Chapter 6. Czyli robi się nerwowo, a potworka ni widu, ni słychu.



  Szli od około czterech godzin.
 Mimo wcześniejszego uzupełnienia, woda już się skończyła. Żar sączył się z nieba ciurkiem, wpełzając za kołnierz i cieknąc sobie z upodobaniem po karku. A że w połączeniu z potem żar tworzył swoistego rodzaju lepkość, również wszelkie owady zlatywały się do cieknących karków, biorąc czynny udział ogólnym pełzaniu...
 Ale robale, upał, głód, pragnienie i siedem plag egipskich było niczym w porównaniu z…
 - Co ja tu z tobą robię?! – Tsudo, mimo iż zmęczona, zawsze miała siłę narzekać.
 - A nie widać? – rzekł Deidara, lustrując wzrokiem chmury, które dość rzadkie, stanowiły jednak pewną minimalną ochronę przed żarem.
 - Powinnam teraz być w teatrze!
 - Już to mówiłaś. Wymyśl coś nowego… - Chłopak spuścił wzrok z chmur i odwrócił głowę w kierunku niewidomej.
 - Cicho siedź! - ofuknęła go - Wszystko i wszyscy przeciwko mnie… – przerwała, by przegonić rozczarowaną muchę ze swego karku – Nawet przyroda!
 - Ech… Możemy chwilę odpocząć… – zaproponował blondyn.
 - Po co? I tak tu umrzemy… EJJJ!
  Deidara znów wpakował ją sobie na plecy. Miał już jej po dziurki w nosie!!!
 - Wiesz, że to zaczyna być nieprzyzwoite, hm?! - Tsudo czuła się oburzona - My się prawie nie znamy!
 - Ech, cicho bądź!
  Blondyn posadził ją pod jedną ze skał. Burknęła coś w jego stronę,
Pustynia nie była całkiem piaszczysta… Wokoło rozciągała się spękana suchością i gorącem ziemia. Krajobraz wypełniały raz mniejsze, raz większe skały, pod którymi znajdowały schronienie i pożywienie stworzenia zamieszkujące to odludzie.
Poza tym nic. Pustka.
  Tsudo próbowała wycisnąć coś z bukłaku na wodę.  Zmuszona była obejść się smakiem. Poza tym nie jadła od trzech dni, skoro o smaku mowa.
 - Deidara… Byłeś kiedyś na pustyni? – zapytała, odkładając bidon do kabury.
 - Tak…  - skinął - Nawet na tej, na której jesteśmy teraz, ale w zupełnie innej części. Obok Wioski Piasku.
 - Jednak wolę nie pytać, czy znasz trasę… Mam dość złych doświadczeń w tej kwestii...
 W odpowiedzi tylko spiorunował ją wzrokiem.
 - Co się je na pustyni? - znów zapytała.
  Chłopak zaśmiał się.
 - Nic! Nie mamy czasu, żeby coś zjeść. Zaraz ruszamy.
 Tsudo nie spodobała się ta odpowiedź.
 - Umrzemy z głodu! – zaprotestowała.
 - Bez jedzenia człowiek może przeżyć nawet trzy tygodnie, a ty nie możesz trzech dni?!
 - Nie jestem przyzwyczajona… - broniła się.
 - To lepiej szybko to sobie przyswój! - Deidara miał dość ciągłego odpierania ataku jej focha i narzekań.
 - No, a woda? - zapytała już bardziej rzeczowo (w kryteriach Deidary).
 - Hm… - zastanowił się. - Poprzednio z mistrzem Sasorim znaleźliśmy takie szczeliny, w których była gorąca woda… ale w sumie i tak nie piliśmy jej. Z resztą on nie musi.
  Tsudo wstała z miejsca i przyłożyła dłonie do ziemi. Klęczała w najwyższym skupieniu, chłonąc każdą wibrację. Zmarszczyła czoło. Zanim zaciekawiony Deidara do niej podszedł, wstała.
 - Jakieś trzysta metrów na północny wschód stąd jest coś jakby podziemne źródło. Słyszałam kiedyś, że na pustyni zawsze jest woda, tylko… na dole.
 Chłopak uniósł brew. Co ona znowu wymy... A, zresztą, on też by się czegoś chętnie napił.
 - No, to prowadź! – blondyn zarzucił sobie na plecy płaszcz. – Teraz ja się będę nad tobą pastwił, że nie znasz drogi. – dodał, uśmiechając się kpiąco.
 Niewidoma uśmiechnęła się tylko pobłażliwie.

   Szła przed siebie. Nie musiała na razie używać swego gwizdka, pustynny wiatr smagał skały, a jego odgłos trafiał do uszu niewidomej.
 Po paręnastu minutach drogi Tsudo zatrzymała się.
 - To tu…
 Jakby na potwierdzenie tych słów wiatr zaskomlał żałośnie czochrając przybyszom czupryny. Straszne wrażenie...
Deidara rozejrzał się, ale nigdzie nie było widać żadnej szczeliny.
 - Nic tu nie ma – zakomunikował i zrobił wyczekującą minę.
  Dziewczyna znów uklękła i przyłożyła dłonie do ziemi. Jej twarz wyrażała skupienie.
 - Jak to nie ma? Wyraźnie czuję wodę… Jak pulsującą w żyłach krew.
 - Tsudo… Na pustyni woda nie pulsuje – Deidara rozglądał się podejrzliwie wokół.
  Dziewczyna wstała zdezorientowana. Blondyn zrobił krok na przód i wiatr znowu zawył, jak ranne zwierzę, podrywając pył, ubrania i włosy do góry.
 - Nie podoba mi się tu… Spadajmy stąd… – zarządził.
  Już miał zawrócić, gdy dziewczyna zatrzymała go, chwytając za ramię.
 - To oznacza tylko jedno!
 - Taa… to jakieś przeklęte miejsce i…
 - Zbliżamy się… – Tsudo ściągnęła brwi i skierowała martwy wzrok w niekończąca się pustynną przestrzeń, naznaczoną skałami.
 Przestrzeń znów zawyła…
 Po chwili Tsudo zwróciła twarz ku Deidarze
– ...Do Isonade.


  Nie udało im się co prawda znaleźć wody, ale parli naprzód… Tsudo w końcu była tak zmęczona, że znudziło jej się narzekanie. Zwłaszcza, że Deidara na nie nie reagował  Było to na prawdę przykre, taka ignorancja czyjejś krzywdy ech, ech. Postoje jednak, z wiadomego (a dokładniej z "niewidomego") powodu były coraz częstsze…
 Wiatr cały czas się wzmagał, coraz bardziej ograniczając widoczność. Deidara wyłamywał sobie palce, żeby powstrzymać się przed wyjęciem zapieczętowanego glinianego ptaka z kabury. Starał się o tym nie myśleć, ale po chwili potknął się o wystającą skałę. Runął jak długi, obijając sobie mocno szczękę  która wydała bardzo podejrzany dźwięk  Tsudo odwróciła się i uświadamiając sobie co się stało, wybuchnęła śmiechem. Chłopak klął na tego, kto zostawił tutaj ten kamień i podniósł się z ziemi, masując szczękę, która znów "przeskoczyła" na swoje miejsce, choć nie obyło się bez bólu.
 A perlisty śmiech Tsudo wwiercał mu się w uszy.
 - I czego zęby suszysz?! - warknął chłopak. - Wszędzie lata piasek i nic nie widać! - jego twarz przypominała dojrzałego pomidora.
 - No widzisz? Nie tak łatwo chodzić po omacku! – dziewczyna znów zachichotała.
 - Nie byłabyś taka cwana, gdybyś nie miała tego swojego gwizdka!
  Ledwo to powiedział, gdy przed jego nosem znalazła się wyciągnięta ręka Tsudo, na której spoczywał niczemu winny instrumencik. Mina dziewczyny była  nieodgadnięta.
 - Bierz…
  Deidara był trochę zbity z tropu.
 - No bierz! Poradzę sobie… A tobie najwyraźniej się przyda! – mówiąc to znowu zaśmiała się złośliwie i rzuciła gwizdek Deidarze. Chłopak zrobił przebiegłą minę, schował go do kieszeni i już miał iść dalej gdy…
 - Tsudo!
 - Co?
 - Przed nami coś jest… chyba…
  Niewidoma przyłożyła dłonie do spękanej ziemi i nasłuchiwała. Deidara przysłaniając oczy ręką, patrzył w dal spod przymrużonych powiek.
 - Niczego tu nie ma…
 Deidara z niedowierzaniem lustrował horyzont. Musiał przyznać jej rację… Ale był pewien, że coś widział!
 - Nieważne.
  Szli dalej bez rozwijania tematu. Wiatr zaryczał straszliwie na skałach. Deidara zadrżał i rozejrzał się za kolejnym zwidami… przez chwilę pozazdrościł Tsudo…
  Nastał wieczór. Powietrze stało się rzadsze i chłodniejsze. Dwójka naszych niestrudzonych bohaterów brnęła przez piasek, który ustąpił już miejsca spieczonej ziemi. Ku uldze Deidary wiatr przestał o sobie dawać znać.
 O tej porze uaktywniało się wiele pustynnych stworzeń. Wśród nich skorpiony, oczywiście. Blondyn zauważył, że opuszczają chmarami bezpieczne kryjówki pod skałami oraz piaskiem i udają się na nocne łowy. Tsudo szła i zdawała się ich nie zauważać.
 - Uważaj na nogi. Pełno tu skorpionów – ostrzegł ją.
 - Chyba czuję, gdzie idę… UAAA!!!
  Dziewczyna nagle zapadła się jedną nogą w piasek, aż po udo. Szybko wydostała się z pułapki, ale okazało się, że teraz miała całą nogę w dość sporych rozmiarów skorpionach, które niebezpiecznie się rozchodziły. Tsudo zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć (Nawet wyjący wiatr mógł się schować) i starała się strzepać z siebie jak najszybciej nieproszonych gości. Deidara, pozbywszy się chwilowego osłupienia, rzucił się jej na pomoc.
 - Nie wierzgaj się tak! – próbował przekrzyczeć piski niewidomej. W odpowiedzi został spoliczkowany bezwładnie machającą ręką Tsudo. W końcu dziewczyna pozbyła się nieproszonych gości. Stała teraz oszołomiona, jakby nie wiedziała kto ją tak zaatakował.
 - Nie rusza się! – zawołał do niej chłopak – Ukąsiły cię?!
 - N-nie? – dziewczyna wciąż była sparaliżowana tym, co się stało. Nerwowo przejechała dłonią po nodze.
 - Nie dotykaj! Stój bez ruchu! Jak cię ukąsiły tak przyspieszysz rozchodzenie się jadu! – słowa wyłapane kiedyś z monologu Sasoriego zaczęły mu prześwitywać w umyśle.
 W stanie desperacji i determinacji wziął szybko Tsudo na ręce (która była tak tym wszystkim zszokowana, że nawet się nie odezwała) i zaczął się pośpiesznie rozglądać. Po chwili podbiegł do jednej z większych skał i posadził ją na niej.
 - Jesteś w stanie szoku, więc możesz nie czuć bólu – powiedział, pospiesznie biorąc jej zaatakowaną nogę i kładąc sobie na kolanach.
  Dziewczyna oczywiście całkiem się pogubiła i wciąż nie odzywała, próbując zebrać myśli. Deidara oglądał jej łydkę,  starając się dostrzec ślady ukąszenia. Sam się sobie dziwił, iż jest rozczarowany nie znajdując niczego. Nie tracąc nadziei przejechał delikatnie dłonią od jej kolana wyżej, ale nie dotarł dalej, bo noga wyrwała mu się i poczuł silne uderzenie w szczękę, które odrzuciło go ze dwa metry w tył. Tsudo najwyraźniej oprzytomniała. Siedziała z nogami schowanymi bezpiecznie w ramionach, z nienawistną miną. Wyciągnęła palec w kierunku Deidary  - który znów poczuł nieprawidłowości w swojej szczęce – jakby rzucała jakiś urok i kiwała nim w takt swej wypowiedzi:
 - Nigdy. Więcej. Mnie. NIE DOTYKAJ! – po chwili wstała,  idąc przed siebie, nie bacząc na przykrą sytuację chłopaka.
  Blondyn już miał odszczekać coś na swoją obronę, ale z lekkim przerażeniem stwierdził, że jego szczęka mu na to nie pozwala. Wstał z ziemi i stuknął się lekko w brodę myśląc, że to coś da. Nie zdążył nawet krzyknąć z bólu. Chwycił się szybko za usta i młócił pięścią kolano, kiwając się przy tym (swoją drogą musiało to komicznie wyglądać). Tsudo odwróciła się z pytającym wyrazem twarzy. Przechyliła głowę w zaciekawieniu i w końcu pojmując co się stało, przewróciła oczami. Podeszła do blondyna, zanim ten zorientował się co chce zrobić i przytrzymując jedną ręką jego policzki, drugą wsunęła mu kość na właściwe miejsce i puściła go, znów idąc przed siebie.
 - Nie martw się – zaczęła ironicznie – Nie oczekuję podziękowań – machnęła lekko ręką w jego stronę.
 - No jasne! Ja ci chcę pomóc, a ty mnie lejesz i jeszcze chcesz za to podziękowanie?! Ty mi tą szczękę wybiłaś! – zaprotestował.
 - Mówiłam: Nie chcę podziękowań.  Masz słabe ścięgna.
 Deidara prychnął. Miał już dość jej humorków i kaprysów.  Ze złością zdawał sobie sprawę, że coraz mniej rozumie kobiety…
  Uszli parę kilometrów.
  Noce na pustyni są wyjątkowo zimne. Zahartowany blondyn zdawał się tego nie zauważać. Szedł dziarsko przed siebie z braku laku gapiąc się na głowę Tsudo, zjeżdżając wzrokiem coraz niżej aż do pięt (zatrzymując się trochę dłużej na biodrach, rzecz jasna). Przestał myśleć o ptaku zapieczętowanym w zwoju. Kilka minut temu zdawał się on jeszcze kusić go lekkim powiewem wiatru w glinianych skrzydłach i obietnicą lotu nad pustynią w chłodzie chmur. Orzeźwienie jednak zeszło z nieba na ziemię w postaci całkowicie bezchmurnej nocy. Sierp księżyca, dosyć pulchny, rzucał mocne światło na piasek, ukazując piękne zjawisko występujące tylko na pustyniach – i to bardzo rzadko! - różową mgłę
   Tsudo, nieprzyzwyczajona to trudów podróży, dygotała z zimna. Założyła z powrotem swój płaszczyk, który zważywszy na to, że  nie jest zbyt gruby, nie dawał skutecznej ochrony przed zimnem. Niewidoma zapytała blondyna, czy nie dałby jej swojego płaszcza skoro jest mu ciepło. Ten zaczął się z nią droczyć, ale gdy dziewczyna wyjęła swój notes i już miała postawić w nim krzyżyk, Deidara w ramach „szczególnie szczególnego miłosierdzia”- jak sam to określił, oddał jej swój płaszcz. Tsudo przestała się trząść, ale nie mogła odmówić sobie kwaśnej uwagi.
 - Nie mówiłeś, że na pustyni noce są tak zimne! – ogłosiła gdzieś w bok.
 - Odkryła Amerykę! – parsknął – Nie pytałaś, więc po co miałem ci zawracać głowę takimi nic nieznaczącymi drobiazgami?
 - Gdybyś się tak odzywał tylko, gdy cię pytam, ta podróż byłaby o niebo przyjemniejsza! - warknęła oburzona.
 - A czyż nie jest przyjemna?- droczył się dalej, udając zdziwionego i rozczarowanego – Byłem pewien, że ci się spodoba. Czyste powietrze, brak tłumu i wieeelka plaża.
 - No, co ty nie powiesz! – prychnęła, jak kocię, które za głęboko wsadziło nos do miski z mlekiem.
  Ależ ona zabawnie wygląda, gdy się wścieka! Aż się iskry sypią na prawo i lewo! A tak właściwie to…
 - Ile masz lat? – zapytał nagle.
 - Słucham? – drgnęła, jakby nagle uszła z niej cała złość.
 - Z ciekawości pytam – starał się, by zabrzmiało to bezbarwnie  Na ileż wygląda to dziecko? Na czternaście? Piętnaście? Nie… za szerokie biodra.
 - Kobiet się o wiek nie pyta – odpowiedziała kpiarsko po chwili – Demencjator… – dodała do siebie, dużo ciszej. Chłoptaś się rozpanoszył. A on myśli, że jaki jest dorosły?! Na ile on wygląda? Osiemnaście? Dziewiętnaście? Nie… jest zbyt ignorancki. I nietaktowny. Poza tym egoista. I głupi!
 Deidara wyczuł kpinę w jej głosie. Rozluźnił nerwom wodze. Skąd w nim to wrodzone zamiłowanie do obrzucania ludzi błotem?
 - Aż mnie świerzbi, żeby ci coś powiedzieć, ale iż jesteś k o b i e t ą , zachowam klasę… Ja mam dwadzieścia, pasuje?! Czekam na rewanż…
 - Mówił ci już ktoś, że nie panujesz nad sobą? A tak w ogóle, to kto ci zabronił dorosnąć? Mistrz Sasori? Pan Pein?!
 Zatrzymał się.
 Spokojnie, to tylko udar, ludzie wygadują głupoty. I trudno, do diabła z ludźmi. Za głupoty się żałuje! Koniec z dżentelmenowaniem!
 Chwycił ją za skaleczone ramię. Krzyknęła i odruchowo skuliła się. Zaciskając zęby, wygięła kark do tyłu. Kiedy próbowała sięgnąć do ramienia, wzmocnił uścisk. Syknęła.
 - Uważaj – wysyczał ze złością – może i nie jestem chodzącym ludzkim ideałem, ale mimo wszystko nie bez powodu znajduję się w Brzasku.
 Puścił ją i przyspieszył kroku. Nie przerywając marszu odwrócił głowę i patrzył jak Tsudo próbuje zatamować posokę sączącą się z ponownie otwartej rany. Jej twarz miała tak nienawistny wyraz, jak to tylko możliwe. Właściwie chyba troszkę przegiął. Chciał po prostu wiedzieć ile ma lat, a skończyło się na tym, że zrobił jej krzywdę. Choć to dla niego powinien być chleb powszedni. Tyle, że znęcanie się nad ranną i bezbronną ofiarą szybko się nudzi. Staje się wręcz nieetyczne (w pojęciu etyki mordercy). Miał ochotę runąć na ubity piasek i tłuc w niego głową. Albo jeszcze lepiej. Żeby ona chwyciła go za te głupie kudły i rąbnęła -  raz a zdrowo! – o jakąś skałę…
 Mistrz Sasori mu pomoże. On zawsze pomaga.
   Tsudo westchnęła cicho. Dlaczego on to zrobił? Powód musiał być bardzo głęboko ukryty. Czy Pain coś mu mówił? Czy to po prostu czysta niechęć… Ale musi mu wybaczyć. Bo jej pomógł. Choć jest egoistą. A ona? W sumie też. Bo troszczy się tylko o matkę, innych ma gdzieś. Bo matka jest jej częścią. A Deidara? Zburzyła jego monotonnie. Ciągle zawadza i narzeka.
 Teraz będą się zachowywać, jakby nic się nie stało. Wina była po obu stronach. Dogoniła go i szepnęła:
 - Też dwadzieścia.


    I znowu szli w ciszy. Za długo. Deidara dał sobie za cel przerwanie milczenia.
 - Dobrze idziemy?
 Dziewczyna ukucnęła i przyłożyła dłonie do ziemi mimo bólu. Zrobiła przestraszoną minę. Cisza!
 - N-nie wiem. Nic nie czuję! – podniosła niepewnie głowę.
 - Co?! – przeraził się Deidara. Tylko nie to…
 - Żadnych drgań… Nic!
 - Zgubiliśmy trop?!
 - Na to wygląda…  – Tsudo wstała.
 Deidara wyglądał jakby miał zaraz eksplodować, co nikogo by nie zdziwiło, właściwie…
 - Koniec tego dobrego! – hukną zły i ściągnął z ramienia swoją torbę.
 Tsudo myślała prze chwilę, że ją po prostu zabije, zostawi gdzieś tu, na tym piaszczystym  bezbrzeżnym oceanie i dokończy misję sam, szybko i sprawnie.
  Grzebał w kaburze w pośpiechu i wyciągnął zwój z zapieczętowanym glinianym ptakiem. Po chwili buchnęło i rzeźba została odpieczętowana. Tsudo zrobiła przerażoną minę. Chłopak bez słowa skoczył na ptaka i gwałtownie poderwał się do góry, wzniecając tumany pyłu i piasku, obsypując Tsudo, która bezskutecznie zasłaniała się rękami. Leciał prostopadle do ziemi. Jak miał w zwyczaju zresztą… Gdy uznał, że wysokość jest odpowiednia, zatrzymał się, prawie spadając z rzeźby. Było ciemno, ale piasek wystarczająco odbijał światło księżyca. Deidara rozejrzał się. W promieniu kilkunastu kilometrów było płasko jak w mordę strzelił. Pomijając skały wyrastające gdzieniegdzie bez żadnego ostrzeżenia.
 - W pytę jeża… Ta pustynia jest bardziej pusta, niż dziewczyny Hidana… – mruknął pod nosem – Tsudo! – zawołał w dół, licząc, że go usłyszy.
 - Co?! – rozległa się odpowiedź z ziemi.
 - Poczekaj tu, a ja szybko się rozprawię z tym potworem i wrócę! – zawołał – Jak go znajdę… – dodał do siebie.
 - Żartujesz?! – odkrzyknęła z paniką w głosie –  Złaź natychmiast! – Tsudo wygrażała mu rękami.
 - Taka tułaczka jest bez sensu! - parsknął, nie zwracając uwagi na protest –  Wrócę szybko! – już się szykował by ruszyć.
 - Jak mnie tu zostawisz to powiem twojemu liderowi!
 Deidara zatrzymał się.
 - Nie robię tego ze złośliwości, tylko dla dobra misji – zaprotestował z lekką rezygnacją.
 - I tak nie wiesz gdzie masz lecieć!
 O, matko…
 - A ty nie wiesz gdzie masz iść! – odszczeknął jej.
  Tsudo warknęła pod nosem i wyjęła swój notesik z ołówkiem
 - Jak polecisz to wstawię ci tu kolejny krzyżyk!
 Taa i co jeszcze?
 - I tak nic innego tam nie ma – zadrwił, uśmiechając się.
 - Deidara! Nie zostawiaj mnie! – była bliska płaczu. Notes upadł gdzieś na ziemię, a ołówek potoczył się pod głaz.
 - Biednia ciefcinka siem boi puśtei puśtini? – zakpił z niej, naśladując głos i minę dziecka.
  Niewidoma nie odpowiedziała, tylko z paskudną miną ruszyła przed siebie krokiem wściekłego rzeźnika. Deidara zastanowił się przez chwilę… Może nie powinien jest zostawiać? Jeszcze coś sobie zrobi… Aaaa tam!
   Stał na swoim ptaku i śledził wzrokiem idącą na dole postać. Spojrzał jeszcze raz przed siebie. Krajobraz specjalnie się nie zmienił… Pokręcił głową i poleciał.
  Tsudo szła, co chwila potykając się ze złości o własne nogi. Nie mogła uwierzyć, że jej to zrobił. Już knuła zemstę. Schowa się mu gdzieś pod jakąś skałą i będzie jej szukał po całej pustyni! Cha, cha! A skoro teraz ma czas, to może znaleźć coś do jedzenia…
  Deidara leciał przed siebie. Pewnie będzie musiał przeszukać całą pustynię żeby znaleźć tego demona! Od czego by tu zacząć… No tak! Wyślę kilka glinianych ptaków – zwiadowców. Jak pomyślał, tak zrobił. Wyjął z kabury kilka gotowych białych figurek i wyrzucił je w powietrze. Ptaki przez chwilę leciały bezwładnie w dół, a potem nagle poderwały się gwałtownie, trzepocząc długimi skrzydełkami. Każdy z nich poleciał w inną stronę. Zaczęło świtać…
  Tsudo siedziała pod jedną ze skał pijąc sok z zerwanego kaktusa. Kolce raniły ją nieco, ale przynajmniej częściowo zaspokoiła pragnienie. Już miała zacząć wydłubywać miąższ, gdy poczuła coś dziwnego. Jakby stąpnięcie ogromnej stopy. Przyłożyła dłoń do ziemi. Woda… znów pulsowała. Czyżby kręciła się w kółko? W każdym razie teraz nie zgubi śladu! Ale się Deidara zdziwi jak ją zobaczy na miejscu, tupiącą nogą ze słowami „Długo mam przy tym demonie czekać?!”. Taaak. Taka sytuacja z pewnością utrze nosa temu żądnemu przygód poteflonowi. Ruszyła przed siebie, co kilka metrów sprawdzając ziemię.
 Słońce wznosiło się coraz wyżej ku horyzontowi.  Wkrótce górowało.
  „Zwiadowcy” wrócili. W promieniu kilkunastu kilometrów nie ma żadnej oazy. Było tylko jedno wytłumaczenie: chłopak oddalał się od celu. Przez chwilę żałował, że nie wziął Tsudo. Może wyczułaby te swoje wibracje… No, ale przecież źle znosi latanie. Zawrócił. Może coś przeoczył? Może pustynia go zmyliła? Albo pozmieniały się kierunki geograficzne… Usiadł tyłem do głowy ptaka. Fruwający piasek drażnił mu oczy. Zastanawiał się jak przetransportuje demona. Już raz go złapał z Tobim… ale Tobiego tu nie było, a on nie wiedział czy starczy mu gliny. Ale nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Potem będzie się martwić. Po chwili dostrzegł w dole postać. Nie mógł to być nikt inny jak Tsudo. Musiała go usłyszeć, bo co chwila kierowała głowę do góry.  Chłopak pomyślał, że może zobaczy jak sobie radzi, chociaż nie widział jej tylko jakąś godzinę. Zanurkował ptakiem w dół. Po chwili buchnęło dymem i leciał, a raczej spadał sam Deidara. Gdy wylądował, wyciągnął rękę i pochwycił lecący na ziemię zwój. Ptak był ponownie zapieczętowany.
 Noc wkrótce ponownie rozlała się nad piaskami. Niebo roziskrzyły gwiazdy.
 - Jak leci, mała?! – zagadnął, jak gdyby nigdy nic. Tsudo nie odezwała się, tylko przyśpieszyła kroku. Deidara podążył za nią – Masz mi za złe? Zostawiłem cię dla dobra misji i…
 -  Dla swojego dobra, jak już! – przerwała mu –  Po co wróciłeś w takim razie? Jak idą poszukiwania? – zapytała z wyraźnym brakiem życzliwości.
 -  Wróciłem, by zobaczyć czy nie wpadłaś w gniazdo pająków, na przykład. A poszukiwania idą wspaniale! Natrafiłem już na ślad – skłamał, wysilając się na pewny siebie ton.
 - Ślad, mówisz? To czemu leciałeś w złym kierunku?
 Blondyna zamurowało. Że co?!
 - Leciałem dobrze! Skąd ty to możesz wiedzieć?
  Tsudo westchnęła zrezygnowana i znów sprawdziła ziemię. Drgania były coraz wyraźniejsze. Niewątpliwie była, czy może już BYLI bliżej celu. Deidara chciał zapytać, czy coś wyczuwa, gdy ziemia pod nimi zadrżała. Oboje stanęli jak wryci, bojąc się, że zaraz wyskoczy na nich monstrum. Dziewczyna nie musiała nawet dotykać ziemi, by coś wyczuć.
 - Strumień wody się rozwidla, ale ciśnienie się zwiększa – zaczęła, nie odpowiadając na zadane wcześniej pytanie, gdyż odpowiedź była aż nadto wyczuwalna – … I czakra… Dużo czakry.
 Bez zbędnych słów ruszyli dalej razem. Deidara nie odczuwał niczego w rodzaju skruchy… uważał znalezisko Tsudo za czysty przypadek. Skupił się na czymś innym… na ciekawości. Zachował jednak ostrożność.
 - Mogę cię o coś spytać?
 - Możesz, ale niekoniecznie odpowiem…
 - Od jak dawna jesteś niewidoma.
 Ech. To jakaś tendencja do nachalności?
 - Skąd nagle takie pytania? – zdziwiła się. Wymowny brak odpowiedzi z jego strony, sprawił, że zmuszona była powiedzieć – …Dziesięć lat… Bite dziesięć długich lat – pochyliła głowę.
 - Połowa życia! – zauważył, szczerząc zęby –  Trudno było się przyzwyczaić?
 - Pierwszy rok był najgorszym w moim życiu! Ale potem było już coraz łatwiej… Zmieńmy temat – dała do zrozumienia, że jego ciekawość ją drażni. Powinien się teraz raczej ekscytować ich znaleziskiem.
 - Dobra, eee… mogę osobiste pytanie?
 Znowu? Niewidoma odwróciła podejrzliwie głowę w jego stronę.
 - Ilu miałaś facetów?
 Oczywiście.
 - Pha! Długo nad tym myślałeś?
 - W zasadzie odkąd cię poznałem – wyszczerzył się - Chciałaś zmienić temat, więc…
 - Wróćmy do poprzedniego! – wypaliła czerwona, prawdopodobnie ze złości.
 - O. Aż taki był z niego drań? – znów się wyszczerzył, tym razem szerzej.
 - Nie twój interes! Hympf! – parsknęła - Wszyscy jesteście tacy sami… – znów przyśpieszyła kroku, ale Deidara ją dogonił.
 - Wyczuwam w tym złamane serce… – drażnił się, teatralnie pociągając nosem.
   Dziewczyna zatrzymała się, tak że tym razem to blondyn na nią wpadł. Deidara jednak nie przewrócił się. Zerknął przez jej ramię, by zobaczyć co ją zmusiło do nagłego postoju. Przed nimi, w odległości pół kilometra widniał zarys oazy. Wysokie palmy i krzewy, obrysowane były księżycowym światłem. Panowała niezmącona cisza. Nawet wiatr ustał. Ziemia znów zadrżała. Tsudo odwróciła się do Deidary.
 -  No? To jaki masz plan?


     

Pan kaktus :3




KOMENTARZE ZE STAREGO BLOGA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz