Chapter 5. Czyli idziemy na wycieczkę, ale napadu w planach nie mieliśmy.



   Artysta był już gotowy. Szedł w stronę miejsca, skąd zawsze wyrusza się na misje. Pamiętając nauczkę jaką kiedyś dostał od jednoogoniastego demona*, tym razem przygotował się lepiej. Trójogoniasty Isonade może nie był najinteligentniejszy, ale z pewnością był silny.
 Deidara doszedł na miejsce.
 Skraj lasu.
 Zobaczył stojących naprzeciw niego Tsudo i Peina. Mógł się domyślić, że to o nią chodzi….
  Lider widząc chłopaka, skinął głową w jego stronę i zrobił złowieszczą minę, dając mu do zrozumienia, że się spóźnił. Deidara myślał już, że dostanie wykład, ale Pein tylko zamigotał i teleportował się. Blondyn przywitał się z Tsudo:
 - Cześć mała! Nadal masz kaca?
  Dziewczyna uśmiechnęła się, poznając głos chłopaka.
 - Trochę… A ty?
 - Już nie. Znajomy ma takie swoje specyfiki i w swej dobroci dzieli się nimi ze mną.
 - Świetnie - skwitowała tylko. - Dobra, jak wiesz sporządzę mały raport z twojej misji… Znasz trasę oczywiście?
 Deidara zamyślił się.
 - … I tak polecimy na przełaj w powietrzu!
  Tsudo spochmurniała. Wyjęła spod ubrania ołówek oraz mały notes i postawiła w nim krzyżyk.
 - Za co to?! - Deidarze wyraźnie nie podobało się to, że ktoś stawia mu krzyżyki.
 - Nawet trasy nie znasz… - wyjaśniła.
 - Nie potrzebuję!
 - To się okaże… - parsknęła cicho. -  A teraz, co? Masz samolot? - dopytywała się z uśmieszkiem wyrażającym pobłażliwość.
  Deidara stłumił złość, wyjął z torby przy pasie kawał gliny i zajął się rzeźbieniem małego orła. Po chwili użył kilku pieczęci i powiększył go do rozmiarów słonia.
 Tsudo, po chwili wahania podeszła do rzeźby i przesunęła po niej dłonią.
- Na tym masz zamiar lecieć? – skrzywiła się.
- Jasne! – poklepał glinianą szyję, wyraźnie dumny ze swego dzieła.
 Wskoczył na ptaka. Czekał chwilę, a potem spojrzał w stronę Tsudo, która tupała nogą z wyczekiwaniem, stojąc przy rzeźbie. Deidara westchnął i wyciągnął do niej rękę, lekko szturchając niewidomą.
 - Chodź…
 Dziewczyna chwyciła jego dłoń i Deidara podciągnął ją na pokład. Artysta jeszcze sprawdził mocowania przy kaburze i odwrócił się do Tsudo. Siedziała za nim drżąc, chociaż nie wiedział czy z podniecenia, czy przerażenia… Po chwili skończył ostatnie przygotowania.
 - No to lecimy!
   Ptak wzbił się w powietrze. Tsudo krzyknęła i złapała się kurczowo pasa blondyna.
 - Deidara!!! Błagam!!! Ląduj!!!
 - Co jest? Dlaczego? - chłopak był zdezorientowany.
 - Ja... Mam lęk wysokości!!!
 Teraz mu to mówi?!
 - Przecież jesteś niewidoma?.
 - Deidara!!! Błagam!!! – dziewczyna wbijała mu już paznokcie w ciało.
 - No… Ale podlęcę trochę wyżej, by się zorientować w kierunku. Aktualnie jesteśmy, ekchem, metr nad ziemią.
  Dziewczyna już miała zaprotestować, gdy ptak gwałtownie poderwał się do góry. Znów zaczęła krzyczeć. Wczepiła się w blondyna jeszcze mocniej, dygocząc.
 - Dobra, już mniej więcej wiem, jak musimy iść – Deidara obserwował otoczenie, przysłaniając oczy dłonią.
 - Mniej więcej? – zapytała z kpiną Tsudo, więc Deidara podleciał trochę wyżej – Dobra!!! Dobra!!! Może być mniej więcej… A teraz błagam, ląduj!!!
 - Niech ci będzie… – Westchnął Deidara z nieco kpiącym uśmieszkiem. Po chwili namysłu oswobodził się z objęć dziewczyny i wstał.
 - Dawno tego nie robiłem… – przymknął oczy i rozłożył ramiona.
 - Cz-czego? – Tsudo wyglądała na przerażoną.
  - Złap się szyi ptaka i trzymaj mocno!
 - Deidara!!! – niewidoma spanikowała.
 - Będzie fajnie, zobaczysz… – blondyn uśmiechnął się w iście koci sposób, a Tsudo złapała się kurczowo ptasiej szyi.
  Deidara złożył palce w pieczęć i skoczył.
 Byli jakiś kilometr nad ziemią.
 Gliniany ptak w mgnieniu oka zanurkował w dół, prostopadle do podłoża. Pęd powietrza zagłuszał krzyki przerażenia Tsudo i krzyki radości Deidary. Paręnaście metrów nad ziemią rzeźba dogoniła blondyna i wsunęła się gładko pod niego. Chłopak bezpiecznie wylądował na ptaku, a potem na ziemi. Tsudo natomiast wyglądała jakby wpadła głową do pralki pneumatycznej (jeśli takowa istnieje).
 - Łaaaahuu!!! Ekstra było, no nie? – zerknął w stronę Tsudo blondyn. Jej wygląd go jednak zaniepokoił. – … Żyjesz?
 Tsudo musiała się przytrzymać glinianego skrzydła, żeby nie zemdleć.
 - Ta jasne, ale ściągnij mnie zanim ci zarzygam tego myśliwca…
  Deidara uśmiechnął się widząc jej szaro-zieloną twarz i wyciągnął dłoń. Tsudo szybko skorzystała z pomocy i po chwili zniknęła między drzewami.
  Blondyn czekał na nią cierpliwie, w międzyczasie pieczętując glinianego ptaka w małym zwoju. Może się jeszcze przydać, mimo wszystko…
  Po chwili pojawiła się Tsudo. Nie wyglądała już tak strasznie, ale chodziła jakby właśnie zeszła z szalonej karuzeli, a jej włosy wciąż były w nieładzie. Blondyn spojrzał na nią z politowaniem. Tsudo chwiejnie podeszła do niego i chwyciła jedną ręką za koszulę.
 - Nigdy więcej takich „przejażdżek”… – zażądała. – A już na pewno nigdy więcej takich samobójczych sportów ekstremalnych!
 - A co? Bałaś się o mnie? – Deidara znów się kocio uśmiechnął, łapiąc za dłoń, która go trzymała. Tsudo jak oparzona puściła jego koszulę i jeszcze dała mu po łapach.
 - Boje się, że głupota jest zaraźliwa… – syknęła i  wyjęła z kabury obrażonego Deidary bukłak z wodą i upiła z niego duży łyk. Chłopak wyrwał jej torbę z rąk.
 - Ej! Przed nami długa droga, musimy oszczędzać wodę!
 - Uzupełni się po przy okazji… – Tsudo machnęła ręką. – A teraz prowadź! – bardziej rozkazała niż powiedziała.
  Wciąż obrażony blondyn z kwaśną miną schował bukłak do kabury i ruszył przed siebie.
Ta pannica chyba jeszcze nigdy nie była na misji, myślał. Nie miał zamiaru jej niańczyć i znosić fochy, a na to się zapowiadało. No cóż, najwyżej się ją odstrzeli… żart, żart.


   Bez przerwy szli przez las. Byłoby na pewno krócej skakać z drzewa na drzewo, jak na ninja przystało, ale wtedy Deidara byłby skazany na targanie Tsudo na swoich plecach. W końcu ona nie potrafiła poruszać się w ten sposób. A i pewnie ważyła swoje.
 - Nie masz pojęcia dokąd idziemy, prawda? – przerwała w końcu długotrwałą ciszę Tsudo.
 - To pytanie retoryczne? – blondyn nie raczył się nawet do niej odwrócić.
 - Tak myślałam…
  Tsudo znów wyjęła spod ubrania swój notes. Deidara przechylił głowę, chcąc zobaczyć co zrobi. Dziewczyna wedle przewidywań postawiła w nim krzyżyk.
 - A to za co? - burknął chłopak.
 - Za to samo co przedtem…
 - Słucham?!
 - Nie ważne! Ciebie to nie powinno interesować! To jest moja sprawa i moje zadanie, zrozumiano?! - ofuknęła go, zniecierpliwiona.
 - Jasne, pani docent… - prychnął blondyn - Nie musisz się wydzierać – syknął na zakończenie. Ponownie wyglądał na obrażonego.
 "Co ją ugryzło?"
  Przez dłuższą chwilę znów szli w głuchej ciszy. Deidara był wściekły, że muszą się tak wlec. Bez tej bezczelnej babki już dawno byłby na miejscu! W końcu niewidoma zrównała krok z blondynem. Widocznie nie odpowiadała jej ta zimna wojna między nimi.
 - Więc Deidara… kto jest twoim partnerem w organizacji? A może działacie w trójkach? - zapytała jakby nigdy nic, dłonie złączyła z tyłu.
 - Skąd taka zmiana nastroju? – wyprychał blondyn, nie zważając w ogóle na jej pytanie.
  Tsudo w odpowiedzi spiorunowała go morderczą miną.
 - Dobra, dobra… –  skapitulował Deidara. – Jestem w parze na zmianę z Mistrzem Sasorim i Tobim, takim jednym pokurczem…
 Oczy Tsudo rozszerzyły się. Czy dobrze usłyszała?!
 - Mistrz Sasori? Ten marionetkarz z Czerwonych Piasków?!
 - Ten sam.
 - Przecież on nie żyje od ponad dwóch lat! - dziewczyna nie dowierzała.
 - Lider niczego ci nie powiedział? – Deidara udawał zdziwienie. Jakże lider miałby jej mówić takie rzeczy...
 - Cóż… - Tsudo skrzywiła się.
 - Za długa historia… - chłopak nie zamierzał jej niczego wyjaśniać. - W każdym razie żyje i ma się dobrze. Chociaż z tym życiem to może przesadzam…
- Czemu?
 Niewidoma była wyraźnie zaintrygowana, co nie umknęło blondynowi. Słyszała co nieco, o słynnym marionetkarzu.
  Deidara się zatrzymał, tak że dziewczyna uderzyła o jego plecy,  przewracając się.
 - Co jest?! - warknęła, wstając z ziemi.
 - To ty nie wiesz? – zapytał tajemniczo blondyn, któremu coraz bardziej ta zabawa się uśmiechała.
 - O czym? – drążyła niewidoma.
 Deidara przybliżył swoją twarz do jej i pochylił się nad nią (w końcu był o głowę wyższy niż dziewczyna).
 - Naprawdę… nie wiesz? - powtórzył szeptem.
  Pokręciła głową i zarumieniła się z lekka. Nie podobała jej się odległość dzieląca ich twarze. Czuła na sobie jego oddech.
 - Nie… – Tsudo również szeptała, sama nie wiedząc czemu.
 - Mistrz Sasori… – zaczął Deidara tonem, jakby właśnie zdradzał tajemnicę państwową. –  ...tak naprawdę nie jest człowiekiem.
 - Co takiego?! – krzyknęła wstrząśnięta.
 - Ciiiiszej! – syknął na nią, rozglądając się bezpodstawnie, zupełnie jakby ktoś miał ich podsłuchiwać.
 - Więc kim… czym jest? – pytała, a jej oczy zrobiły się jeszcze większe.
 - Chcesz wiedzieć?
 - Tak…
 - Naprawdę CHCESZ to wiedzieć? – przybliżył się do niej jeszcze bardziej.
 - Tak! Kim jest Mistrz Sa…
 - Ciii! – znów ją uciszył. – Saso-, znaczy, Mistrz Sasori… – zaczął szeptać jeszcze ciszej.
  Tsudo zbliżyła się tak, że jej nos prawie stykał się z wargami blondyna.
 - No...? – ponaglała go.
 - Jest… A z resztą, co ci będę mówił. Jak go spotkasz, to się zapytasz. – Powiedział już normalnie blondyn i znowu zaczął iść.
 Uśmiechnął się w duchu złośliwie i zaczął odliczać. Trzy… dwa… jeden…
  Zdezorientowana dziewczyna natychmiast rzuciła się za nim i gwałtownie obróciła go za ramię, by był twarzą do niej.
 - Mów, no! Proszę! – jej mina uroczo złagodniała.
 - Wiesz czym jest ciekawość? – Deidara znów nałożył maskę niedostępnego.
 - Owszem! To pierwszy stopień do wiedzy! – uśmiechnęła się zadowolona. Po niedawnej złości nie pozostało śladu. Musiało jej zależeć.
 - Nie… do głupoty – odparował – A, jak już sama wspomniałaś, jest ona zaraźliwa, tak więc bądź łaskawa mnie puścić, bo jeszcze się od ciebie… heh… – dwoma palcami odczepił jej rękę od swojego ramienia.
  Niewidoma się jednak nie dała. Znów go chwyciła.
 - Puszczę cię, jak mi powiesz czym, lub kim jest mistrz marionetek!
 - Mistrz Sasori jest lalką oczywiście. Zrobił z siebie marionetkę.
 Powiedział to takim tonem, jakby to była najoczywistsza oczywistość, o której rozmawia się codziennie przy obiedzie.
 Deidara bawił się wybornie kosztem dziewczyny. Taka światowa, a nie wie takich rzeczy!
 - Że co? Niby jak?! – Tsudo wydawała się zaskoczona. Po chwili jednak zmarszczyła lekko nos (z czym było jej bardzo do twarzy), jakby się nad czymś zastanawiała. – Zaraz… On robi „człowiecze lalki”, prawda? Z prawdziwych ludzi... Z siebie też taką zrobi?ł!
 Dziewczyna wydawała się być zafascynowana tym w najwyższym stopniu. Jej mina zdradzała, że intensywnie kontempluje usłyszaną nowinę.
  Deidara ponownie wyswobodził się od niej i znów zaczął iść, a Tsudo za nim.
 - To niesamowite! Ale też bardzo przykre… – ekscytowała się dziewczyna – Przecież on nie je, nie śpi… nie może mieć dzieci!
  Deidara mimowolnie parsknął śmiechem. Wyobraził sobie swojego Mistrza w stosie pieluch. To ci dopiero smutne! cha, cha!
 Tsudo skierowała niewidzący wzrok w jego stronę.
 - Od kiedy on taki jest? – zapytała ostrożnie.
 - Od siedemnastu lat. O ile dobrze pamiętam…
  Tsudo na krótką chwilę przestała się interesować tematem Sasoriego i wyjęła spod ubrania swój gwizdek. Dmuchnęła w niego mocno. Nasłuchiwała.
 - Za paręnaście metrów wyjdziemy z tego przeklętego lasu! Całe szczęście! Jestem mokra jak mysz i okropnie zmęczona…
 - Nie gadaj, jesteś po prostu nieprzystosowana. Co ja mam powiedzieć? Czarny płaszcz przyciąga promienie słoneczne – załomotał długim okryciem w czerwono-biały wzór. Zapasowym, rzecz jasna, bo pierwszy płaszcz leży ubłocony gdzieś na szafie Mistrza Sasoriego, który go pewnie teraz przeklina –  Ale i tak nie jest mi gorąco, ha! – Wypiął się dumnie.
 - Nie zgrywaj twardziela. Słyszę jak dyszysz. A co do lalkarza, to jak już wrócimy z tą „potworą” to musisz mnie z nim zapoznać! Podobno zna się także na lekach, truciznach i tym podobnych, prawda?
 - Tak, był kiedyś medykiem. Jeśli chodzi o trucizny nie ma sobie równych. Wiem coś o tym, bo raz... ee... oglądałem sobie trujące ostrza zamontowane w jednej z jego lalek i się skaleczyłem – skrzywił się na to wspomnienie. – Nie polecam… W każdym razie spodoba ci się. To swój chłop – zaśmiał się cwaniacko i jakoś nieprzyjemnie.
Jeśli Mistrz Sasori nie przerobi Tsudo na kolejną lalę, to zrazi ją do siebie nieodwracalnie, myślał Deidara. Albo wykorzysta w inny sposób, wiedząc, jakim jest oportunistą... Tfu, ależ ja trudnych słów używam!


   I tutaj kończymy dzisiejszy chapter…!

  Żartowałam… :]


  Już po chwili, tak jak przewidziała Tsudo wyszli z lasu. Koniec z robalami, duchotą, błotem!
  ...A może jednak zostało to powiedziane w złą godzinę?
 Blondyn stanął jak wryty i patrzył przed siebie wzrokiem błagającego o litość.
 - Co się stało?
 Niewidoma nie wiedziała o co chodzi, dlaczego stanęli?
 Po chwili jednak znowu użyła swojego gwizdka.
 – Cholera, no! Ile można?! Następny las?! To znaczy, że znów czeka nas katorga!
 Chłopak zerknął na nią.
 - Nie, to znaczy, że zabłądziliśmy.
 - Słucham?! – dziewczyna była w szoku. Nie sięgnęła jednak po swój notes na "krzyżyki". Może uznała, że sytuacja jest na to zbyt poważna?
 Przed dwójką podróżników rozciągał się spory fragment spalonej słońcem ziemi. Ugór po środku lasu? To było nieco dziwne. Może toczyła tu się jakaś większa walka? Deidara myślał gorączkowo. Wcześniej, czyli jakieś dwa lata temu, na pewno tu tego nie było. W każdym razie paręset metrów dalej znów rozciągał się pas zieleni. Deidara odwrócił się do Tsudo, mówiąc:
 - Żartowałem, heh! Po prostu ja też się nie cieszę na to, co nas czeka - zaśmiał się nieco wymuszenie. - To nawet nie jest las… To istna dżungla! – jego głos odbił się echem po pustkowiu, które stanęło im na drodze.
 Dziewczyna westchnęła. Trudno… życie wymaga poświęceń.
 Nagle zamarła. Chwyciła chłopaka za ramię.
 - Deidara… – jej głos drżał.
 - Co? – zapytał chłopak, wciąż lustrując wyzywającym wzrokiem oddaloną puszczę.
 - Ktoś jest za nami…
 - Co ty znowu…
  Blondyn obrócił się.
 Około trzydziestu obdartych bandytów bez skrupułów stało za nimi, bawiąc się różnoraką bronią z perfidnymi uśmiechami. Co prawda nie było to ANBU, wyszkolone w zgniataniu na proch takich jak Deidara, ale bandyci wyglądali na zdecydowanych i świadomych celu. Ich szczególną uwagę przykuła, dygocząca teraz se strachu Tsudo, kurczowo trzymająca się ramienia Deidary. Ten natomiast rozpoznał twarze niektórych zbirów. To zbiegowie z Suny, rodzinnej wioski Mistrza Sasoriego. Zgraja złodziei, oszustów, szkodliwych domokrążców… Niby nic wielkiego, ale mimo wszystko mieli przewagę liczebną, głodne spojrzenia skupione głównie na pełnych kształtach Tsudo (to wystarczający powód, dla którego Deidara powinien ją teraz zostawić) i broń "domowej roboty", która przywodziła na myśl najgorsze koszmary z amatorskiej sali tortur.
 Słodko...
 - Co robimy, panie artysto? – Tsudo cofała się powoli w stronę drugiego lasu. Jej ręka była w pogotowiu przy dekolcie.
 - Więc tak… – zaczął Deidara protekcjonalnie, co bynajmniej nie pasowało do obecnej sytuacji, bo napastnicy już ruszyli w ich stronę, a ich perfidne uśmiechy poszerzały się. – W takich sytuacjach są trzy wyjścia... – chłopak również zaczął się cofać. – Pierwsze: Nie stawiasz się i przegrywasz. Drugie: Stawiasz się, obrywasz w gębę i przegrywasz… Nas interesuje jednak wyjście numer trzy.
 Stanął w miejscu i przybrał bojową postawę.
 Zdziwieni bandziorzy zawahali się.
 Tsudo już chowała się za plecami Deidary. Bardzo chciała, aby zdradził jej tę trzecią ewentualność.
 - Czyli…? - zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć. - Ej, co robisz?!!!
 Deidara wpakował sobie głośno protestującą Tsudo na plecy.
 - Wyjście numer trzy: CHODU!!!
  Biegł w stronę lasu tak szybko, jak tylko niezrównoważony artysta biec mógł. Prawie cudem wymijał spadające z nieba noże do skalpowania, cęgi do wykręcania i wszelkie inne przedmioty, który zagrażały życiu i zdrowiu uciekającego tchórza. Determinacja dodawała mu sił.
 - Nie zamierzam robić za jakiś poligon!!! – oznajmił i przyśpieszył, używając czakry w nogach.
 Po chwili byli już w lesie. Chłopak skakał zręcznie z drzewa na drzewo, obijając bez przerwy biedną dziewczynę. Napastnicy, którzy pojawili się przed nimi znikąd, otoczyli ich. Zasadzka? W każdym razie było jasne, że mają najgorsze z możliwych zamiarów.
 - Nie da-my ra-dy! – Tsudo jąkała się od turbulencji. – Ma-ją prze-wa-gę li-cze-bną!
 - A ja mam przewagę jakościową! – Deidara uśmiechnął się przebiegle.
  Wyjął z kabury woreczek z gliną i zrobił szybko dużego pająka z parą skrzydeł i długimi nogami. Wyrzucił figurkę za siebie i wykonał kilka pieczęci. Pająk zamienił się w setki mniejszych, które otoczyły bandytów. Po chwili dało się usłyszeć serię szybkich i gwałtownych wybuchów. Tsudo pisnęła, próbując zatkać uszy.
 Deidara nie da rady sam, pomyślała. Ale cóż ona mogła zrobić? Jak na razie była tylko zawadą. „Umiejętności”… pamiątka po czasach, gdy kilkunastoletnią dziewczynkę zmuszano do chodzenia do szkoły dla… kalek. Obiecała sobie, że nie będzie tego używać, jest przecież wystarczająco zaradna. Ale teraz dumę trzeba schować do kieszeni! Nie będzie bezczynnym ciężarem!
 Sięgnęła po gwizdek. Dmuchnęła. Druga Umiejętność: „Świadomość”!, wykrzyczała w duchu. Pozwoliła swoim myślom odpłynąć, oczyścić się. Jej świadomość poszybowała we wszystkich kierunkach. Oplatała się wokół drzew, pełzła po podłożu, unosiła się w powietrzu. Czuła niepewność Deidary, który zastanawiał się ile trafień zaliczył i dlaczego Tsudo teraz gwiżdże, czuła wokoło zwierzęta, rośliny, a także prześladowców. Jej świadomość do niej wróciła…
 - Pięciu nie żyje! Reszta jest ranna i w większości bardzo sprawna! – krzyczała do blondyna lekko zdyszana. Korzystanie z Umiejętności kosztowało ją wiele energii.
 - Niewiele nam to dało... – blondyn nie wyglądał na zadowolonego. Był pewny, że zabije przynajmniej połowę.
 I nawet do głowy mu nie wpadło zapytać dziewczynę, skąd to wie?
 "Może tak skorzystać z wyjścia numer jeden lub oddać im Tsudo…? W życiu!" To znaczy, co tam Tsudo, ale on nie podda się bez walki!
 - Dobra – zawołał nagle – zastosujemy coś innego.
  Chłopak wyjął z worka trochę więcej gliny. Tracił siły i znalazł się w polu rażenia przeciwnika. Oberwał. Udało mu się jednak przeżuć glinę, aby naładować ją jak największą ilością czakry i uformować z niej larwę. Wyrzucił ją za siebie, ta wystrzeliła z odwłoka grubą nić, którą przyczepiła się do gałęzi.
 - Trzymaj się! – zawołał chłopak i  pomimo małych oporów chwycił Tsudo za uda, by nie spadła. Ta nie zdążyła się odezwać, gdy gąsienica wybuchła, kierując całą siłę eksplozji w uciekających.
 - D-Deidara…! – Tsudo na plecach czuła gorącą falę. Jej twarz rozjaśniała od intensywnie pomarańczowego światła. Liście wokół zaczęły się tlić. Blondyn próbował ją uspokoić, choć sam obawiał się manewru, który miał zaraz wykonać.
 - Wykorzystamy siłę wybuchu!
  I rzeczywiście. Pchani potężną energią dosłownie poszybowali przed siebie. Deidara, naładowany maksymalnie czakrą, starał się wymijać drzewa. Nie bardzo mu to wychodziło, siła eksplozji przepchnęła go po gałęziach. Bolało.
 Po chwili wszystko ustało, powietrze się uspokoiło i para stanęła na ziemi. Niewidoma, przestraszona do granic wytrzymałości, zaczęła się wyrywać.
 - Puszczaj mnie!!! – odepchnęła go w przypływie złości. Deidara cofnął się urażony. Życie jej uratował, kurde, no!
  Nagle zza drzew ni stąd, ni zowąd wyskoczyli ich prześladowcy, rozwścieczeni jeszcze bardziej niż przedtem, ale znacznie przerzedzeni. Tsudo usłyszała ich, zanim blondyn zdążył się zastanowić, jak to możliwe?!
 - Nie, nie, jednak mnie weź! – Tsudo znów wskoczyła Deidarze na plecy.
 Chłopak dysząc ciężko ruszył przed siebie. Za późno… Jeden z krótkich, cienkich noży trafił dziewczynę w ramię. Krzyknęła z bólu. Puściła chłopaka i spadła na ziemię. Nie było wyboru, musieli walczyć wręcz, a tego Deidara właśnie chciał uniknąć.
  Bandyci musieli być bardzo zdesperowani, skoro zamiast zająć się rannymi lub po prostu odpuścić, wciąż rzucali się w pogoń. Trzech otoczyło krzyczącą na ziemi Tsudo, a reszta goniła Deidarę. Chłopak obejrzał się na niewidomą. Wrócę po ciebie, mała, pomyślał. Przynajmniej odciągnie od niej większość zbirów.
 Dziewczyna jednak, mimo drwiących, obleśnych uśmieszków ze strony bandytów postanowiła walczyć… a przynajmniej się bronić! Ratować życie! Musi znów naruszyć swoje postanowienie.
 - Piąta Umiejętność: „Poruszający się krąg”! – krzyknęła, tym razem na głos.
  Przy każdym ciosie zadawanym przez przeciwnika wyginała się, jakby była z gumy. Bandyci zirytowani, atakowali z coraz większą furią. Kilka razy ją drasnęli, ale to wszystko. Dziewczyna stała się bardziej pewna siebie i postanowiła skorzystać ze zdolności, której używała najrzadziej.
 - Trzecia Umiejętność: „Polowanie”!
  Skupiła w sobie energię, która jej pozostała.

     Musisz stać się ofiarą…

    Musisz oddychać tak, jak ona…

   Musisz się poruszać tak, jak ona…

  Musisz myśleć tak, jak ona…

 Musisz być taka, jak ona.

 Rzuciła się z furią na jednego z byłych więźniów. Uderzyła nim tak mocno, że skręcił kark, padł martwy na ziemię. Przeturlała się do tyłu unikając miotanej broni, wyrwała jednemu z pozostałych jakiś zakrzywiony przedmiot i raniąc tym samym własną dłoń, wbiła go w szyję drugiego… Został ostatni…

  Deidara czuł irytację.
 Był niemal pewny, że Tsudo nie żyje, albo jest właśnie gwałcona gdzieś w krzakach…Wysilił się jednak na myślenie. Trzeba się skupić na walce. Tu potrzebna jest impresja…
 Wyrzeźbił z gliny kilka białych, zwyczajnych pająków i rozesłał je dookoła siebie. Figurki zaczęły wysnuwać pojedyncze nici i w kilka sekund zamieniły je w gęste sieci, którymi otoczyły ścigających. Deidara złożył palce do pieczęci.
 - Katsu!
 Sieci i pająki wybuchły. Ktoś krzyknął. Kilka nieruchomych ciał upadło na ziemię, to był koniec. W sumie, łatwo poszło. Blondyn, dumny z siebie, ale także wyczerpany, zatrzymał się. Nie mógł ustać na nogach. Zużył cały zasób czakry, jaki mógł z siebie wykrzesać. Upadł na plecy oddychając płytko i szybko. Zastanawiał się, czy jego kompanka jednak przeżyła. Nie mógł teraz tego sprawdzić. Musi się najpierw zebrać do kupy.
 Sięgnął do kabury po małą tabletkę.
 Połknął.
 Świat znajomo zawirował. Specyfik działał. Ale Deidara już nie.


  Tsudo pokonała ostatniego z bandytów, po męczącej walce. Dmuchnęła w swój gwizdek. Naokoło niczego nie wykryła, ale dla upewnienia się zastosowała jeszcze Umiejętność Świadomości. W promieniu kilkudziesięciu metrów nie było nikogo, kto byłby zagrożeniem. Dziewczyna skierowała się więc w stronę, gdzie jej zmysły zlokalizowały leżącego bez ruchu Deidarę.
 Wlokła się ostatkiem sił, krew wciąż sączyła się z rany na plecach. Dopiero teraz zaczęła odczuwać prawdziwy ból.
 Niewidoma obawiała się najgorszego. Ona walczyła z trzema, a Deidara z trzynastoma! Nie odniosła w tej walce specjalnych obrażeń. Nóż ciągle tkwił w jej barku. Była śmiertelnie zmęczona. Nie umiała go wyciągnąć. Ból promieniował przy każdym oddechu i zanikał razem z nim. Tsudo biegła, błądząc palcami po korze drzew. Kilka razy potknęła się o wystające korzenie, co powodowało nowe eksplozje bólu. Co chwila używała gwizdka, by upewnić się, że biegnie w dobrym kierunku. W końcu dotarła na polanę, na której nie było już trawy po eksplozjach artysty. Deidara leżał na środku płytkiego krateru.
 - Deidara…? – wyszeptała dziewczyna lękliwym głosem. Rwący ból w ramieniu nasilał się również gdy mówiła.
 Chłopak nawet nie odwrócił głowy w jej stronę.
 - Tu jestem… odpoczywam - powiedział cicho, ale wyraźnie. - Żyjesz?
 Niewidoma podeszła do blondyna i usiadła przy nim. Czuła, że również jest wyczerpany... Ona sama musiała powstrzymywać się przed zasłabnięciem. Jakby to wyglądało w raporcie?!
 Też głupie, myśleć teraz o tym…Westchnęła boleśnie. Właściwie to w ogóle nie miała nawet siły myśleć.
 - Tak… Trzech ich było – wyszeptała, starając się nadać słowom pewny ton.
 - Jak na ciebie, to nie za dużo? – zażartował chłopak, nie zważając na swój stan, zresztą po tabletce było mu doooobrze. Czasem się coś Mistrzowi uda. Nie czuł nic. Poza tym dziwnym ukłuciem w środku na widok sztyletu w barku dziewczyny, unoszącego się w rytm jej oddechu.
  Tsudo prychnęła lekko. Nóż gwałtownie o sobie przypominał. Ostatkiem sił, jakie jej zostały powstrzymywała się przed wyszarpnięciem go z ramienia i wykrzyczeniem swego bólu. Skupiała się na uldze, jaką być może by jej to przyniosło.
 Tak jej się wydawało.
 Do tej pory z nożami miała raczej minimalny kontakt... Na bogów, kto przecież mógłby dać nóż niewidomej?!
 - Żartowałem – uśmiechnął się Deidara – Przecież na własnej skórze przekonałem się, że umiesz bić… - dodał z lekkim uśmieszkiem - Jak ich załatwiłaś? Jesteś calutka we krwi! – potarł skrzep na jej dłoni, która akurat znalazła się w jego zasięgu.
 - To akurat nie moja krew… – cofnęła dłoń. Nie chciała myśleć o tym, że na jej ręce znajduje się coś takiego. – Jednemu skręciłam kark, drugiemu wbiłam coś do szyi…
 - O. A trzeci? – Deidara oparł się na łokciach.
 A to ciekawe. Tsudo kogoś zabiła… Witamy w Brzasku, panno Nigiri! Ciekawe czy to był jej pierwszy raz?
 - Trzeciego… auu! – jęknęła, czując, że nie może dłużej udawać, że to, co siedzi w jej barku  nie ma znaczenia. Poruszyła się niespokojnie. Dłonie jej dygotały.
 – Miałabym prośbę… – pisnęła cicho.
 - Jasne! Zaraz ci to wyjmę – dokończył za nią Deidara i wstał. Nieco chwiejnie, co prawda, ale wyglądał już bardziej rześko.
 Przykucnął obok niej i obejrzał ranę. Nóż nie wbił się zbyt głęboko, ale był na tyle blisko kręgosłupa, by mogło się to źle skończyć. Trzeba uważać, jedno kalectwo już pewnie wystarcza Tsudo.
 - Chylę czoło…  - powiedziała niewidoma chcąc za wszelką cenę odwrócić swoją uwagę od tego, co miało zaraz nastąpić. – Szybko poradziłeś sobie z trzynastką tych potworów... - zadrżała na samo wspomnienie. - A przedtem uciekaliśmy im. – dokończyła i szybko zacisnęła zęby, gdy ręka Deidary dotknęła jej karku.
 Chłopak skrzywił się. Ucieczka zawsze jest tchórzostwem… Ale czy miał wybór? Musiał chronić nie tylko siebie, ale i ją. Inaczej pozabijałby wszystkich na miejscu, prawda?
 Ach, te wymówki.
 - Normalka – rzucił tylko. – Wyciągam…
  Tsudo zamknęła załzawione powieki. Deidara zdecydowanym ruchem wyrwał broń z jej barku. Dziewczyna jęknęła, tłumiąc krzyk, ale na tym się skończyło. Przycisnęła dłoń do ust. Rana jednak obficie krwawiła. Tylko patrzeć, jak wda się zakażenie…
 - Dziękuję… A tobie nic nie jest? – zapytała z troską, choć nawet mówienie zaczęło jej sprawiać trudność. Czuła, że nie zdoła się utrzymać na nogach.
 - Kilka draśnięć. Nic poważnego… - zbagatelizował, po czym spojrzał na jej ranę i sapnął z rezygnacją. – Trzeba to przemyć i obandażować. Nie wygląda groźnie, ale wciąż cieknie – lustrował wzrokiem zdradliwie mały otwór po nożu.
 Tsudo przestraszyła się. Cieknie?!
 - Mamy jeszcze wodę? – zapytała.
 Blondyn wyjął z kabury bukłak, potrząsnął.
 - Nie. Dzięki tobie, oczywiście – z kwaśna miną schował bidon.
 Dziewczyna westchnęła i znów wyjęła swój gwizdek, w który dmuchnęła z wysiłkiem. Ledwo, ledwo, ale dało się wyczuć płynącą gdzieś w lesie niedużą, spokojną rzekę. Po zapoznaniu się z jej obserwacjami, chłopak zarzucił jej zdrowe ramię na swój kark i powoli ruszyli w kierunku wskazanym przez niewidomą.
 - Ależ są z tobą problemy – zakpił blondyn.
 - Nie prosiłam się o tą robotę!!! – ofuknęła go siarczyście w odpowiedzi, nie zważając na ból.
 - Jasne… Jak wydobrzejesz nauczę cię kumulować czakrę w nogach. Wiesz, nie jesteś najlżejsza.
  Na te słowa Tsudo mocno nadepnęła na jego nogę i zrobiła naburmuszoną minę, czerwieniąc się przy tym.
 - Aua! No żartowałem… – parsknął, rozeźlony. – Ale i tak cię tego nauczę. Heh.
 - Obejdzie się… – jej głos był przesycony opryskliwością.
 - Okej, ale następnym razem jak nas napadną jacyś bandyci, to nie będę cię niósł. Zostawię cię na ich pastwę. – oznajmił stanowczo i z bezczelnym uśmiechem. Żałował, ze Tsudo nie może go zobaczyć.
 - I tak byś tego nie zrobił – uśmiechnęła się kpiąco.
 - Zrobiłbym – zapewnił, siłując się na poważny ton.
 - Nie zrobiłbyś – upierała się.
 - Zrobił…
 - Nie…
 - I tak wiesz, że bym zrobił.
 - Akurat…! – przerwała na chwilę. – Jesteśmy na miejscu…
  Deidara rozejrzał się. Między drzewami majaczyła ciemno-błękitna wstęga. Cichy szept wody wypełniał leśną ciszę, zakłóconą rozmową dwojga ludzi.
 Para wyszła zza drzew i przystanęła na brzegu rzeki. Tsudo zaczęła łapczywie nabierać wody na dłoń i pić. Deidara napełnił pusty bukłak i schował go do kabury. Również pozwolił sobie na kilka łyków. Tabletka Akasuny tłumiła pragnienie, ale chłopak wiedział, że nie może teraz odwodnić organizmu, narkotyk ma silne działanie. Choć Deidara od roku był czysty, wolał nie ryzykować. Tsudo w zamyśleniu wodziła palcem po powierzchni zimnej wody.
 - Deidara… – zaczęła niepewnie.
 - No?
 - Mógłbyś… zostawić mnie samą na chwilę?
  Zrobił zdziwioną minę. "Teraz, samą? Przed chwilą chcieli ją…"
 Wkrótce jednak zrozumiał o co chodzi.
 - A! Jasne – poderwał się z ziemi z głupim uśmiechem. – Kąp się… eee...I dobrze przemyj ranę! Będę może coś nucić żebyś mnie słyszała... zresztą masz ten swój gwizdek, nie?
 Tsudo kiwnęła głową, nieco rozbawiona tonem w jakim to wszystko wydukał
 - Zabandażujesz się sama, prawda? – zapytał jeszcze. Niech przynajmniej udaje odpowiedzialnego.
 - Dam sobie radę – zapewniła, kładąc na kamieniu swój gwizdek, by mieć go pod ręką.
 - Okej. Eee… – Deidara podrapał się po głowie. – Zostawiam ci kaburę – wskazał na torbę leżącą na ziemi – masz tam wszystko… I w ogóle. To ja już… pójdę, no.
  Tsudo kiwnęła głową, a Deidara odszedł do lasu, gwiżdżąc melodię tej samej pijackiej piosenki, którą śpiewał po pierwszym spotkaniu w barze z Hidanem i niewidomą.

  Dziewczyna odczekała chwilę, po czym znów użyła swego gwizdka, upewniając się czy chłopak odszedł dość daleko. Zaczęła powoli się rozbierać. Raz po raz syczała z bólu. Koszula nieco przyschła do skóry. Ubrania ułożyła starannie na brzegu (potem je przepierze) i całkiem naga wślizgnęła się do zimnej wody. Przez chwilę dygotała. Zagwizdała po raz kolejny. W pobliżu nie było ani blondyna, ani nikogo innego. Dziewczyna odłożyła gwizdek na brzeg i ostrożnie zaczęła przemywać swoją ranę. Zimna woda zatamowała krwawienie. Gdy rana była czysta postanowiła, że posiedzi jeszcze chwilę w wodzie.
 Było tak przyjemnie...
 Ale musi zachować czujność! Nie wiadomo co jeszcze czai się w tych lasach.
 Podkuliła nogi i objęła je zdrową ręką. Siedziała w ciszy, którą zakłócał tylko śpiew ptaków, szum rzeki i zawodzenie Deidary. Dziewczyna zaśmiała się w duszy z jego solistycznych talentów i sama zaczęła śpiewać, myjąc jeszcze skaleczoną dłoń. Sunęła delikatnie ręką po jasnoróżowym ciele… Tym razem śpiewała legendę pewnej wioski, którą spotkała klęska…
 W lesie panowała cisza.
 Po dłuższej chwili, Tsudo przerwała swój śpiew i ni stąd ni zowąd powiedziała gdzieś w powietrze:
 - Napatrzyłeś się już?
 Odpowiedział jej cichutki szelest, potem głuche łupnięcie i kilka niecenzuralnych słów.
 Tsudo odwróciła gwałtownie głowę, nasłuchując. Wyglądała na złą.
 Deidara wstał z ziemi, rozcierając potłuczone plecy.
 - No… ten… yhm… zapomniałem czegoś – usprawiedliwiał się niezbyt wiarygodnie, wcale niespeszony.
 Dziewczyna odwróciła głowę, nie "patrząc" już w jego stronę i zaczęła zdrową ręką myć nogi, unosząc je kolejno nad wodę.
 Deidara głodnym wrażeń wzrokiem śledził jej poczynania.
 A Tsudo była tego całkowicie świadoma. Jak to kobieta...
 - Czegóż to zapomniałeś? Hm? - wypytywała go, wiedząc, że w rzeczywistości jest raczej zadowolony ze swego położenia. A dokładnie mówiąc, miejsca obserwacji…
 - Eum…
 Deidara patrzył jak Tsudo unosi kolejną nogę, nieco wyżej niż było to konieczne. Na chwilę zapomniał języka w gębie
 – …Gliny ...Właśnie! Gliny – powiedział w końcu pierwsze, co mu przyszło do głowy.
 Miał tak cholerną ochotę wskoczyć do wody… Kiedy ostatnio miał kobietę?
 - Aha… – skwitowała szorstko niewidoma. Straciła cierpliwość – To bierz tą pieprzoną glinę i zjeżdżaj stąd!!! - krzyknęła na niego.
 Nogi opadły gwałtownie do wody, widowisko się skończyło.
 - Jasne, jasne…  – Deidara wstał i nieco niezręcznie zawrócił w kierunku kniei.
 Na chwilę przystanął, zastanawiając się nad czymś i skierował głowę ku dziewczynie.
 – Ładne masz nóżki, wiesz? – uśmiechnął się dwuznacznie i z zadowoleniem (co w jego mniemaniu miało pewnie być zachęcające), patrząc w zakazanym kierunku i w odpowiedzi oberwał gwizdkiem w czoło.
 - Jeszcze jedno słowo, a…!!! – zagroziła Tsudo.
 - Dobra, dobra już mnie nie ma!
 Wrócił pośpiesznie, acz niechętnie do lasu.
 – Kobiety… co za zarazy… – powiedział do siebie.
 - Słyszałam to!!!... - krzyknęła za nim dziewczyna, a po chwili dodała - I oddaj mi mój gwizdek!!!


  Znowu szli… Przez las… przez busz… wyrwiska… rowy… krzaczory.
 Duchota była niemiłosierna. Deidara już dawno ściągnął swój płaszcz, zawiązując go rękawami wokół pasa. Chwilę później ściągnął także bluzę-ochraniacz, zostawiając na sobie tylko spodnie i buty.
 Jego postura, jak sądził, nie miała sobie nic do zarzucenia. Razem z Hidanem uwielbiali imponować dziewczynom swoimi wyrzeźbionymi torsami.
 Blondyn zerknął z nadzieją na idącą przed nim Tsudo… Olśniła go jednak myśl iż dziewczyna jest przecież niewidoma. Westchnął cicho, rozczarowany. Niedługo po nim i ona zdjęła swoje mini kimono, zostając w szortach i zwykłej białej bluzce na ramiączkach, mimo iż przepranej, wciąż trochę rudawej od krwi.
 Deidara, jak zwykle dla zabicia czasu, patrzył na szerokie biodra Tsudo. Wciąż wspominał ich nagi widok w rzece… Gdyby nie ta tabletka, pewnie nie wpadł by na to, żeby podglądać dziewczynę.
  "Dzięki, Mistrzu!", uśmiechnął się w duchu.
 Tsudo, najwyraźniej wyczuwając jego oślizgły wzrok na sobie, odwracała się co chwilę, posyłając mu podejrzliwe spojrzenia. Niewidzące spojrzenia, rzecz jasna, ale jednak.

   Minęły dwa dni… Dwa długie dni i dwie niezbyt przespane noce, a nasi bohaterowie wciąż szli przez gęsty bór, nie tracąc nadziei na dojście do celu.
 A Tsudo w końcu… to znaczy – dopiero teraz - zaczęła narzekać…
 - Po cholerę tu z tobą jestem! – wybuchnęła nagle pewnego wieczoru.
 Deidara zbywał ją w milczeniu. To akurat było do przewidzenia, prędzej czy później, już dawno postanowił ją ignorować w takim wypadku.
 - No i czemu nie posłuchałam matki?! – dziewczyna dalej lamentowała. - A mogłam być tancerką! Piosenkarką! Ale nie…
Zbywał ją…
 - Chodzę tu z jakimś tlenionym "transsniewiadomoco" po dżungli, szukając jakiejś wodnej poczwary!!! W dżungli! Wodnej poczwary!
 Piszczała tak wysoko, że Deidara pomyślał, iż pewnie tylko psy mogłyby ją usłyszeć.
 - Ej… – odezwał się w końcu.
 - Jestem cała brudna i skrajnie przemęczona, a do tego…
 - Ej!!!
 - Co?!!!- krzyknęła, przerywając na chwilę potok lamentu.
 Deidara to wykorzystał i oznajmił, co zaobserwował.
 - Wyszliśmy z lasu.
 - Naprawdę?! – Tsudo wreszcie się rozpromieniła.
 Z nową nadzieją spojrzała pustym wzrokiem przed siebie. Przez chwilę się skrzywiła. Opatrunek na barku trochę ją drażnił.
 - Nie ciesz się - Deidara najwyraźniej postawił sobie za cel zgaszenie jej zapału. - Właśnie wróciliśmy na trasę.
 Skamieniała, próbując zrozumieć jego słowa i melancholijny ton. Po chwili szybko użyła swego gwizdka. Słysząc dochodzący do niej dźwięk zdziwiła się… Dmuchnęła jeszcze raz… W końcu zorientowała się gdzie są.
- Pustynia…? olbrzymia… CHOLERAA!!!


*patrz - manga "Naruto Shippuuden", pierwsze odcinki.



Nie ma to jak szalone pościgi po nieistniejących strefach geograficznych.




Łasic… tzn. „Jam kocica!” 





KOMENTARZE ZE STAREGO BLOGA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz