Peina zatkało. Jednak nie odgadł odpowiedzi. Sądził, że dziewczyna po prostu zaproponuje mu zapłatę. Co ona sobie wyobraża?! Chociaż… o Midori Neko słyszy się ostatnio coraz więcej. Ale żeby zaraz zawierać...?!
- My nie potrzebujemy sojuszów. Jesteśmy silną organizacją – powiedział Pein.
- Ale potrzebujecie demonów – Tsudo rozpuściła włosy i próbowała je rozczesać palcami.
- Więc to sojusz z korzyścią dla jednej strony, co? Za jakiego idiotę mnie masz?!
- Za wielkiego… jeśli się pan nie zgodzi, oczywiście – dodała pospiesznie, przestraszona swą śmiałością.
Pein zastanowił się. Najpierw sprawdzi, co z tego oni będą mieć.
- Na co wam ten sojusz? Kłopoty? – zakpił.
- Wie pan… – Tsudo potrząsnęła włosami – czasami przydaje się pomocna dło… aua! – Peinowi w końcu udało się gwałtownie wtargnąć do jej umysłu. Tsudo zgięła się, jakby coś ją postrzyknęło w kręgosłupie. Pein skrzywił się. Nie znalazł w jej umyśle nic podejrzanego. Ewentualność była jedna – jeśli istniał jakiś podstęp, Tsudo go nie znała. Nigiri jest bardzo ostrożna, skoro nie ufa nawet własnej córce. Pein zaczął więc chyba od złej strony.
- Cóż… Mogę cię jeszcze torturować w genjutsu aż zdobędę informację o tym gdzie trzymacie pięcioogoniastego… – myślał głośno.
- Rinnengan… Przewidziałam to… – wydyszała Tsudo, wciąż będąc w lekkim szoku po przed chwilą dokonanej rewizji jej umysłu. Starała się panować nad głosem - Moja matka nie zdradziła mi tej informacji…
Tego właśnie się spodziewał.
- Skąd taki pomysł? Na co wam KONKRETNIE ten sojusz?
- Nie wiem…- Tsudo wzruszyła ramionami, patrząc gdzieś w dół. Włosy znów były w nieładzie – Moja rola skończyła się na przekazaniu tej informacji panu… Choć nie miałam w planach stracenia pracy i robienia za monetę przetargową - Tsudo ponownie spięła włosy.
- Ach… Więc to WSZYSTKO było z góry zaplanowane?
- Tak… – przyznała – Wiedziałam, że pan Kisame jest w Brzasku. Przychodził do restauracji prawie codziennie i czasem coś mu się wymsknęło.
Pein miał już w myśli plan tortur dla Hoshigakiego.
- Poza tym, ci dwaj troglodyci… jak im tam – zastanowiła się – … Hidan i Derdaria.
- Deidara…
- Właśnie, Dediara - skinęła żwawo głową i pstryknęła palcami – … A propos! Mógłby mu to pan oddać?
Wyciągnęła spod bluzki przepaskę-ochraniacz z przekreślonym symbolem Wioski Skały i rzuciła go w stronę lidera Brzasku. Pein złapał go i oglądał podejrzliwie.
- Zgubił to - wyjaśniła dziewczyna.- Więc jak będzie z naszą umową? – drążyła uparcie.
- Kiedy dostanę demona? - Pein postanowił jednak nie przekreślać tej sprawy. Schował opaskę do kieszeni.
Tsudo wyraźnie rozpromieniła się, ale stłumiła uśmiech, który mógłby wzbudzić ewentualne podejrzenia.
- Tego się dopiero dowiem. W każdym razie po zawrzeniu sojuszu.
- Nie ma problemu! – zawołał Pein, odczuwając lekką irytację - Ale cały czas jesteś zakładnikiem – wskazał ręką w stronę Tsudo. Ta milczała, myśląc intensywnie. W końcu wyprostowała się z westchnięciem.
- …Nie odpowiada mi ten układ, ale dla dobra sprawy, poświęcę się. Tylko nie próbujcie mnie sprzedać, dobrze? – zapytała, unosząc kącik ust i brwi.
Pein myślał przez chwilę na temat „za i przeciw”, „tak, czy nie?”, „Być czy nie być”. Po chwili wstał z głazu i podszedł w kierunku niewidomej.
- Dobrze. Przyjmuję propozycję, nie mam nic do stracenia, ale jeśli w jakikolwiek sposób nas wykiwacie, zginiesz w męczarniach, a potem całe to twoje Midori Neko… Zgoda? – wyciągnął rękę, szturchając lekko dziewczynę. Ta spojrzała martwym wzrokiem w jego stronę, po czym uśmiechnęła się promiennie.
- Zgoda! – uścisnęła rękę Peina. Przeszył ją mały dreszcz. To nie jest normalny człowiek, przeszło jej przez myśl. – Teraz wyślę list do bazy z prośbą o dalsze wskazówki… To będzie owocny sojusz, mam nadzieję – uśmiechnęła się jak zawodowy negocjator. Pein odwzajemnił wyćwiczony uśmiech, chociaż Tsudo oczywiście niczego nie dostrzegła.
Założył ręce za siebie. Dziewczyna wyjęła swój gwizdek i dmuchnęła lekko kilka razy. Po chwili do otwartej groty wleciał jastrzębik pocztowy. Pein uniósł brwi. No jasne… Naprawdę wszystko było już pięknie przygotowane i doprawione wcześniej. Tsudo włożyła ptakowi do kabury tylko pustą kartkę z niewielkim symbolem w postaci odwróconej litery „V” z dwiema kreseczkami po bokach. Posłaniec odleciał skrzecząc.
- Odpowiedź dostaniemy jeszcze dziś – Tsudo znów odwróciła się w stronę Peina – Proszę nie sugerować się jego lotem. Ciągle zmieniamy miejsce na główną bazę.
- Świetnie – Pein uderzył dłońmi w biodra – W takim razie zawarliśmy sojusz… – stwierdził ironicznie – Gdzie jest mój demon?
- Zaraz się tego dowiem… – Tsudo była trochę poddenerwowana.
- Cudownie! To tego czasu posiedzisz sobie tutaj.
Lider szybko uniósł palce wskazujący oraz środkowy i dziewczyna znów znalazła się w klatce z czakry. Klnęła głośno na Peina, ale po chwili się uspokoiła. Jego czakra była dziwna… gorąca.
Deidara siedział na brzegu rzeki obok dwa razy starszego od siebie wiekiem i stażem, Mistrza Sasoriego. Akasuna był doradcą i towarzyszem odkąd tylko się poznali. Choć żadne z nich nie mówiło o tym wprost. Mistrz był jedyną osobą, z którą Deidara mógł poważnie i szczerze porozmawiać na trapiące go tematy (w zasadzie nie było ich wiele, Deidara nie mówił zbyt często o swoich uczuciach…) a Sasori chętnie użyczał mu swej wiedzy, doświadczenia i uczył go. Chłopak jednak spodziewał się tylko i wyłącznie krótkich oraz konkretnych odpowiedzi, więc kiedy Sasori zaczynał swoją tyradę, mózg Deidary automatycznie (z przyzwyczajenia) wyłączał się, skupiając na rankingu najdłuższych nóg widzianych w ostatnich tygodniach.
Nie tak dawno „przyjaciele” uzgodnili, że sztuka jest tematem tabu, gdyż ciągle powoduje konflikt między nimi. Oboje byli w końcu artystami. Deidara rzeźbił w glinie lub w czymś, co akurat się nawinęło i miało właściwości autodestrukcyjne, a Sasori tworzył marionetki i... dawał im życie. Piękne i smukłe lalki służyły głównie celom batalistycznym.
Dwójka artystów. Różne poglądy. Wieczność kontra chwila.
- Mistrzu, ja tego nie rozumiem! – przerwał słodką ciszę Deidara.
- Czego? – Sasori zerknął na niego z plątaniny sznurków, deseczek i pasków kory.
- Dlaczego wszyscy mylą mnie z kobietą?! – powiedział wprost chłopak, jak zresztą miał w zwyczaju.
- Masz na myśli tą panienkę z Konsoli? – Sasori przymrużył oczy, znów skupił się na pracy – Przecież sam mi mówiłeś, że ona jest niewi…
- Dobrze wiesz, co mam na myśli! – Deidara przerwał mu gwałtownie, wystawiając się na pełne dezaprobaty spojrzenie.
Sasori milczał chwilę, bardzo wymownie, dopóki Deidara nie wybąkał czegoś, co pewnie było swego rodzaju okazaniem skruchy. Jeśli chodzi o wychowanie moralne, Sasori miał na swym koncie wiele takich nadpobudliwych urwipołciów jak Deidara. Gdy się upewnił, że jego podopieczny na nic więcej się nie zdobędzie, postanowił kontynuować.
– Właściwie powinieneś się z tego cieszyć – stwierdził, przyszywając materiał pod włosy do czaszki lalki.
- Że Co?! – Deidara aż zachłysnął się powietrzem.
- To znaczy, że wyglądasz na ładnego, zgrabnego i zadbanego. – Swą niezłomną siłą woli, lalkarz powstrzymywał nawet cień uśmiechu, nadając swym słowom poważny ton – Lepiej żeby mylili cię z kobietą niż... - zamyślił się - z Orochimaru, na przykład, czyż nie?
- Nigdy tak o tym nie myślałem… – przyznał blondyn. Zaczął coś rzeźbić z gliny wygrzebanej z kieszeni – Ale mimo wszystko wolę, żeby to się skończyło!
- No to może obetnij włosy? – zaproponował śmiało Sasori, potwierdzając najgorsze obawy Deidary.
- Nie! – zaprotestował chłopak – Połowę życia je zapuszczam! Nie zetnę ich tylko dlatego, że jakiś cymbał płci nie odróżnia.
- No to chociaż układaj je inaczej.
- Tak mi się podoba… Mistrzu! Ty naprawdę sugerujesz, że te „pomyłki” to wina moich włosów?! – upewniał się.
- A nie? Zresztą rysy twarzy też masz nieco kobiece. Bez urazy.
Deidara jęknął, jak skatowany męczennik.
- Jeszcze niech mistrz mnie dobija! Ech! – zwiesił głowę i podparł ją na knykciach.
Sasori odłożył swoje sznurki i deseczki na bok." Za takiego chłopaka trzeba się wstydzić!" myślał. "Na wszystkie demony! On ma dwadzieścia lat!"
Spojrzał uczniowi w oczy.
- Deidara…Przecież wygląd nie jest najważniejszy. Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, bo jesteś typem narcyza - przerwał na chwilę, bo chłopak zgromił go wzrokiem - ...ale jesteś też świetnym ninja! Twojego charakteru z pewnością się nie przyrówna do kobiecego! Jesteś pewny siebie, odważny, bardzo pomysłowy i uzdolniony. Pilnujesz swego, choć masz niewyparzony język i chętnie rzuciłbyś się na każdego, kto się z tobą nie zgadza. Ze wzajemnością, zresztą, bo tak sobie dobierasz przeciwników… ale trzeba jednak się pilnować, aby… nie przedobrzyć.
Deidara słuchał teraz z nieobecnym wzrokiem i otwartymi ustami, dając do zrozumienia, że jego umysłem zaczynają już władać długie nogi. Tsudo… Nie, nic ciekawego. Chociaż jakby te bioderka… Zaraz, zaraz… Zastanowił się… Ejże! Czy Mistrz Sasori przed chwilą go skomplementował?!
- Ja wiem - kontynuował Akasuna – że do odważnych świat należy, ale zbyt pewni siebie zawsze giną, zatraceni we własnej naiwności. Gdybyś się jeszcze tak tego narcyzmu wyzbył…
Blondyn spojrzał na swoje odbicie w wodzie. Czyżby Mistrz Sasori miał rację? Aż tak się przejmuję wyglądem? Gdybym miał wybierać między urodą a moimi umiejętnościami… W jedno i drugie włożyłem mnóstwo pracy. Ale jednak wybrałbym zdolności… włosy można obciąć, paznokcie połamać, ale charakteru i umiejętności nikt mi nie odbierze. Poza tym jestem stuprocentowym mężczyzną i chyba trzeba to podkreślać!
- Masz rację, Mistrzu! – Deidara wstał z błyskiem w oku.
- Naprawdę? Dotarło do ciebie? Nie wierzę… – Sasori pobłażliwie uniósł jedną brew.
- Tak! Koniec z tym! Teraz noszę grzywkę na prawym oku!
- Bogowie, pomóżcie…
Tsudo znów śpiewała. Cieszyła się, że natura obdarzyła ją niezwykłym głosem. Wielokrotnie próbowała się wkręcić do teatrów czy podróżnych kapeli, ale zawsze była dyskryminowana. Cholerne kalectwo… A przecież nie o to chodzi! Zna się na tym, nie spadnie ze sceny. Tak bardzo chciałaby tańczyć! I śpiewać! Albo jedno i drugie.
Chwilę potem musiała przerwać. Lider Brzasku z powrotem teleportował się do groty.
- Ptak jeszcze nie wrócił? – zapytał, rozglądając się.
Tsudo zaprzeczyła głową.
- Hidan i Kakuzu spotkali się z dwiema przedstawicielkami twojej organizacji… Zachowywały się trochę dziwnie i…
- Jak wyglądały?Niech pan opisze… - przerwała mu Tsudo.
- Obie szatynki – zaczął zdziwiony – jedna…
- Ichiri i Aori! – ponownie mu przerwała – Chyba, że Moochi się znów przefarbowała… Niech zgadnę, nieźle się wygłupiły, tak?
- Nie wiem… – Pein był trochę zbity z tropu i poddenerwowany – Jedna była podobno dość przewrażliwiona.
- To Aori. Ma pewien rodzaj antropofobii.
- Antropofobii? – powtórzył automatycznie.
- Lęk przed ludźmi. Boi się oddychać tym samym powietrzem co inni, a na dotyk reaguje histerycznie.
- Wiem co to jest! – żachnął się, rozzłoszczony jej ignorancją – Nie o to chodziło. Coś zrozumiałem – Pein był nieco rozbawiony. Wyobraził sobie Konan z antropofobią. Właśnie… Konan!
– Przemyślałem twoją sprawę - kontynuował. - Jeśli wystąpi taka konieczność, żebyś musiała zostać tu dłużej, mam dla ciebie lokum.
- Naprawdę? A już się bałam, że resztę życia spędzę w czakrowej klatce – na jej twarzy wreszcie zagościła jako-taka radość, połączona z odrobiną cynizmu – Gdzie to „lokum”? – zapytała w końcu.
- Zobaczysz… To znaczy "poczujesz" – poprawił się Pein.
Siedzieli chwilę w ciszy, aż do groty wleciał ze skrzekiem jastrzębik. Pein uwolnił Tsudo z klatki, żeby mogła zająć się ptakiem. Ta podeszła do niego i wyjęła list. Z jednej strony był napisany runami, a z drugiej znajdowały się wypukłości przeznaczone dla Tsudo. Dziewczyna przejechała opuszkami palców po kartce, a następnie podała list Peinowi. Lider Brzasku czytał informacje w skupieniu kilka razy. Gdy prawie znał je na pamięć chciał oddać kartkę niewidomej, ale papier zaczął się kruszyć aż w końcu rozsypał się w pył. Technika ochronna. Pein nieufnie spojrzał w stronę Tsudo. Wstał.
- Dobrze się składa… – podszedł do wyjścia z groty. – Jeden z naszych „organizacyjnych artystów” ma cały miesiąc karnych misji. Zwłaszcza, że zlokalizowaliśmy Trójogoniastego... – znów się zamyślił, podbierając brodę palcem wskazującym i kciukiem – … Będziesz miała z czego robić raporty, a potem się zobaczy. Choć, naprawdę nie wiem, po co wam to… – parsknął pogardliwie. – A teraz chodź. Poznasz jedyną kobietę w naszej organizacji.
Deidara i Mistrz Sasori szli przed siebie, rozmawiając. Lalkarz był bardzo zainteresowany nową organizacją, o której wspomniał blondyn. Analizował dokładnie każde jego słowo, wtrącając co chwila pytania, z których na żadne Deidara nie znał odpowiedzi. Sasoriego irytowała taka niewiedza. To świadczy o bezmyślności! Trzeba znać język ewentualnego wroga, by uniknąć pułapek. Akasuna zresztą już coś podejrzewał. Trudno zresztą ignorować taką sytuację
- Ja myślę Deidara, że ona was wrobiła.
- A to dlaczego? – blondyn kończył już szesnastą glinianą figurkę.
- Musiała wiedzieć, że jesteście z Brzasku. Nie podoba mi się to…
Deidara parsknął. Też mi filozofia! Mistrz Sasori każdą napotkaną istotę uważa za szpiega, czy inne „śmiertelne zagrożenie”. Nawet do siebie samego pewnie nie ma zaufania… Ale, no gdzieżby! Przecież to chodzący ideał! Nagle blondyn zajęczał i złapał się za głowę.
- Szefuncio wzywa… – poinformował Mistrza. – Muszę lecieć. Dzięki za ten lek na kaca! - chłopak wołał już w biegu i machnął w podzięce i na pożegnanie. Mistrz Sasori natomiast zastanawiał się nad sprawą Midori Neko.
Nagle go olśniło.
Tak! To by się zgadzało. Chociaż był pewien, że jeśli jego teoria jest słuszna, to jest już po fakcie…
Niewidoma i jej przewodnik – Pein doszli na miejsce. Mały, biały domek w środku lasu. Mężczyzna podszedł do drzwi. Zastukał do nich mocno dwa razy. To trochę za kiepskie na szyfr, więc domek musiał być chroniony pewnie jakąś techniką. Drzwi otworzyły się. Weszli do środka. Przy stole siedziała pochylona nad jakimś czasopismem kobieta z krótką fryzurą w kolorze błękitu królewskiego i takim wyrazem twarzy, jakby mieszkała na cmentarzu.
- Konan, przyprowadziłem ci kogoś!
Lider popchnął przed siebie Tsudo, która zrobiła do niego krzywą minę, po czym uśmiechnęła się w stronę, jak się jej wydawało, gdzie stała niebieskowłosa.
- Jest naszym… – Pein zamyślił się - gościem. Może u ciebie trochę pomieszkać?
Ton głosu lidera był wciąż władczy, ale nieco spokojniejszy.
- Jasne! – Konan zgodziła się zaskakująco chętnie. Spojrzała przyjaźnie w stronę Tsudo, co zupełnie odmieniło jej rysy – Czułam się trochę samotna. Zaniedbujesz mnie. – Uśmiechnęła się chłodno na ten żart i wstała od stołu.
Niewidoma wyciągnęła rękę, żeby przywitać się z Konan.
- Nazywam się Tsudoraninimata. Jestem przedstawicielką organizacji Zielony Kot. – Powiedziała niewidoma nieco sztucznie, lecz z uprzejmym uśmiechem.
- Konan. Jestem więźniem organizacji bałwanów… – odpowiedziała beznamiętnie – Miło mi! – kobieta uścisnęła dłoń Tsudo, po czym obie zaczęły się śmiać, ku skwaszonej minie Peina. Ten jednak nic nie powiedział.
- To ja was już zostawię – oburzony lider zbierał się do wyjścia. – Mam ważne sprawy na głowie… Nie zapomnij o umowie! – zwrócił się do Tsudo.
Pein wyszedł, a panie zaraz zaczęły gadać na całego. Gdy jednak sylwetka lidera znikła z pola widzenia, rozmowy ucichły gwałtownie.
Pewien przygnębiony artysta, jak zwykle o tej porze szedł na dywanik do lidera, niczym na ścięcie. Był jego stałym bywalcem. Pein czekał już na niego na swoim głazie, który zastępował mu utracone "biuro". Na ziemi leżały jakieś zwoje. Deidara odchrząknął, przypominając zaczytanemu szefowi o swoim istnieniu. Lider Brzasku odłożył trzymany akurat zwój do innych i zwrócił się do blondyna (rzecz jasna po krótkim, pełnym napięcia milczeniu).
- Wiem już gdzie jest Isonade.
Deidara spuścił głowę i westchnął. Jego kara się zaczyna. Gdyby Kakuzu ich nie wydał… Pein spojrzał na niego ze zrozumieniem. Sam był tym wszystkim wyczerpany i nieźle wnerwiony.
- Trudno… Jest takie coś, jak regulamin. „Zakaz opuszczania miejsca pracy, chyba, że sytuacja jest wyjątkowa [...]„. Rozdział drugi, punkt szósty, podpunkt... eemm - zamyślił się.
- …Czwarty – dopowiedział chłopak, obeznany z tematem.
- Dziękuję… - Pein spojrzał na niego spod byka – Ale mam też dla ciebie dobrą wiadomość. Tobi zostaje, bo jest mi potrzebny.
Blondyn patrzył tępo w twarz przełożonego. W końcu doszły do niego jego słowa.
- JEAA!!! – Deidara podskoczył z radości. Teraz to nie była kara, tylko nagroda! Opanował się jednak. Zaczął się zastanawiać do czego Tobi-karzeł może być potrzebny?
- Zachowaj swój entuzjazm na misję… A i jeszcze jedno! Pójdzie z tobą przedstawicielka Zielonego Kota, która sporządzi dokładny raport.
- Hum? A po co? Co to za jedna? – Deidara wykazał się bardzo krótką pamięcią.
Lider rzucił mu opaskę, którą uprzednio oddała mu Tsudo.
- Zobaczysz! – zamigotał i teleportował się.
Deidara oglądał swój ochraniacz, zaśmiał się krótko i po chwili zawiązał go na czole, pod grzywką.
- No cóż… -westchnął – Jak to mówi Mistrz Sasori: „Nie ma na co czekać”!

Sasorcio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz