzisz sobie… – stwierdził, chyląc lekko głowę z uznaniem.
 - Jakoś jest… – dziewczyna poruszyła się. Było jej niewygodnie.
 Milczeli przez chwilę. Czakrowa klatka szumiała cicho, jakby była pod prądem. Krople wody odrywały się od stropu, uderzając cicho o obolałe podłoże. Malowniczy widok. Nagle Deidarze wpadła do głowy błyskotliwa myśl.
 - Chciałabyś wiedzieć jak wyglądam? – zapytał nagle chłopak.
 - Pewnie jesteś brzydki i pomarszczony – prychnęła zaczepnie Tsudo. Blondyn jednak ją zignorował – … No, z tego co wiem, masz długie włosy.
 Deidara oburzył się, gdy mu przypomniała wczorajszą noc.
 - I sadząc po tym jak zareagowałeś, gdy nazwałam cię „panią” masz kobiecą urodę.
 - Wcale nie!!! – Deidara nie wytrzymał. Tego było za wiele!
 Tsudo zachichotała krótko.
 Po chwili blondyn się uspokoił. Spalił raka, uświadamiając sobie, jak głupio zareagował. Na szczęście niewidoma nie mogła tego widzieć.
 - A… skąd wiesz jak ktoś wygląda? Za pomocą tej "ekolochacji"?
 - Echolokacji – poprawiła go – Niekoniecznie… O wyglądzie dużo mówi charakter, sposób mówienia, poruszania się i takie tam… A dzięki odbijaniu się dźwięków widzę tylko zarysy postaci i przedmiotów. Nie mogę dostrzec na przykład szczegółów twojej twarzy. Jeśli już muszę, sprawdzam czyjś wygląd za pomocą dotyku, jak ktoś się zgodzi oczywiście.
 - Ja się zgadzam! - zawołał ochoczo, choć bezmyślnie.
 - Ale ja nie! – odsyknęła rozeźlona taką poufałością i znów się odwróciła.
 Deidara zaśmiał się cicho na widok jej gwałtownej reakcji… Irytowanie ludzi to jego specjalność. W końcu ośmielił się zadać pytanie, które od dłuższego czasu go gryzło.
 - A… jak straciłaś wzrok?
 Tsudo zbladła.
 - Co ty, kurde, wywiad robisz?! Myślisz, że ci powiem?! - krzyknęła niespodziewanie w jego stronę i podkurczyła kolana, zaciskając na nich ręce, dając tym samym do zrozumienia, że już jej przeszła ochota na kontynuowanie tej drażniącej rozmowy.
 Blondyn przez chwilę poczuł się głupio. Jak nie chce mówić to nie, pomyślał.
 W następnym momencie poczuł ból głowy, co z kacem tworzyło mieszankę wybuchową. Lider nie zamierzał mu odpuścić. Wzywał wszystkich do zbiórki.
 - Idę, cześć.
 Tsudo nawet się nie poruszyła. Deidara bez zwlekania wyszedł z groty i wykonując kilka pieczęci zamknął ją wielkim, płaskim głazem. Na miejsce zgromadzenia dotarł jako drugi po Mistrzu Sasorim, który nie lubi, gdy inni na niego czekają, a do tego sam nie jest zbyt cierpliwy. Blondyn kiwnął z szacunkiem w stronę swego nauczyciela, a ten prawie niezauważalnie mu się odkłonił. Po kilku minutach przyszli Hidan i Kakuzu, składając raport liderowi o nieudanych negocjacjach. Lider coś im szeptem odpowiedział i zamyślił się… Po chwili jego oczy zabłysnęły złowrogim blaskiem i zwrócił się do pozostałych:
 - Wybaczcie mi. Zmiana planów… zgromadzenie odwołane.
 Po czym zamigotał i zniknął. Lekko zdezorientowani Mistrz Sasori, Hidan i Deidara odeszli zająć się swoimi sprawami, oprócz Kakuzu, który najwyraźniej czekał na lidera.


  Pein znikąd pojawił się w grocie, tuż obok więzienia pojmanej. Tsudo zaczęła nasłuchiwać. Ziemia znów zrobiła się gorąca od czakry.
 - Twoje towarzyszki odmówiły zapłaty za ciebie. Posiedzisz więc sobie u nas dłużej – lider wykonał kilka pieczęci i bariera odgradzająca Tsudo od świata zniknęła.
 Pein miał mętlik w głowie. Co z nią teraz zrobić? Jeśli się do niczego nie przyda, po co ją trzymać?
 Dziewczyna wstała i zaczęła masować obolały kręgosłup i kark. Uśmiechnęła się dziwnie.
 - To nie będzie konieczne – zaczęła. – Mam dla pana propozycję...
 Zaciekawiony Pein spojrzał w jej stronę podejrzliwie. Dziewczyna stała naprzeciw niego z obojętnym wyrazem twarzy. Lider Brzasku usiadł okrakiem na głazie, obok nieistniejącej już klatki.
 - A to ciekawe jaką? – założył ręce z nieukrywanym drwiącym uśmiechem. W końcu - po co go ukrywać przed kimś takim?
 - Jak pan wie, lub nie, Zielony Kot to organizacja najemników i łowców nagród, działających na prywatne zlecenie mojej matki. Kiedy jednak nie mamy zajęcia polujemy na demony, nie ogoniaste, ale takie zwykłe, umysłu… My też potrzebujemy pieniędzy. A wioski dobrze płacą.
 Pein słuchał jej uważnie, starając się zajrzeć do umysłu Tsudo, ale znowu okazało się to zbyt trudne. Dziewczyna kontynuowała:
 - Wiem, że po ostatniej klęsce waszej organizacji złapane przez was demony uwolniły się i szukacie ich… Jakiś tydzień temu dwie z moich przyjaciółek wracały z misji po załatwieniu jednego ze zleceń i niechcący natknęły się na pięcioogoniastego Hokkou.
 Pein domyślał się już propozycji Tsudo.
 - Dziewczyny pokonały demona i tymczasowo go zapieczętowały. Nie jest on nam jednak potrzebny. Możemy go wam… dobrodusznie oddać.
 - Jeśli?… – lider sądził, że i tak zna odpowiedź.
 - Zawrzemy sojusz.


* Droga Jalala - patrz: "Sny Kota Warłapa" SF Said





Hidzio



+ bonus!


Tsudo!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz